Reklama

Wreszcie jeżdżą na tyłkach! Legia wygrywa w dobrym stylu

redakcja

Autor:redakcja

31 października 2015, 21:11 • 3 min czytania 0 komentarzy

Nie taka ta Legia zła, jak ją malują. Stanisław Czerczesow odegrał się na Thomasie von Hessenie za zaszłości sprzed lat – obaj panowie mierzyli się już kiedyś na boisku, Niemiec wpakował Rosjaninowi bramkę, dziś srogi rewanż. Naprawdę srogi – bo Lechia momentami po prostu nie wiedziała jak przeszkodzić rozpędzonym gościom ze stolicy.

Wreszcie jeżdżą na tyłkach! Legia wygrywa w dobrym stylu

Oj, odzwyczailiśmy się już od takiej Legii – jeżdżącej na dupach przez cały mecz (i to nie tylko za sprawą mocno zroszonej murawy) i nokautującej swoich rywali. Najpierw Guilherme walcząc o piłkę z Makiem powalił go na ziemię, a później jeszcze poprawił uderzeniem kolanem w głowę. Potem Pazdan wszedł w Kuświka z takim impetem, że mimo iż trafił w sumie w piłkę, mógł spowodować kontuzję napastnika Lechii. Oczywiście nie pochwalamy tego typu zachowań – chociaż były one bardziej nierozważne niż celowe – ale mamy wrażenie, że właśnie takie szczegóły pokazują pierwsze efekty ręki rosyjskiego szkoleniowca. No ludzie, Saganowski szarpiący się z Milą?

Dawno nie widzieliśmy takich obrazków. O ile bycie dżentelmenem generalnie przydaje się w życiu, o tyle nieszczególnie pomocne jest na boisku. I to był główny zarzut wobec Henninga Berga – Legia nie grała zbyt agresywnie, zbyt często wybierała pokojowe rozwiązania. Dziś – może trochę przez agresję lechistów, i Borysiuk, i Kovacević nie przebierali zbytnio w środkach – było inaczej. Wojna na noże, co było widać w akcji bramkowej gdańszczan – oprócz bramki zdobyli dwa skalpy nokautując uderzeniami w głowę Kucharczyka i Nikolicia (JEDNA AKCJA!).

A propos obrazków, których dawno nie oglądaliśmy – Ondrej Duda wreszcie rozgrywał mecz na miarę swoich możliwości, a w tym sezonie taki stan rzeczy należy do rzadkości.

No to jeszcze o samym meczu: pierwszy gol Legii padł po akcji rodem z La Liga. Piętka Jodłowca, odegranie z pierwszej piłki Nikolicia i przytomne wykończenie Guilherme. O ile wtedy kibice Lechii mogli jeszcze mieć nadzieję, o tyle skutecznie pozbawił jej ich Marko Marić, zaliczając asystę przy golu Nikolicia. OK – podanie Gersona nie było zbyt przyjemne, ale nie było też takie złe, żeby przyjmować je w stylu facetów po 40-tce tydzień w tydzień zrzucających brzuszek gdzieś w B-klasie (z całym szacunkiem dla nich). Wyglądało to tak, jakby los postawił Chorwata przed wyborem „cukierek albo psikus”, a ten poskąpił jakiegoś łakocia. No i był psikus.

Reklama

Nadzieję gdańszczan tylko na moment przywrócił Aleksandar Kovacević (strzał z dystansu – palce lizać!), ale po chwili nastąpiła szybka riposta wicemistrzów Polski – rozprowadzenie akcji przez Dudę do Jodłowca, pach pach, i mamy po meczu. Warto tu zaznaczyć – akcję zaczynał głęboko cofnięty, z lewego skrzydła, Nikolić, a kończył wjeżdżający prawym skrzydłem Jodłowiec. Czy ktokolwiek w tej akcji był choćby blisko swojej pozycji?

Jeśli Legia utrzyma tę formę, zapowiada nam się ciekawy bój o to, kto spędzi zimę na szczycie tabeli. Chociaż… To tylko Lechia. W dodatku “tylko Lechia”, która wyłączając katastrofalny błąd Maricia, wcale się przed stolicą nie położyła.

legia 3Fot.FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...