Wszyscy wiedzą, jakie problemy w Jagiellonii ma Michał Probierz. Z jednej strony klub jest chwalony za przedsiębiorczość, bo od 2011 roku na jedenastu największych transferach zarobił już jakieś osiem milionów euro. Z drugiej, sama drużyna zdaje się mocno cierpieć na ciągłych przetasowaniach w składzie. Sam Probierz z rozbrajająca szczerością przyznaje, że na początku sezonu Jagiellonia posypała się jak domek z kart i właściwie wszystko trzeba budować od nowa. Jakkolwiek patrzeć, trudno się ze szkoleniowcem białostoczan nie zgodzić.
Prawda jest taka, że Probierz pracuje w Jagiellonii od półtora roku i przez ten czas podstawowa jedenastka jego zespołu zmieniła się niemal całkowicie. Zostało dwóch piłkarzy – doświadczony Rafał Grzyb oraz Filip Modelski, który w tzw. międzyczasie miał przecież swoje problemy zdrowotne. A pozostałych dziewięciu zostało wymienionych, niektórzy decyzją samego trenera, inni decyzjami zarządu. O żadnej stabilizacji nie może być więc mowy, tak samo jak o przemyślanej budowie zespołu czy stawianiu sobie długoterminowych celów. Pozostało jedynie liczyć, że nowi będą w stanie szybko się zaaklimatyzować, wzajemnie zgrać i – co chyba kluczowe – będą mieli szczęście. Innymi słowy, to zwykła loteria.
Patrząc po ewolucji podstawowej jedenastki Jagiellonii pod wodzą Probierza, trudno oprzeć się wrażeniu, że punktem kulminacyjnym była runda wiosenna poprzedniego sezonu. To właśnie wtedy oglądaliśmy zwartą w defensywie i ofensywnie grającą drużynę, która w całych rozgrywkach wbiła rywalom 59 bramek i pod tym względem ustępowała tylko Lechowi oraz Legii. Dziś w zespole nie ma już Tuszyńskiego (15 goli w poprzednim sezonie), Piątkowskiego (14), Gajosa (8), Dzalamidze (3), Tymińskiego (2), Pazdana (2), Quintany (1), a więzadło w kolanie zerwał Pawłowski (2). Ci, którzy zostali, w 37 meczach poprzednich rozgrywek strzelili już tylko dwanaście goli. Wymowne, prawda?
Latem Jagiellonia straciła pięciu piłkarzy kluczowych dla ofensywy, a w podstawowej jedenastce nastąpiło aż sześć zmian. Przy dużym szczęściu i odpowiednim doborze następców wcale nie musiałoby się to wiązać z problemami, co udowadniają Piast i Korona, w których również regularnie gra sześciu nowych. Wiemy jednak z doświadczenia, że tego typu rewolucje znacznie częściej generują problemy, zwłaszcza na początku. Gdyby wymiana połowy składu zawsze przynosiła dobre efekty, robiliby tak wszyscy.
Probierz oddał się ostatnio do dyspozycji zarządu i otrzymał kredyt zaufania. Wydaje się, że słusznie, bo w Białymstoku wciąż ma wiele do zrobienia, a niejednokrotnie udowodnił już, że jest właściwym człowiekiem we właściwym miejscu. Jakkolwiek patrzeć, Jagiellonia nie tylko straciła wartościowych piłkarzy, ale pozyskała też wielu perspektywicznych graczy. Do klubu przyszli Vassiljev, Góralski, Grzelczak, Cernych, Alvarinho czy nawet Tomasik i nie mamy żadnych wątpliwości, że po odpowiednim wkomponowaniu w zespół może z nich być naprawdę sporo pożytku. Dziś gra nie wygląda zadowalająco, ale kto wie, czy personalnie Jagiellonia nie ma nawet większego potencjału niż wcześniej. Skoro Probierzowi udawało się zrobić lokalne gwiazdy z Tuszyńskiego czy Piątkowskiego, którzy wcześniej wcale nie cieszyli się wielką renomą, to dlaczego ma mu się nie udać piłkarzami ze wspomnianej szóstki?
Pytanie tylko, na jaki komfort pracy pozwoli ma zarząd. Czyli, jak dużo Probierz dostanie czasu i jak wielu zawodników straci w tzw. międzyczasie…
Fot. FotoPyK