Reklama

Pośmiewisko w Zabrzu. Coraz bardziej śmierdzi pogrzebem.

redakcja

Autor:redakcja

26 października 2015, 20:26 • 2 min czytania 0 komentarzy

Przed sezonem mieliśmy spory zgryz typując kandydata do spadku. Nie było nikogo tak klarownego jak dwa lata temu Widzew czy Zawisza po fatalnym starcie w rozgrywkach. Najubożej kadrowo wyglądała Korona, ewentualnie Górnik Łęczna. Nikt chyba jednak nie przypuszczał, że Górnik Zabrze wejdzie w sezon aż tak strasznie, niemożliwie źle. To, co gra ta drużyna, jest aż trudne do pojęcia. Jedno zwycięstwo w 18 meczach. Danch, Sobolewski, Madej, Gergel, Kosznik, a w tabeli osiem punktów po 13 spotkaniach (jeden odjęty przez Komisję Licencyjną). Nie można wykluczyć jakiegoś nagłego odrodzenia podopiecznych Ojrzyńskiego – kto wie, może zostaną rycerzami wiosny? – ale na razie z tygodnia na tydzień coraz bardziej śmierdzi tam pogrzebem.

Pośmiewisko w Zabrzu. Coraz bardziej śmierdzi pogrzebem.

„Zejdźcie z boiska, nie róbcie z nas pośmiewiska”. „Nie chce się grać, to spierdalać” – tak pożegnali piłkarzy kibice Górnika. Trudno się dziwić. W Zabrzu nie zmienia się nic niezależnie od tego, kto prowadzi tę drużynę.

Bilans Warzychy: 0-1-3.

Bilans Ojrzyńskiego: 1-5-3.

Można żartować, że nowy szkoleniowiec zdołał ciut podnieść zespół, ale byłoby to – jak mawiał klasyk – śmianie się właśnie z pogrzebu. Górnik jest dziś tragiczny. Antyfutbol z każdej strony. Zabijanie piłki. Jeden zawodnik otoczony przez grupę przypadkowych ludzi. Jeden, czyli Madej, który jak zwykle walczy o każdą akcję i robi, co tylko może, ale dziś na jego drodze stanął fantastyczny Zubas oraz koledzy. Tak, koledzy, bo kto wie, czy współpraca z Korzymem nie pozostawi Madejowi trwałej zmiany w psychice albo innej traumy. Kiedyś napisaliśmy o Maćku, że nadaje się do przepychania szaf, ale dziś nawet tak trudno go definiować. Był piłkarz, nie ma piłkarza. Była drużyna, nie ma drużyny. A w zasadzie jest tylko coś, co można byłoby nazwać: „Madej Zabrze”.

Reklama

Podbeskidzie natomiast – takie fakty – podniosło się od przyjścia Roberta Podolińskiego. Wielu skreślało tego trenera po Cracovii, niektórzy pewnie sądzili, że minie wiele miesięcy, zanim wróci na karuzelę, tymczasem w Bielsku wiedzie mu się całkiem, całkiem. Konkretnie – 2-2-0, czyli przepaść w porównaniu z 1-4-4 Kubickiego. Matematyka nie kłamie. Styl? Bądźmy szczerzy – nie porywa, ale Podbeskidzie to taki klub, który chyba nigdy nie doczeka się atrakcyjnie grającej drużyny. Wystarczy jednak mieć w bramce perfekcyjnego dziś Zubasa, w ataku coraz lepszego Szczepaniaka (w Zabrzu bez gola, ale masa pożytecznej pracy), skutecznego Demjana i Mójtę. Ten ostatni nauczył się od kolegi Sokołowskiego centrostrzałów i właśnie w ten sposób zamknął dzisiejszy wynik. To wszystko wystarczy, by odjechać na sześć punktów od strefy spadkowej.

qQ0JJWR

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...