Reklama

Lider z Gliwic złapał zadyszkę. Dziś nie dogonił Pawłowskiego.

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

24 października 2015, 20:08 • 3 min czytania 0 komentarzy

2729. Nie jest to ani liczba kibiców Piasta, która zdecydowała się wybrać na średnio atrakcyjny mecz z Koroną, ani liczba bluzg rzuconych z trybun przez fanów lidera Ekstraklasy w trakcie tego spotkania. Tyle minut na ligowego gola w Ekstraklasie czekał Bartłomiej Pawłowski. Puste przeloty zaliczał jeszcze w Widzewie, nie udawało się też trafić do bramki zarówno w Lechii, jak i w Zawiszy. Szmat czasu, prawda? Sam Pawłowski nie potrafił w przerwie ukryć zdziwienia. Ale to nie koniec szokujących informacji. Nie dość, że się przełamał, to jeszcze zrobił to w piękny sposób i – przede wszystkim – ten gol dał Koronie wygraną z liderem Ekstraklasy.

Lider z Gliwic złapał zadyszkę. Dziś nie dogonił Pawłowskiego.

Tak, tak, kreśląc scenariusze spotkania, tego nawet nie braliśmy pod uwagę. Football-fiction to fajna sprawa, ale trzeba znać granicę. A mogło być… jeszcze dziwniej! O włos od dobicia bandy Latala był Łukasz Sierpina, chłopak, któremu generalnie “strzelać nie kazano” i wziął to sobie do serca. Bogowie futbolu stwierdzili jednak, że to by było już za dużo jak na jeden wieczór. Rozsądnie.

Abstrahując od personaliów, Korona ograła w Gliwicach rewelacyjnego w tym sezonie Piasta! Napisać, że jesteśmy zdziwieni, to jak prawie jak nic nie napisać. Oczywiście drużyna Marcina Brosza zdecydowanie lepiej radzi sobie na wyjazdach niż w domu – dzięki temu zwycięstwu jest w meczach poza własnym stadionem najlepsza w lidze! – ale stadion Piasta stawał się przecież twierdzą. Do dziś: sześć spotkań, sześć zwycięstw. Padła tam Legia, padła Wisła. A Korona zrobiła wszystkim kolejnego psikusa.

Image and video hosting by TinyPic

Cóż, mamy więc pierwszą wyraźną zadyszkę drużyny Latala. Mecz w Bielsku nie był wypadkiem przy pracy, coś się zacięło. Na pierwszy rzut oka zabrakło tylko skuteczności, ale nie damy sobie uciąć żadnego palca, że problem jest tak płytki. Charakterystyczną zadziorność ciągle widać, tego odmówić Piastowi nie można, ale Korona nie miała też wielkiego problemu, by się jej przeciwstawić.

Reklama

No dobra – jak doszło do tego sensacyjnego rozstrzygnięcia? Fatalnie piłkę do gry wprowadził Szmatuła, spadła ona pod Aankoura, ten przetransportował ją na skrzydło, Pawłowski zabrał Osyrę na karuzelę, a potem pocelował jak nie on. Kilka chwil później Piast powinien wyrównać. Vacek, który wykorzystał dwie jedenastki prze tygodniem, tym razem spalił próbę z jedenastu metrów. Sama decyzja o przyznaniu karnego – u nas też zapanowała konsternacja. Głównie przez to, że sędzia Jakubik długo zwlekał. Powtórki pokazują jednak, że piłka była w grze (wybijany był rzut rożny), a Aankour zachował się najzwyczajniej w świecie bardzo głupio, przytrzymując zbiegającego na pierwszy słupek Badię. Dał pretekst, absurdalne zachowanie z jego strony. Rozgrzeszamy arbitra, ale nie zmienia to faktu, że sędzia Jakubik gwizdał dziś strasznie równo.

Ale to nie była jedyna bardzo dobra szansa Piasta na wyrównanie. W drugiej połowie piłka spadła na głowę Pietrowskiego, lecz pomimo pięciu metrów od bramki i odsłoniętego całego jej rogu, Polak chybił. W końcówce w słupek trafił Nespor. Korona odpowiedziała przede wszystkim okazją Sierpiny, o której wspominaliśmy.

Koniec końców, nie mielibyśmy odwagi, by napisać, że kielczanie nie zasłużyli na zwycięstwo. Zasłużyli. Może nie słyszeliście, ale Marcin Brosz jest jednym z… gliwickich radnych. Jeszcze kilka takich spotkań i raczej nie liczylibyśmy na reelekcję.

C2njKz7

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...