Niedzielny mecz na szczycie ligi Arabii Saudyjskiej, wicemistrz Al-Ahli kontra mistrz Al-Nassr. Z pozoru nic nadzwyczajnego, bo na boisku powinien biegać tylko jeden Polak, Adrian Mierzejewski. Ale w tym wydarzeniu udział bierze więcej Polaków. Szymon Marciniak wraz z zespołem, Pawłem Sokolnickim i Tomaszem Listkiewiczem, sędziowali to spotkanie na specjalne zaproszenie.
– Na trybunach ponad 32 tysiące widzów, około dziesięciu tysięcy przyjezdnych, mimo że to kilkaset kilometrów drogi. Widać, że futbol to dla Arabów drugie życie, niesamowita pasja. Jak w każdym miejscu świata chwalę polskich kibiców, tak ci również zrobili na mnie ogromne wrażenie. Warunki na stadionie kosmiczne, piękny stadion, wieczorowa pora i 38 stopni Celsjusza – opowiada Marciniak.
To nie był trudny mecz z punktu widzenia decyzji, które trzeba podjąć. Polscy sędziowie byli chwaleni przez obie strony, przy podyktowanym rzucie karnym – wykorzystanym przez Mierzejewskiego – nikt nie miał wątpliwości. Wyzwaniem były jednak warunki. Marciniak gwizdał w przeszłości m.in. w Japonii, przy podobnej temperaturze, ale przy innej wilgotności powietrza. Teraz było trudniej. Specyficznie wyglądał też sam mecz: zamiast defensywy więcej tutaj było gry do przodu, skupianiu na ofensywie, otwartej wymiany ciosów. Do przerwy 3:0 prowadziło Al-Ahli, rywal Mierzejewskiego, a stanęło na sześciu golach (4:2). Tempo, jak opowiada Marciniak, było bardzo wysokie.
Żeby zrozumieć, jak polscy sędziowie znaleźli się w ogóle w weekend w Dżuddzie, trzeba delikatnie cofnąć się w czasie. Howard Webb, były arbiter Premier League i areny międzynarodowej, kilka miesięcy temu został w Arabii Saudyjskiej kimś na wzór Zbigniewa Przesmyckiego, czyli szefem tamtejszych sędziów. Organizuje na nowo system szkolenia, wprowadza zawodowe gwizdanie i profesjonalizm od podstaw. Zanim jednak wykształci arbitrów na wysokim poziomie, podtrzymuje tradycję zapraszania na najważniejsze w kraju mecze zespołu sędziowskiego z zagranicy.
– Zdarza się, że arbiter z Europy jedzie tam tylko zarobić i nie przykłada się do pracy. Ja jestem wciąż głodny sędziowania, wszędzie staram się zostawiać po sobie dobre wrażenia. Howard o tym wie, przyjaźnimy się od lat, dlatego byłem pierwszym przez niego zaproszonym. Nie mogliśmy go zawieść – mówi. – Dla zawodników też ma znaczenia, że specjalnie przyjechał sędzia z Europy, należący do Elite, może nawet z nazwiskiem, choć na pewno nie aż takim, jak oni uważali. Mam świadomość, że ja na nie dopiero pracuję, że jestem na dorobku. Ale nazwa „Elite” faktycznie przed nazwiskiem pomaga. To trochę niesprawiedliwe wobec innych sędziów, również do niedawna mnie, którzy często dobrze gwiżdżą, a okazuje im się mniejszy szacunek. Tutaj widoczne było większe zaufanie do podejmowanych decyzji. A jak było trzeba, to wchodziłem ze swoimi warunkami fizycznymi między niższych Arabów i… od razu był spokój!
Dla Marciniaka wyjazd do Arabii Saudyjskiej był kolejnym doświadczeniem – gwizdaniem w innych realiach, trudnych warunkach atmosferycznych, poznaniem nowej kultury – które ma procentować. Od lipca znajduje się w UEFA Elite, tak jak i 28 innych arbitrów. Każdy chciałby jechać do Francji na Euro 2016, ale nie wszyscy otrzymają nominacje. Decydować będą szczegóły, znaczenie może mieć nawet najmniejszy błąd. Marciniak w tym sezonie gwizdał już 25 spotkań, a z racji przynależności do najwyższej klasy sędziowskiej jego mecze w polskiej lidze obserwują specjalni wysłannicy UEFA.
– Obecność w Elite nie oznacza, że na meczach Ekstraklasy mam taryfę ulgową. To właśnie tutaj, przy krótkiej chwili dekoncentracji, najłatwiej się wysypać – mówi. – Przez wiele lat byliśmy zahukani. Nie mieliśmy żadnego Polaka w elicie, byliśmy pewni, że się tutaj nie dostaniemy. Na szczęście, jesteśmy przedstawicielami innej generacji. Na tym poziomie atmosfera już gęstnieje, da się czuć rywalizację o Euro. Sędzia często jest na takiej imprezie tylko raz w życiu. Mamy bardzo dobre oceny, przed nami jeszcze kilka meczów, w tym czwartej kolejki Ligi Mistrzów, ale nic już więcej zrobić nie możemy. Decyzje powoli zapadają.
Na ostateczne rozstrzygnięcia trzeba jednak jeszcze trochę poczekać, najprawdopodobniej do grudnia. Kolejne udane zawody, takie jak w miniony weekend, jedynie przybliżają Marciniaka i spółkę do mistrzostw Europy.