Jako zwolennik wolnego rynku i tego, że jeśli chcesz mieć pieniądze, to po prostu je zarób zamiast wyciągać łapę – z zainteresowaniem przyglądałem się historii pływaczki Alicji Tchórz, która za wygraną w zawodach w Ciechanowie dostała 200 złotych. Dziewczę się oburzyło, więc oburzyli się też inni – jak tak można traktować sportowca, toż to co najmniej uwłaczające. Oberwało się też mnie, gdy napisałem, że przecież mogła zamiast pływać zająć się czymś pożytecznym i oberwało się piłkarzom, którzy rzekomo też powinni grać właśnie za 200 złotych, bo są słabi.
Pani Tchórz ma bardzo wyczerpujące hobby. Wyobrażam sobie, że trenowanie pływania to nie są przelewki i że wysiłek energetyczny jest znacząco wyższy niż chociażby u wspomnianych zawodników piłki nożnej. Niestety, jest też jeden mały szkopuł – nikogo to nie obchodzi. Mój kolega też ma wyczerpujące hobby – biega maratony i triathlony. Inwestuje w sprzęt (rower, buty, odżywki itd.) i tych sum zupełnie nikt mu nie zwraca i on się o zwrot nie ubiega, nawet mu to nie przychodzi do głowy. Dlatego napisałem: Alicja Tchórz ma wyczerpujące hobby. Zaraz ktoś krzyknie, że to nie hobby, skoro jest reprezentantką Polski, ale tak ze dwadzieścia lat temu reprezentantką Polski w szachach była moja siostra. Aż w pewnym momencie stwierdziła, że trzeba iść pracować w banku i zarabiać pieniądze. A szachy – cokolwiek sądzicie – to nie drapanie się po dupie, tylko kilka godzin indywidualnych lekcji z trenerem dzień w dzień. Pamiętam nawet nazwisko tego trenera – nazywał się Kolasiński. Siedział u nas w tzw. dużym pokoju tak długo, że w zasadzie stał się domownikiem.
No dobrze. Jest pani Alicja Tchórz, która dostała 200 złotych, co nią wstrząsnęło.
W „Gazecie Wyborczej” przeczytałem, że na co dzień pani Alicja dostaje nieco ponad tysiąc złotych stypendium za to, że pływa. Nie jest to fortuna, nie wynajmie się za to mieszkania ani nie poleci na wakacje. Pytanie tylko: o ile więcej powinna dostawać i z jakiego powodu? Czy pensja nauczyciela historii byłaby w porządku? A może lekarza? Na ile powinniśmy wycenić to, że pani Alicja przebiera się w kostium i wchodzi do wody?
Z piłkarzami jest inaczej. Same prawa telewizyjne do polskiej ligi to ok. 150 milionów złotych rocznie. Kiedy na trybuny przyjdzie pięć tysięcy ludzi, to piszemy, że to żałosna frekwencja, podczas gdy pływaków takie tłumy nie oglądają (raczej nie ogląda ich nawet 100 osób). Piłkarze – cokolwiek o nich sądzi przeciętny Kowalski – przyciągają przed telewizory ludzi, ludzie przyciągają sponsorów, generalnie cała ta machina generuje naprawdę spore przychody. Dzisiaj inna już pływaczka zaapelowała do mediów „pokazujcie nas!”. Nie powiedziała jednak, po co? Sprzedawanie gazet to biznes. Gazety piszą o tym, co interesuje ulicę. Ulicy nie interesuje, że ktoś po prostu pływa. Dużo ludzi pływa. Latem na Mazurach pływają dziesiątki tysięcy ludzi albo i więcej.
Zostawmy piłkę w spokoju, bo nie jest niczemu winna – chociażby Tomasz Majewski po swoim medalu numer milion przyznanym za rzut garnkiem do celu wypomniał zarobki piłkarzy ponownie. Oni zarabiają, ponieważ wykonują zawód wzbudzający zainteresowanie nie od święta, tylko notorycznie. Tak jak aktor filmowy zarabia więcej niż np. mim stojący na ulicy. Nikt nikomu nie kazał zostać mimem i nikt nikomu nie bronił zostać aktorem.
Sprawa zaintrygowała mnie na tyle, że aż zadzwoniłem do Polskiego Związku Pływackiego, żeby mi wytłumaczyli, jak mogą zarabiać pływacy. No i bardzo miła pani przedstawiła mi to tak: – Wie pan, my mamy wytyczne z ministerstwa. I to wygląda następująco… Złoty medal mistrzostw świata to podstawa, czyli 2300 złotych, pomnożone przez współczynnik 2,9, czyli razem 6670 złotych miesięcznie. Tyle stypendium dostaje złoty medalista MŚ. Drugie miejsce – 2300 razy 2,5, trzecie – 2300 razy 2,1. Aż do miejsca ósmego, za które przyznawane jest stypedium równo w wysokości 2300 złotych. Do tego są też stypendia olimpijskie – 7500 złotych miesięcznie za złoto czy na przykład 5865 za brąz. Zgodnie z decyzją ministerstwa, medale mistrzostw Polski nie uprawniają do przyznawania stypendiów, natomiast zazwyczaj tacy medaliści dostają stypendia z uczelni oraz z gminy. Jak pan chce więcej dowiedzieć się o sprawach sportowych, to pana przełączę, ale ogólnie panu powiem, że o ile mamy dobrych pływaków, to pływanie żeńskie aktualnie stoi na niskim poziomie…
Jak powiedziała – tak zrobiła. Przełączyła. Kolejny miły pan – szef szkolenia – wytłumaczył mi, jak to z panią Alicją Tchórz i zawodami w Ciechanowie było.
– Czy to jest dobra zawodniczka? Wie pan, na mistrzostwach świata w Kazaniu była szesnasta, ale to nie jest do końca miarodajne. Trzeba brać poprawkę, że każdy kraj może wystawić dwóch zawodników. Może być więc tak, w tym momencie strzelam, niech pan to sobie posprawdza, że na przykład w Niemczech piętnaście zawodniczek pływa szybciej, ale startować mogły tylko dwie… No dobrze, są więc takie imprezy jak mistrzostwa świata, mistrzostwa Europy czy igrzyska z dużymi nagrodami, dodatkowo igrzyska dają medalistom dożywotnią emeryturę. Jest też Puchar Świata, w którym można zarobić tysiące dolarów. Widziałem, że pani Alicja się poskarżyła, że chciałaby w Pucharze Świata wystartować, ale nie ma na to pieniędzy. Powiem panu, że zawodnicy zazwyczaj chcą startować w Pucharze Świata rozgrywanym po mistrzostwach świata, bo wtedy łatwiej o wynik. Jednak my musimy taki wyjazd uargumentować w ministerstwie: po co zawodnik leci, jaki to ma sens, jakie ma szanse na dobry wynik… Bo to są jednak duże pieniądze. Ktoś ma lecieć po to tylko, żeby polecieć?
– No i ten Ciechanów, o który nas się teraz pyta. Nie było obowiązku tam startować, a każdy zawodnik wiedział, co konkretnie dostanie za zwycięstwo. W mistrzostwach Polski – bardziej prestiżowych, no i będących kwalifikacją do wielkich imprez – w ogóle nie ma nagród finansowych. Tu były. Rok temu pani Alicja zrezygnowała ze startu, ponieważ w Poznaniu odbywały się lepiej płatne zawody i tam pojechała. Tym razem zdecydowała się przyjechać, nikt jej siłą przecież nie zaciągnął. Ogólnie z pływaniem w Polsce to jest tak… Mistrzostwa Polski – bez nagród finansowych. Grand Prix – 7 imprez w sezonie, w każdej można wygrać 1000 czy 1200 złotych. No i tę ligę pływacką zrobiliśmy, by reprezentacje okręgów wojewódzkich mogły rywalizować. Na szesnaście województw przyjechały cztery, więc sam pan widzi, że to żaden przymus.
Sytuacja wygląda więc tak, że pani Alicja dostaje miesięcznie ok. 1000 złotych za to, że pływa. Dostawałaby znacznie więcej, gdyby pływała szybciej. Niestety, nawet nie ociera się o medale na poważnych imprezach (chociaż siedem lat temu była świetną juniorką). Za moment padnie argument, że pływałaby szybciej, gdyby dostawała więcej i miała większy komfort – ale tak się można przekrzykiwać w nieskończoność. Nie za bardzo rozumiem dlaczego z publicznych pieniędzy mielibyśmy inwestować we wszystkich hobbystów, którzy uznali, że bardzo lubią uprawiać sport? Oczywiście pani Alicja może znaleźć prywatnych sponsorów. Problem polega na tym, że prywatni sponsorzy zazwyczaj chcą być kojarzeni ze sportowcami odnoszącymi dobre wyniki, a nie tymi, którzy wykazują postawę roszczeniową. Nie wspominając, że to dobrzy sportowcy są medialni, a słabi – tak jest na całym świecie – nie. Chyba, że się publicznie popłaczą, ale to pięciosekundowa sława.
Ma więc pani Alicja 1000 złotych podstawy, może dodatkowo wypływać sobie kolejne sumy, np. w Grand Prix. Zwiedza świat, przecież nie za własne. Pływa nie we własnym basenie i pod okiem trenera, którego nie opłaca. Jak ja gram w tenisa, to trenerowi płacę (no dobra, płaciłem, bo potem za bardzo się polubiliśmy i on już nie chce siana). Ale generalnie – godzina pracy trenera kosztuje. Pani Alicja tych kosztów nie pokrywa. Natomiast wydaje się jej, że powinna dostać jeszcze więcej. Jak dla mnie – powinna więcej, ale pod warunkiem, że Polacy w ogóle zaczęliby zarabiać więcej. Nie widzę powodu, by pani Tchórz miała wyprzedzić na liście płac ludzi, którzy naprawdę wykonują zawody pożyteczne społeczne. Nie mam pojęcia, czemu miałaby zgarniać więcej niż pielęgniarka.
Pani Alicja ma 23 lata i sporo życia przed nią. Pewnie naoglądała się Otylii Jędrzejczak i chciałaby tak samo. Ale Otylia najpierw mocno zapracowała na swoją sławę i łączące się z nią wszelakie profity. Zrobiła wynik. W sporcie za sam udział ani medali, ani kasy nie rozdają. I nikt nie zbił fortuny na tym, że był najszybszy na basenie w Ciechanowie, tak jak nikt nie zbił fortuny za najszybszą jazdę rowerem po Ursynowie.
Pani Alicjo – proszę więc albo zacząć pływać lepiej, to wtedy będą i wysokie stypendia, i sponsorzy, może nawet dożywotnia emerytura (cóż to za komfort!). Jeśli jednak nie jest pani w stanie pływać szybciej – co rozumiem, sam pływam słabiutko – to naprawdę nie jest to ani mój problem, ani państwowego budżetu. Jak mawiał klasyk: proszę zmienić pracę i wziąć kredyt.
* * *
– Witamy w najnowszym odcinku naszego teleturnieju! Dzisiaj zmierzą się państwo Kopaczowie oraz państwo Szydło! Ten odcinek pomoże wam wybrać swojego kandydata w wyborach parlamentarnych. Na początek tradycyjny dowcip.
Tusk i Kaczyński mieli wypadek samochodowy i kłócą się kogo to wina. W końcu Tusk mówi: – No dobra, jednak to moja wina. Przepraszam. Napijmy się gorzały na zgodę.
Kaczyński zgodził się. Po kilku łykach pyta: – A tak w ogóle, to dlaczego ty nie pijesz?
A Tusk odpowiada: – Ja czekam na policję.
Hehehe.
Zapraszam przedstawicieli obu rodziny do mnie na środek…
Pierwsze pytanie: co należy zrobić z ZUS-em?
– Pierwsza wcisnęła przycisk pani Ewa…
– Utrzymać!
– Utrzymać, utrzymać… Popatrzmy…
(BUM)
– No niestety, zero punktów.
– Zlikwidować!
– Zlikwidować. Sprawdźmy…
(BRZDĘK)
– 68 punktów, gratuluję.
Wyobrażacie sobie polityczną „Familiadę”? No więc gdyby istniała to dowiedzielibyście się z niej więcej niż z żenującej wczorajszej debaty, podczas której dziennikarze robili za podstawki do mikrofonu, a Ewa Kopacz i Beata Szydło recytowały przygotowane wcześniej regułki, lekceważąc usłyszane przed momentem pytania. Lekceważąc dziennikarzy, zlekceważyły też Polaków, którzy mieli prawo oczekiwać odpowiedzi, a nie przemówień. Polacy mają prawo wiedzieć, co o konkretnych sprawach sądzi dany polityk. Zamiast tego zostali spoliczkowani.
Żałuję, że żaden z dziennikarzy nie zdobył się na piękny akt odwagi i w którymś momencie nie spytał: – Skoro i tak panie nie odpowiadają na pytania, to spytam po prostu, czy lepsza jest pomidorowa, czy rosół, a także o to, dokąd tupta nocą jeż?
Taki dziennikarz wcale by się nie ośmieszył – wręcz przeciwnie, zapewniłby sobie dożywotnią sławę. Jako ten, kto ma dość kpin i kto pokazał jaja. Ale jak można na coś takiego liczyć, skoro – jak słyszę – sztaby wyborcze narzuciły taki kształt debaty. Przecież to absurd do potęgi. Dziennikarze pracują dla sztabów, czy dla telewizji? Nie pasuje ci przyjście do TV – to wynocha, nie przychodź. Sztaby to są terroryści, żeby z nimi negocjować (tak, wiem, nie powinno się negocjować z terrorystami, ale często się to dzieje)? Z jakiej paki jakiś ubiegający się o wysoki urząd człowiek ma decydować o formule programu telewizyjnego, którego jest gościem?
Chcesz sobie opowiadać dyrdymały wyuczone dzień wcześniej zamiast odpowiadać na konkretne pytania – wyjdź na balkon i opowiadaj. A jak kradniesz czas milionom Polaków to miej dla nich elementarny szacunek.
KRZYSZTOF STANOWSKI