Reklama

Probierz: Puchary to dla nas pocałunek śmierci

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

19 października 2015, 07:41 • 10 min czytania 0 komentarzy

Po raz kolejny okazuje sie, że puchary dla naszych zespołów są pocałunkiem śmierci. Wcześniej zaczynamy sezon, nie jesteśmy w stanie utrzymać najlepszych piłkarzy i kolejne rozgrywki są trudniejsze. (…) Brakuje nam jakości. Nie da się oszukać faktów. Pozyskaliśmy zawodników z niższych lig lub takich, którzy w poprzednich klubach walczy o utrzymanie w ekstraklasie. Nie są w stanie zastąpić tych, którzy grali z nami w pucharach – mówi dziś otwarcie w Gazecie Wyborczej Michał Probierz, trener Jagiellonii Białystok.

Probierz: Puchary to dla nas pocałunek śmierci

FAKT

Dostali szybciej niż Gołota. Kto? Jak zwykle mistrzowie Polski.

f1

Dla mistrzów Polski nie ma w tym sezonie już nic niemożliwego, jeśli chodzi o bicie niechlubnych rekordów. W sobotę piłkarze Lecha w meczu z Ruchem poprawili „osiągnięcie”… Andrzeja Gołoty. Polski pięściarz w 2005 roku w walce o mistrzostwo świata wagi ciężkiej ustanowił nową jednostkę czasu – „Jedną Gołotę” – która wynosi 53 sekundy. Tyle potrzebował Lamon Brewster (42 l.), by posłać naszego pięściarza na deski. Emerytowany bokser może odetchnąć z ulgą, bo ktoś wreszcie wziął się za jego rekordy.

Reklama

Poza tym, mamy marsz przez kolejne ligowe areny:
– Kryzys dopadł Jagiellonię
– Możdżeń się obudził
– Wisła nadal bez bramek
– Pogoń coraz silniejsza
– Króla strzelców już znamy

f2

Co dalej? Robert Lewandowski przy ataku Wiedewalda z Werderu miał sporo szczęścia, a Ronaldo pobił wynik Raula i jest najlepszym strzelcem w historii Realu. I tyle.

RZECZPOSPOLITA

Lech spod sztampy. Piotr Żelazny o minionej kolejce.

Lech Poznań nie wygrał dziesiątego spotkania ligowego z rzędu. Po 25 minutach było 2:0 dla gości z Chorzowa i wydawało się, że debiut Jana Urbana na stanowisku szkoleniowca Lecha będzie wyjątkowo przykry. A jednak poznaniacy potrafili doprowadzić do remisu. Tylko tyle i aż tyle. Do tego, by obwieścić przełamanie mistrzów Polski, wciąż sporo brakuje. Dość późno zdecydowano się w Poznaniu na roszadę na ławce trenerskiej – dopiero w miniony poniedziałek, gdy przerwa na mecze reprezentacyjne dobiegała już końca. Urban miał przyjść i odblokować głowy piłkarzy. Bo przecież było wiadomo, że przez mniej niż tydzień nie będzie w stanie odcisnąć swojego piętna na zespole. Nie zrobi rewolucji w składzie, bo Maciej Skorża samobójcą i sabotażystą nie był, więc wystawiał najsilniejszy zespół, na jaki mógł liczyć. Wiadomo było też, że Urban nie zmieni wiele pod względem taktyki, nie nauczy zawodników nowych schematów. Nowy trener miał w pierwszej kolejności wpłynąć na poprawę atmosfery w zespole i dodać piłkarzom pewności siebie. Ci bardziej złośliwi twierdzą zresztą, że na tym właśnie jego warsztat trenerski w dużej mierze polega. Obrońcy Urbana wskazują jednak na mistrzostwo zdobyte z Legią jako świadectwo szkoleniowej klasy, a ci jeszcze bardziej przyjaźnie do niego nastawieni dodają, że z warszawskim zespołem zdobył dwa tytuły. Prowadził przecież Legię w rundzie jesiennej sezonu 2013/2014 i gdy w 22. kolejce zespół przejmował Henning Berg, dostał drużynę na pierwszym miejscu w tabeli i z pięcioma punktami przewagi nad drugim Górnikiem Zabrze. (…) Po piłkarzach Lecha nie było widać, że w tygodniu wydarzyło się w klubie coś ważnego. Gra była taka sama jak za czasów Skorży – podanie do Karola Linetty’ego, a ten albo szukał jakiegoś rozwiązania na skrzydle, albo wycofywał piłkę do obrońców, by spróbować jeszcze raz.

Reklama

W ramach przerywnika od krajowego podwórka. Niemiecki Mesjasz przywraca nadzieję.

Niemiecka flaga z napisem „Juergen Meister”, plansza z hasłem „We believe” – sektor gości na stadionie Tottenhamu wypełnił się w sobotnie popołudnie kibicami Liverpoolu wierzącymi w cudowną moc Kloppa. Bezbramkowy remis tej wiary nie osłabia, bo drużyna musiała sobie radzić w Londynie bez kilku ważnych zawodników (leczy się m.in. Daniel Sturridge). Obiecywanego „futbolu na pełnym gazie” jeszcze nie było, sił starczyło na niecałe pół godziny, ale po zaledwie trzech treningach widać już rękę Kloppa: wysoki pressing, jakim zachwycała kiedyś Borussia Dortmund, czy lepszą grę obrony, która w poprzednich ośmiu meczach straciła dziesięć goli. Choć przyznać trzeba, że Liverpool zawdzięcza ten punkt przede wszystkim świetnym interwencjom bramkarza Simona Mignoleta. – Jestem zadowolony, nie miałem wygórowanych oczekiwań. Futbol może być spektakularny i ekscytujący, nawet kiedy nie padają bramki – przekonywał „niemiecki Mesjasz”, jak nazywa się Kloppa na Wyspach.

GAZETA WYBORCZA

Na poniedziałkowy dodatek GW jak zwykle zacieramy ręce. Zaczyna się dobrze: dużym wywiadem Dariusza Wołowskiego z Grzegorzem Krychowiakiem. Gorące serce, chłodna głowa.

gw

Dotąd w finałach mistrzostw Europy Polska nie wygrała meczu. Bilans to trzy remisy i trzy porażki. Trzeba się będzie przełamać.
– My w Polsce mamy skłonność do popadania ze skrajności w skrajność. Jak wygramy mecz, to jesteśmy najlepsi, jak przegramy, to najgorsi. Chciałbym, żeby kibice ocenili nas za wysiłek włożony w turniej. Dla mnie będzie to pierwsza tak wielka impreza w życiu. Sam jestem ciekaw, jak to się potoczy. Zwycięstw obiecywać mi nie wypada, bo od nas zależy tylko to, jak się przygotujemy i ile wysiłku włożymy w każdy mecz. Ale po drugiej stronie będzie przeciwnik z dokładnie takimi samymi marzeniami jak nasze. Jedno mogę gwarantować, że damy z siebie na boisku co najmniej tyle, ile on. Albo więcej.

Lewandowski, Krychowiak, Glik, Milik, Błaszczykowski, Piszczek, Fabiański, Szczęsny i inni. Jest potencjał w tej grupie.
– Jest. Ten zespół może być lepszy. Wierzę, że każdy dzień pracuje na naszą korzyść. I te spędzone razem na zgrupowaniach, i te, gdy pracujemy w klubach. Nikt z nas nie osiągnął jeszcze maksimum możliwości. Będziemy ciężko pracowali, by drużyna była mocniejsza, sprostała wymaganiom Euro.

Krychowiak tradycyjnie wypowiada się w sposób stonowany i dojrzały. Niezła ta rozmowa… Obok Wojciech Kuczok. Wyciągamy mały fragment.

Ale mam na myśli inny zgoła przełom dziejowy – oto bowiem chorzowski Ruch po raz pierwszy zdobył punkt na żółto-niebiesko. Zmiana barw klubowych jest w Chorzowie przykrą codziennością wynikającą z wymuszonej odwieczną biedą strategii klubu – żeby żyć. Ruch musi sprzedawać swoje największe talenty. A zatem do tego, że najlepsi gracze zmieniają barwy, odchodząc do możniejszych klubów, kibice „Niebieskich” przywykli. Teraz jednak barwy zmienił cały klub, a ściślej: drużyna, której nakazano grać w kolorach Górnego Śląska. Przyznam, że mam z tym poważny kłopot – z daleka nie rozpoznaję twarzy, a i po stylu gry trudno któregokolwiek z chorzowian teraz poznać, więc mam nieodparte wrażenie, że zamiast kibicować Ruchowi, trzymam teraz kciuki za kadrę Watykanu, Ukrainy, Arki Gdynia czy Motoru Lublin.

gw2

Tekst Rafała Steca, który pisze o „futbolu w ruinie” przerzucamy. Ten o Kloppie – również. Legii i Lecha dwa kroki w bok.

Dwa największe polskie kluby wymieniły trenerów. Zmiany są podobne, bo pokazują w obu brak trwałego modelu. Lech oraz Legia zatrudniły innych trenerów, niż miały w poprzednich latach. Znów wywróciły do góry nogami swoje długofalowe założenia. Gdy z Borussii Dortmund odszedł Jürgen Klopp, szefowie klubu na jego miejsce sprowadzili Thomasa Tuchela. Wykazywał bowiem zrozumienie dla wieloletniej polityki transferowej dortmundczyków polegającej m.in. na wyławianiu talentów za grosze. Drużyna z Tuchelem miała dalej grać atrakcyjny futbol. Każdy nowy menedżer Southampton albo Swansea musi wpasować się w model klubu. Styl gry ewoluuje, ale wciąż można w nim odnaleźć charakterystyczne elementy. Cel klubu i sposób funkcjonowania pozostaje jednak niezmienny. Dlatego, gdy Michael Laudrup zaczął robić swoje porządki w Swansea, wyleciał z pracy. (…) Tymczasem w dwóch największych polskich klubach wystarczyła perspektywa jednego średniego sezonu, aby zmieniono założenia. Pal licho, że Maciej Skorża przepracował w Lechu tylko 13 z 34 miesięcy, które zapewniała mu umowa, a Henning Berg jedynie 10 z 42 miesięcy, które gwarantował mu kontrakt podpisany w styczniu. Szefowie klubów w Poznaniu i Warszawie mieli prawo uznać, że obaj trenerzy nie mają pomysłu, jak dalej prowadzić zespół. Intrygujące jest to, że ludzi, którymi ich zastąpiono, zupełnie różnią się od swoich poprzedników i będą pchać drużynę w zupełnie innym kierunku.

Ciekawie wygląda też rubryka „trzy strzały”, gdzie na krótkie pytania odpowiada Michał Probierz.

(…) Teraz mamy poważny kryzys. Po raz kolejny okazuje sie, że puchary dla naszych zespołów są pocałunkiem śmierci. Wcześniej zaczynamy sezon, nie jesteśmy w stanie utrzymać najlepszych piłkarzy i kolejne rozgrywki są trudniejsze. W poprzednich kolejkach mieliśmy problemy, więc pracowaliśmy, by je rozwiązać, i w meczu z Łęczną fizycznie prezentowaliśmy się lepiej, ale popełniliśmy spore błędy. Czasami brakuje nam łutu szczęścia.

Z Jagiellonii latem odeszło pięciu podstawowych graczy.
– Brakuje nam jakości. Nie da się oszukać faktów. Pozyskaliśmy zawodników z niższych lig lub takich, którzy w poprzednich klubach walczy o utrzymanie w ekstraklasie. Nie są w stanie zastąpić tych, którzy grali z nami w pucharach.

SUPER EXPRESS

Najpierw jest o bandyckim ataku na Lewego…

se

… potem o tym, co w weekend wydarzyło się w Ekstraklasie. Nikolić przejechał się po „Pasach”.

Piłkarze Legii zdemolowali Cracovię 3:1 i wysłali sygnał całej lidze – Wracamy. Znów trzeba się nas bać! Debiut trenera Stanisława Czerczesowa (52 l.) był popisem Nemanji Nikolicia (27 l.), który zdobył trzy gole i ma już na koncie 15 trafień w Ekstraklasie. Nie ma śladu po ślamazarnej, przewidywalnej i schematycznej Legii z końcówki ery Henninga Berga. Jego następca Stanisław Czerczesow zapowiadał, że wicemistrzowie Polski w każdym meczu będą na boisku dominować, narzucać swój styl rywalom i grać ofensywnie. Słowa szkoleniowca mocno wzięli sobie do serca piłkarzy, którzy wczoraj od pierwszych minut rzucili się na rywali jakby chcieli ich rozszarpać.

se2

PRZEGLĄD SPORTOWY

Urban nie odmienił Lecha.

ps

Kolejne pomeczowe relacje omijamy szerokim łukiem, ale jest wśród nich choćby rozmowa ze Stanisławem Czerczesowem. Nie jestem Dziadek Mróz.

Mam do pana dwa pytania…
– po rosyjsku „pytać” to znaczy torturować, więc proszę nie pytajcie mnie za wiele. A teraz słucham.

Ustawił pan swoją Legię z trzema defensywnymi pomocnikami i jednym napastnikiem. Tak będzie zawsze?
– Mówi pan „moja Legia”. A to błąd. Ten klub istnieje 59 lat i to jest nasza Legia. Do wszystkich spotkań przygotowujemy się oddzielnie, każdego przeciwnika będziemy traktować osobno. Ustawiłem i przygotowałem zespół specjalnie na Cracovię. Zaczęliśmy w ustawieniu 4-1-4-1, ale nie wyglądało to dobrze, więc szybko skorygowałem na 4-2-3-1 i już było lepiej. Co do liczby napastników – nieważne, ilu piłkarzy gra w ataku, liczy się liczba strzelonych goli. Dziś były trzy.

Bedzie pan dawał więcej czasu młodym piłkarzom?
– Nie, bo ja nie jestem Dziadek Mróz, żeby cokolwiek komukolwiek rozdawać. Kto nie zasłuży na podstawową jedenastkę, ten na boisko nie wyjdzie. Ja zacząłem grać w piłkę w wieku 15 lat, skończyłem jako 40-latek. Nie widzę więc najmniejszych przeszkód, by i legioniści tak nie mogli. Wiek nie ma dla mnie najmniejszego znaczenia.

ps2

Kilka stron dalej jubileusz niedoszłego górnika. Matras, który miał pracować w kopalni, dziś może zagrać w Ekstraklasie po raz setny.

Taki jest pomocnik Portowców. Skromny, cichy, nieśmiały. Nie lubi zainteresowania, niechętnie mówi o sobie, powoli zawiera znajomości. Kiedy po pierwszych występach w Pogoni kibice w Szczecinie go wygwizdali, stwierdził, że mieli do tego prawo, bo prezentował się słabo. Gdy po trzech latach gry w seniorach Gwarka mimo wstępnego zainteresowania ze strony zespołów z wyższych lig brakowało konkretnych ofert, bardziej od zawodnika denerwował się trener Jarosław Zajdel. – Niby skauci doceniali Mateusza, ale uważali, że czegoś mu brakowało – przyznaje szkoleniowiec. Matras był spokojny. Nie odejdzie z Gwarka? Nie ma problemu, zostanie górnikiem. Przecież chodził do technikum górniczego i nawet miał już za sobą praktyki w kopalni Budryk jako szybowy. Co prawda pod ziemię zjechał tylko kilka razy, ale praca mu się spodobała. – Wiem, że ciężka robota i jako uczniowie mieliśmy lżej, jednak dobrze to wspominam – mówi 24-letni piłkarz.

ps3

Z pozostałych klubów:
– Trudne chwile Peszki
– Ciężkie czasy Śląska
– Pierwsze pudło Magiery z karnego
– Sprzedaż Korony wstrzymana

Dobrze, że Liverpool wziął Kloppa – brzmi tytuł felietonu Jerzego Dudka.

Czyli Klopp pewnie będzie szukał w Borussii, a tam różnie wiedzie się Łukaszowi Piszczkowi. To taki zadziora, idealnie pasowałby do Liverpoolu, ale pod jednym warunkiem – że będzie w formie, w jakiej był tam za czasów Kloppa. Nieprzypadkowo Łukaszem interesował się wtedy Real Madryt. To było prawdziwe zainteresowanie, wiem to, a nie tylko jakieś spekulacje, których pełno w mediach. Na razie Piszczek musi jednak ustabilizować formę, bo wciąż czasami brakuje mu dynamiki w obronie. Z Irlandią było już dobrze, chyba zmierza we właściwą stronę. Fajnie by było zobaczyć go kiedyś w Liverpoolu.

ps4

 

Najnowsze

Inne kraje

Kadra Brazylii bez największych gwiazd? Prezydent kraju: Dajmy szansę tym, którzy grają w naszej lidze

Mikołaj Wawrzyniak
0
Kadra Brazylii bez największych gwiazd? Prezydent kraju: Dajmy szansę tym, którzy grają w naszej lidze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...