Reklama

Śmieszy mnie mówienie o propagandzie. Nie jesteśmy biurem politycznym

redakcja

Autor:redakcja

15 października 2015, 23:02 • 20 min czytania 1 komentarz

Skąd wzięła się opinia o „killerze” dziennikarzy? Jak reagować na prasowe bzdury o budżecie PZPN? Który dziennikarz ujawnił prywatną rozmowę, a kto stosuje retorykę jak Stefan Niesiołowski? Dlaczego związek zawsze jest chłopcem do bicia i co po meczu z Niemcami powtarzał Szczęsny? Czyją cechą w PZPN jest serdeczność i czy ktoś kontroluje tweety Zbigniewa Bońka? O tym wszystkim w obszernym wywiadzie opowiedział Janusz Basałaj, dyrektor Departamentu Komunikacji i Mediów w PZPN.

Śmieszy mnie mówienie o propagandzie. Nie jesteśmy biurem politycznym

Czytając prasę, można odnieść wrażenie, że pełni pan najważniejszą funkcję w polskiej piłce.

Szczerze? Czuję się przeszacowany. Ważniejsi są ode mnie prezesi, ludzie z zarządu, dyrektorzy czy selekcjonerzy. Odpowiadam za popularyzację futbolu, wizerunek PZPN, zarządzanie mediami czy Łączy nas Piłka, ale uchylam się od wysokich miejsc w rankingach.

Tyle się pisało, że obecny PZPN to jedynie PR, że mógł pan pomyśleć, iż naprawdę wykonuje najistotniejszą pracę w związku.

Realnie oceniam swój wpływ na rzeczywistość. Nie muszę zachwalać prezesa czy sekretarza – ich praca sama stanowi o kondycji związku. Ich sukcesy czy nawet to, jak obchodzą się z porażkami, świadczą o nich najlepiej. Na pewno jednak – a pojawiały się takie opinie – nie zostałem wynajęty jako złowrogi killer do poskramiania niepochlebnych dziennikarzy.

Reklama

Tak pana wielokrotnie przedstawiano, więc i kibice mogli odnieść takie wrażenie.

Wszystko zaczęło się od Jacka Kmiecika, który kiedyś był moim kolegą. Pracowaliśmy razem wiele lat, a przyprawił mi taką gębę, że kupili to nawet rozsądni ludzie, z którymi znam się od dawna. Niewiarygodne, jak mogli to złapać. Powtarzam: nie znaczę tak wiele. Nie walczę też z opinią. Staram się, by była ona dobra, ale jeżeli ktoś wymyślił sobie swoją, sfiksowaną, to już jego sprawa. Mam grubą skórę. Trudno mi jednak walczyć ze zdaniem wykreowanym na Twitterze przez paru sfrustrowanych byłych kolegów, którzy mają pretensje, że nie pracują w PZPN. Gdy zostałem dyrektorem, pytali: – Czym się będziesz zajmował?

– Między innymi internetem.

– Też pracuję w internecie.

– Dobrze, ale co w związku z tym?

Irytowało mnie, gdy Czarek Kucharski pytał: „Janusz, płacisz dziennikarzom?”. Średnie to pytanie jak na pana posła. Oczywiście, że nie płaciłem, nie płacę i nie będę płacił. Nie lubię też odpowiadać na takie kwestie, bo to udowadnianie komuś, że nie jestem wielbłądem. Jeżeli ktoś myśli, że jestem wariatem, który dzwoni o szóstej rano do dziennikarzy, to niech wskaże tego dziennikarza.

Reklama

Te telefony już obrosły legendą.

Ale jeżeli ktoś pisze w gazecie wierutne bzdury na temat budżetu mojego departamentu, to dzwonię, że tak nie jest! Nie przeczę, raz też wysłałem SMS-a Michałowi Kołodziejczykowi, który go udostępnił. O to mam do niego żal. Takich rzeczy się nie robi. Miało to charakter prywatny. Paweł Zarzeczny mawia, że nie ma czasu na prywatne rozmowy, ale tu naprawdę byłem w szoku, bo Michała znam od lat i byłem nawet – podobnie jak Leo Beenhakker – na jego weselu. Przekonałem się, że wszystko jest na sprzedaż, ale specjalnie mi to nie zaszkodziło, bo kto uważał mnie za kanalię, ten uważa dalej, a kto miał mnie za porządnego człowieka, pomyśli, że miałem słabszy dzień. Żeby jednak była jasność – nie powinienem tego wysyłać. Przeprosiłem za to Michała.

Napisał pan, że wyschnie mu koryto medialne.

Musiał mnie zdenerwować, a on do denerwowania naprawdę ma predylekcje.

Dziennikarze dziennikarzami, ale tego typu retorykę stosował też Cezary Kucharski.

Czarka znam dwadzieścia parę lat i ubolewam, że stosuje taką retorykę, jakby siedział na ławie sejmowej obok Stefana Niesiołowskiego. Czyli już nie szczypie, ale cały czas uderza. Domaga się np., żeby do związku weszli młodzi ludzie. Trochę mnie to dziwi. Nie lekceważmy wieku średniego czy dojrzałego. Cóż to w ogóle za demagogia? Może i jestem stary – mam 57 lat, prezes – 59, ale już Sawicki – 35, Kwiatkowski – 37, a Wiśniowski – 28. Zostawmy jednak Czarka. Niepotrzebnie idzie w tym kierunku, ale nie będę go uczył. Nie jestem z charakteru kłótliwy.

Trudno od tego uciec, bo – jakkolwiek spojrzeć – Kucharski jest opiniotwórczy. Osoba Lewandowskiego dodaje mu wiarygodności i…

… i za to jak prowadził Roberta, mam do niego wielki szacunek. Widujemy się przy różnych okazjach z Czarkiem, rozmawiamy. Mnie bezpośrednio nie atakuje i…

Mówiąc o folwarku – pośrednio atakuje.

Ale kim niby jestem w tym folwarku?

Pan nie wiem, ale prezes Boniek – rozkapryszonym feudałem otoczonym klakierami.

Kompletna niedorzeczność pana posła.

Nie obawiał się pan, jak będzie wyglądała współpraca Lewandowskiego z Łączy nas Piłka właśnie przez te relacje z Kucharskim?

Nie, bo Robert nie jest małostkowy.  Profesjonalista. On to robi dla Polski, a nie dla menedżera czy prezesa.

MIEDZYNARODOWY MECZ TOWARZYSKI: POLSKA - MEKSYK 1:1 --- INTERNATIONAL FRIENDLY FOOTBALL MATCH: POLAND - MEXICO 1:1

Jak pan – jako były dziennikarz – ocenia ten podział medialny, jaki wytworzył się wokół PZPN-u?

Sam – pisząc i mówiąc – nigdy nie starałem się być radykalny. Czasem złośliwy – to podobno cecha ludzi inteligentnych – czasami dociekliwy, pewnie parę razy niesprawiedliwy, ale jednak rozsądny. Gdybym dziś był dziennikarzem, patrzyłbym na związek jako organizację skuteczną, realizującą swoje zadania, mającą sukces sportowy i wizję. Kilka medialnych pokoleń wyrosło na krytyce PZPN-u, sam zacząłem pracę w „Przeglądzie Sportowym” w 1984 roku i pamiętam, że związek zawsze był dyżurnym chłopcem do bicia. Czy za komuny, czy trochę później, czy w czasach świetności, czy kryzysu polskiej piłki – powód zawsze się znalazł. Dlaczego? Bo gdy reprezentacja przegrywa, najłatwiej zwalić na PZPN. Juniorzy nie awansowali – PZPN nie szkoli. Legia ma problem z kartkami – też wina PZPN-u, bo nie nacisnął UEFA na tyle, by ta złagodziła lub darowała karę za Celtic. Gdybym był dziennikarzem, patrzyłbym na PZPN z sympatią. Władze skutecznie pracują, mamy pomysł na orliki, szkolenie młodzieży, nie wstydzimy się reprezentacji.

Prezes Boniek powiedział, że wygrał wybory, bo z poprzednim związkiem wstyd było wyjść na ulicę.

Postanowiliśmy, że na temat działalności poprzedniego związku nie będziemy się wypowiadać. Wszyscy wiedzą, jakie mieli problemy. Śmieję się tylko czytając dziś o naszej fecie na Narodowym. Skromne konfetti, brama, szampan, koszulki i wypowiedź Lewandowskiego. Mało kto wie, że UEFA uznała to za wzorcowe świętowanie – można o tym poczytać na ich stronie. To chyba lepsze niż wysłuchiwanie w mixed zone piłkarzy, którzy po raz kolejny przepraszają? W pewnym momencie miałem dość tego przepraszania, ale zostawmy to, co było. Nie zamieniajmy się w polityków. W Polsce premier obejmujący urząd poświęca 90 procent swojego expose na atak na poprzedników, potem dopiero mówi o swoim programie. Nas to nie interesuje.

Jak duży kamień z serca spadł po awansie? Ocena waszej pracy koniec końców i tak sprowadza się do wyników pierwszej reprezentacji.

Nie myślałem, że jak przegrają, to będzie koniec, nowa ekipa wygra wybory i wywalą mnie na zbity pysk. W ogóle się tego nie boję. I tak dam sobie w życiu radę. Denerwowałem się, bo widziałem przez dwa lata budowę tej kadry i zależało mi, żeby im wyszło. Nie wstydzę się dziś szampana. Dziś nawet mówiłem Kubie Kwiatkowskiemu, żeby przyszedł ciąć konfetti na sparingi z Islandią i Czechami. A on do mnie: „już nie mogę, tak mnie bolą palce od nożyczek, bo cały czas wycinamy”. Komuś może się to nie podobać, ale powtarzam: lepsza mała feta niż „wypada przeprosić kibiców”.

W którym momencie pan poczuł, że ta kadra ma przyszłość i jest na dobrej drodze?

Ta kadra to Doktor Jekyll i Mr Hyde. Na boisku perfekcyjni, surowi, konsekwentni i pewni w realizacji założeń. To ta twarz profesjonalna. Pozornie bez luzu. A poza boiskiem mamy konferencję przed Niemcami, wychodzą Szczęsny, Krychowiak i nagle lata słowo „Bierhoff”.

Słyszałem, że nie spodobało się to panu.

Byłem przerażony! „Wiśnia” mi powiedział, że to zakład i zapytałem Adama: „Jezus Maria, tak wygląda koncentracja przed mistrzami świata?!”. Tylko wzruszył ramionami. Po meczu stwierdził jednak: „to inni ludzie, inne pokolenie”. Generacja selekcjonera Nawałki siedziałaby w czterech ścianach, szła spać o ósmej i piła melisę. Dziś jest inaczej. Ale to był właśnie ten moment! Pomyślałem, że skoro są takimi kozakami, by robić na konferencji show z „Bierhoffem”, a potem ograć mistrzów świata, to musi być dobrze. I uda się. Jestem w ogóle zbudowany rozwojem Krychowiaka. Po Irlandii powiedziałem mu pod szatnią, że grał jak młody Zidane. A on z tym swoim uroczym akcentem: „Poważnie?”. Może przesadziłem, ale jego postęp w grze do przodu i konstruowaniu akcji jest ewidentny. Nie wiem tylko, który obraz kadry to Jekyll, a który Hyde, bo nie pamiętam, kto był czarnym charakterem.

To odwrócę pytanie – miał pan z kolei wątpliwości, gdy Nawałka wysyłał seryjne powołania, a wyników brakowało?

Niektóre nazwiska dziwiły, ale Adam mówił: „plan A, plan B, plan C”. Widocznie z Kosznikiem i Marciniakiem był plan Z. Przyszli inni, został wypróbowany Rybus, ale gdyby Kosznik zagrał dwa dobre mecze, to może mielibyśmy nowego lewego obrońcę? Adam uważa, że nie dostał tych zwyczajowych stu dni, ale zawsze powtarzam: sto dni dają politykom.

Stu dni spokoju?

Spokoju i pełnej akceptacji. Nie podobał mi się hejt na Mączyńskiego. Chłopaka, który gra, jak może. Ostatnio oglądałem mecz z Irlandią w towarzystwie prezesa jednego z polskich klubów. Nagle mówi: „Nic ten Mąka nie gra”, a tu zaraz taka asysta do „Lewego”. I co? Może prezes miał swojego faworyta w klubie.

Domyślam się więc, z kim pan siedział.

Nieważne.

Ale bez przesady też, że był hejt. Mączyński długo grał przeciętnie.

Mam tę przewagę, że śledzę kadrę z bliska i czasem widzę więcej. Niektóre powołania dziwiły, ale widzę, jak Adam ceni naszych ligowców. Kiedy ma brylant typu Linetty czy Kapustka, to aż drży, żeby go dobrze oszlifować. Dawał długo też szansę Kownackiemu, ciągle próbuje odbudować Zielińskiego. Niekiedy piłkarz potrzebuje czasu, a reprezentacja budzi wielkie emocje. Zawsze mówię „Wiśni”, żeby pokazywał ją taką, jaka jest. Żeby nie klajstrował. Nie będzie oczywiście szukał dziury w całym, ale trudno, żebyśmy ścigali piłkarzy czy uprawiali taką publicystykę jak na Weszło.

TRENING REPREZENTACJA POLSKA --- POLAND FOOTBALL NATIONAL TEAM TRAINING

Musi pan autoryzować część materiałów? Nie obawia się pan, że np. Szczęsny może coś palnąć, co zostanie odebrane negatywnie?

Jeżeli stwierdzi, np. że ma w dupie Basałaja, to odpowiem: „Wojtuś, puknij się o brameczkę”. Pamiętam, jak byłem na wywiadzie u Maćka Szczęsnego w 1991 roku po tym, jak Legia wyeliminowała Sampdorię. Wojtek i Janek kręcili nam się pod nogami, a Janek Karaś, była gwiazda Legii, jechał z piętra wyżej na piwo. Było sympatycznie, a dziś mamy do siebie z Wojtkiem szacunek. Materiałów natomiast nie autoryzuję, bo po pierwsze w nocy śpię, a Łukasz wypuszcza na Twitterze to swoje „halo, śpicie?” o trzeciej-czwartej. Po drugie – nie ma potrzeby. „Wiśnia” też pracuje na swoją pozycję i nie może nadużywać gościnności piłkarzy, bo straci ich zaufanie.

Długo musiał pan pracować nad trenerem Nawałką, żeby się zgodził na obecność kamer?

Mało kto pamięta, że Łukasz był już przy trenerze Fornaliku.

Ale mogliście się obawiać o stosunek Nawałki do telewizji.

Adam powiedział, że widzi Łukasza i Kubę Kwiatkowskiego w sztabie. Podlegają rygorowi kadry, jedzą posiłki z drużyną, wybierają odpowiedni dress code na dany dzień i tak dalej. Nie przypominam sobie jakiejś interwencji selekcjonera. Adam zrozumiał, że robimy coś, co popularyzuje reprezentację i to, że ta kadra jest dziś tak odbierana, to też zasługa Łukasza i jego ekipy. Najpierw widzisz uchachanych wesołków, a potem bezlitosnych zawodowców, którzy ogrywają mistrzów świata.

To ich zachowanie stanowi dla pana szok?

Może nie szok, ale ten ich luz pokazuje, że ja się starzeję…. Też mam luz, ale trochę inny. Przyzwyczaiłem się do postrzegania reprezentacji jako wielkiego zbiorowego narodowego uniesienia. Wychowałem się na meczach na Stadionie Śląskim, gdzie sto tysięcy śpiewało i ryczało zarazem Mazurka Dąbrowskiego. Pamiętam Wembley, sukcesy Górskiego, Gmocha czy Piechniczka. Traktuję reprezentację bardziej nabożnie – jako najważniejszą jedenastkę w kraju. Jeżeli jednak młodzi potrafią ją godnie reprezentować, to już ich sprawa, co robią przed meczem. Albo po meczu, bo takiego show w szatni jak po Irlandii jeszcze nie widziałem.

„Grosik” strzelający misia z prezydentem.

Byłem w szoku, bo prezydent pojawił się w stroju typu „casual”! Miałem jakieś obowiązki na dole, wchodzę do loży prezesa Bońka, pytam gdzie prezydent, a to ten pan w skórze. Chyba jako jedyny nie miał krawata. Bardzo luzacko. A „Grosik”? Cóż, cały „Grosik”! Różne mamy w kadrze charaktery. Selekcjoner mieszkał po finale Ligi Europy w Hayattcie, a Sevilla do szóstej biegała tam po piętrach z pucharem. Wino, piwo, fiesta. Wychodzi rano na fitness, a tu „halo, trenerze!”. Krychowiak już o szóstej był na siłowni i basenie. Ten gość pod względem pracy nad sobą jest nieprawdopodobny. Jeszcze inny jest Wojtek – po zwycięstwie nad Niemcami powtarzał sam do siebie: „kurwa, pokonaliśmy mistrzów świata, kurwa, pokonaliśmy mistrzów świata”. Jakby do niego nie docierało!

Spodziewał się pan, że z czasem zaczniecie wykręcać takie liczby – setki tysięcy wyświetleń – na Łączy nas Piłka?

Wielu pytało mnie na początku: „po co idziesz do PZPN? Zakładasz telewizję?”. Odpowiadałem, że nie, ale zauważyliśmy, że pomysł z obecnością naszych reporterów podczas zgrupowań i to, że byliśmy tym trzynastym-czternastym zawodnikiem wchodzącym zawsze z ławki, po prostu się sprawdza. Rozwinęło się dzięki inwencji, dyskrecji i kontaktom Łukasza. Czy spodziewałem się takich wyników? Uwierzyłem, że będzie dobrze, gdy reportaż po Szkocji o nodze Lewandowskiego obejrzało 1,2 miliona ludzi. Wiedziałem, że to ma potencjał, ale nie, że wywoła aż takie halo. Szacunek dla selekcjonera i piłkarzy, że ten „rezerwowy” im nie przeszkadza. Niektóre historie są jednak trudne do ogarnięcia. Kuba Błaszczykowski na razie nie chce np. udzielać wywiadów, Mączyński też miał problem, żeby przejść przez mixed zone. Zachęcałem go: „Krzysiek, idź, pokaż, że masz jaja”. Nie robimy przecież Big Brothera ani reality show. Pokazujemy życie reprezentacji, a sukces sportowy jest fajnym podsumowaniem. Gdyby go nie było, ktoś na końcu powiedziałby…

że robicie show, a nic z tego nie wynika.

Ale to już nie jest show. To stały fragment gry.

Show też.

Chłopaki łapią nietypowe konwencje dziennikarskie. Czasem się śmiejemy, że jak trener roześle powołania i „Wiśnia” z operatorem Kubą Rejmoniakiem ich nie dostaną, to „Przegląd” powinien dać tytuł: „Kadra bez Łączy nas Piłka. Co dalej?!”.

TRENING REPREZENTACJI POLSKI --- POLAND FOOTBALL NATIONAL TEAM TRAINING IN WARSAW

Łukasz to – można powiedzieć – pana zawodowe dziecko.

Czuję się jak dziadek, bo niedawno się ożenił i na obrączkach państwo młodzi wygrawerowali sobie napis „serdeczność”. Mówię o tym, ponieważ to kluczowe w pracy Łukasza. Ta serdeczność w kontaktach z ludźmi. Piłkarze zauważyli, że to nie poza i ten gość chce opowiedzieć fajną historię. Co ja mógłbym zrobić przy tej kadrze? Mógłbym usiąść z trenerem, z którym kiedyś komentowałem mecze, bo z dwa razy młodszymi piłkarzami nie złapałbym takiego kontaktu. Ekipa Łączy nas Piłka jest jak dobry defensywny pomocnik. Niby go nie widać, a jest pod grą. Nie jest też tak, że Adam Nawałka nie lubi mediów….

Trochę tak jest.

On po prostu mówi, że to strata czasu i energii. Nie chce niepotrzebnych polemik. Gdyby był taką gadułą jak Andrzej Strejlau i odbierał od wszystkich w Polsce telefony, to mógłby być problem. Weźmy te powołania dla Mączyńskiego. Większość dziennikarzy przeciwko, Adam musiałby tłumaczyć, rozmawiać o tym, wyjaśniać, że to dobry piłkarz, wszędzie tytuły, kolejne wypowiedzi… Dyskusja może się wymknąć spod kontroli i przynieść więcej szkody niż pożytku. Selekcjoner woli tego uniknąć. To nie my zabroniliśmy mu wywiadów. Sam wybrał taką drogę.

Jak Marcelo Bielsa.

Dokładnie. Kiedy został selekcjonerem, zrobiłem mu trzydniowy morderczy tour po gazetach i telewizjach. W końcu zapytał: „Koniec?”. Potem zgrupowanie, nieudany mecz towarzyski i zaproponował: – Wiesz co, może ograniczę się do konferencji?

– Mamy powinności sponsorskie, umowę z Polsatem…

– Ale będę na konferencjach. To nie wystarczy?

– Nie chodzi o to, żebyś poszedł rano do Cafe Futbol, a wieczorem tańczył w Tańcu z Gwiazdami.

Adam pod powłoką sympatycznego, eleganckiego i przystojnego gościa to niebywały twardziel. Konsekwentny do bólu.

Asystenci śpią po dwie godziny.

Ostatnio pytam Adama: „jak tam?”. „Zrelaksowany, trzy godzinki spania”. Perfekcjonista. Spotykamy się czasem na kawie i mówię: „Adam, widziałem dobrego piłkarza. Jarosław Jach z Lubina”. „Wiem, mamy go, ale dajmy mu jeszcze rok-dwa”. To oczywiście tylko przykład, losowe nazwisko. Nauczyłem się jednak nie wychylać z opiniami. Boniek, Kosecki, Nawałka, Koźmiński, Sawicki. Sami świetni piłkarze. Wskażę im kogoś, to powiedzą: „Jasiu, daj spokój…”. Ale Kapustka podobał mi się od początku! I kiedy dostał powołanie – choć wiadomo, że Adam by mnie nie posłuchał – naprawdę czułem satysfakcję. Nawet prezes Cracovii Jakub Tabisz żartował: „wreszcie wylansowałeś piłkarza!”. Spójrz, ilu ligowców zagrało ze Szkocją i Irlandią: Wawrzyniak, Mączyński, Pazdan, Jodłowiec, Linetty. Zagraniczni albo grają, albo przepadają jak Wolski i Wszołek. Wszyscy jednak doceniają, że Adam się interesuje, dzwoni i jeździ. „Jędza” był wzruszony, gdy go odwiedził na rehabilitacji w Niemczech. Pamiętam słynną rozmowę z Obraniakiem, gdzie byłem tłumaczem. Adam nie prosił. Przedstawiał argumenty. Obserwowałem jego mowę ciała i widziałem, że Ludo gaśnie. „Zastanowię się, pomyślę”. Pytali potem, czy Nawałka błagał Obraniaka. Nie, nie było błagania! Najpierw argumenty: „chcesz? Chodź, zagrasz i zobaczymy”. „Zastanowię się”. „Powiedz, o co ci tak naprawdę chodzi”. Jak dziś słyszę, że Ludo chce wrócić do reprezentacji, to… Lubię go, poprzestańmy na tym.

A nie czuł pan zażenowania, gdy Nawałka chciał prosić Polanskiego o powrót po tym, jak ten wypiął się na kadrę?

Spotkaliśmy Polanskiego przed drugim meczem z Niemcami. Był z żoną i dwójką dzieci ubranych w koszulki reprezentacji Polski. Widziałem po jego oczach, że chętnie by u nas zagrał. Prezes nawet mu powiedział: „nie załatwiaj takich rzeczy przez dziennikarzy”. Trochę zazgrzytało, nie da się ukryć. Dziennikarz chciał dobrego newsa i poszło. Nie wiem, kto zawalił – czy menedżer, czy sam Eugen.

W każdym razie poczuł się mocny.

Możliwe.

A tu się okazało, że piłkarz z Legii, Lecha czy Wisły może go spokojnie zastąpić.

W reprezentacji – to nie jest slogan – każdy ma szansę pod warunkiem, że zaakceptuje reguły selekcjonera. Może Eugen dałby kadrze więcej jakości, może nie. Można tylko zgadywać.

Jest jeszcze Cionek…

Zostawmy to. Swoje robi.

Czyli nie robi nic.

Trenuje i przyjeżdża na zgrupowania. Trudno, żeby grał, bo wśród konkurentów Glika nikt nie gra ostatnio lepiej od Pazdana. To odkrycie ostatnich meczów. Wszyscy mówią, że nie za wysoki, a Passarella czy Baresi byli jeszcze niżsi i dawali radę.

UROCZYSTE ODSLONIECIE POMNIKA KAZIMIERZA GORSKIEGO PRZY STADIONIE NARODOWYM --- UNVEILING CEREMONY OF KAZIMIERZ GORSKI MONUMENT IN NATIONAL STADIUM IN WARSAW

Nie wiem, czy pan się zgodzi, ale ma pan teraz naprawdę wygodną pracę. Łączy nas piłka hula aż miło, selekcjoner nie udziela wywiadów, piłkarze są na tyle świadomi, że wiedzą, jak się pokazać w mediach… Wszystko kręci się samoistnie.

Samoistnie? Każda firma wymaga nadzoru. Idzie Francja, mamy parę pomysłów i chcemy uraczyć naszych subskrybentów czymś dobrym. Najważniejsza jest jednak reprezentacja, wybór ośrodka, hotelu, a wcześniej losowanie. Robimy swoje po cichu. Nie jest tak, że chłop śpi, a zboże w polu rośnie.

To czym zajmuje się pan na co dzień?

Cytując Piotrka Żelaznego – wielogodzinnymi rozmowami z Bońkiem… Jestem pamiętliwa bestia i nie zapomnę mu tego zdania! Czym się zajmuję? Spotkania, zebrania, planowanie, organizowanie patronatów, transmisji reprezentacji juniorskich, kobiecych na naszym kanale… Poważnie traktujemy zapis w statucie: „propagowanie piłki nożnej”. Dlatego boli mnie, gdy ludzie mówią, że jestem jakiś propagandystą, killerem czy Goebbelsem.

Za „Goebbelsa” wytoczył pan zresztą proces.

Mam nadzieję, że się odbędzie, bo polskie sądy działają wolno. Nie nudzę się w robocie. Mamy masę zadań typowo marketingowych. Ścianki sponsorskie, bannery… Nie ma tak, że wszystko kręci się samo. Wielu dzwoni po wywiady z prezesem. Ostatnio Anglicy i Francuzi bombardują mailami o komentarz w sprawie Platiniego.

Pojawiły się też zarzuty, że nie będziecie się już mogli chwalić dobrymi relacjami z nim.

Platini nie wygrał nam ani meczu z Niemcami, ani eliminacji, ale zawsze to jakaś złośliwość. Wiadomo, że to przyjaciel prezesa. Sam prezes powiedział w wywiadzie dla pewnego francuskiego portalu, że będzie go bronił do końca życia. Dzięki tym relacjom – nie ukrywam – pozycja federacji też jest dość mocna. Zorganizowaliśmy finał Ligi Europy, czekają nas mistrzostwa U-21, ale nie jest tak, że zadzwonisz do Platiniego i wszystko dostajesz. Teraz co? Schadenfreude? Mamy swoje rzeczy do zrobienia, a co do opozycji – cytując Tuska – tu nie ma z kim przegrać.

Nie zmienia pan zdania w tej kwestii.

Na dziś nie zmieniam.

A zakłada pan scenariusz, że prezes Boniek nie będzie kandydował?

Nie myślę o tym.

Musi pan myśleć, co będzie za rok.

Sprzedam wszystko, co mam, pojadę na Suwalszczyznę, tam zamieszkam i będę chodził na mecze Wigier. Mówiąc serio – nie chcę się zastanawiać, bo ktoś mi zarzuci, że patrzę na ewentualne przedłużenie swojej kariery w PZPN przez pryzmat sukcesu reprezentacji. Mam pomysły na parę książek. Pierwszą, jaką napiszę, będzie książka kucharska. Podkreślam: kucharska.

A widzi pan siebie w PZPN przez najbliższe lata?

To normalna umowa o pracę. Ktoś może przyjść: „panu już dziękuję”. Nigdy nie bałem się zmian pracy. Byłem w wielu firmach i nie zarywam nocy z myślą, że zmieni się prezes. Czasem tylko myślę, by wysłać SMS-a do kolegi: „hej Adam, gdzie te szable?”, bo zawsze pisze o liczeniu szabel. Tymczasem jedna z nich przestała być prezesem podkarpackiego związku.

Wyrobił pan sobie paru wrogów na tym stanowisku.

Nie tyle wrogów, co osób niechętnych. Nie jestem świnią. Nie robię nikomu krzywdy. Czasem tylko ponoszą mnie nerwy jak przy SMS-ie do Michała, ale przeprosiłem i sprawa jest zamknięta. Czasami poboksujemy się na Twitterze, ale poranne wymierzanie policzków jest dobre przed pójściem do pracy.

Po wywiadzie w „Polska The Times” oberwało się panu od paru dziennikarzy. Między innymi od Marka Wawrzynowskiego, który…

Ależ się uśmiałem, gdy napisał, że jestem miernotą dziennikarską, czy też zerem dziennikarskim i że komentowałem mecze na poziomie… Jak to szło? Radiowęzła szkoły podstawowej? Ha, ha. Dobre, dobre. Równie dobrze mogę powiedzieć, że on jest Michnikiem dziennikarstwa sportowego, bynajmniej nie ze względu na intelekt. Nie szukam zwady, ale nie lubię obłudy i fałszu. Nie lubię też, gdy byli koledzy na siłę chcą mi udowodnić, że ich zdradziłem lub przeszedłem na drugą stronę rzeki.

Dalej mówi pan o środowisku dziennikarskim „my”?

Nie wiem, czy wrócę do zawodu. Jeżeli tak, to mam nadzieję, że Wawrzynowski nie będzie mnie przyjmował do pracy, ale to chyba mu nie grozi. Nigdy bym jednak nie powiedział, że ktoś jest miernotą dziennikarską. On tak stwierdził, ale może jest wybitny? Gdy pytano mnie, co będę robił w PZPN, odpowiedziałem, że chcę pomagać dziennikarzom. Nie było wielkich skarg na biura prasowe czy obsługę reprezentacji. Ostatnio szanowany dziennikarz o 20-letnim stażu obudził się dzień przed meczem, że nie wysłał wniosku akredytacyjnego na Irlandię. Powiedziałem Kubie Kwiatkowskiemu, żeby mu przyznał akredytację. Liczy się też firma i marka. Niech ktoś mi zarzuci, że „Wiśnia” robi złe materiały lub nie potrafimy zażegnać kryzysu związanego ze skakaniem kadrowiczów U-20 po samochodach, ale propaganda? Jaka propaganda? Sam po meczu kadry dostaję dwadzieścia telefonów, żeby obwieźć prezesa, Nawałkę i Lewandowskiego po wszystkich telewizjach. Myślisz, że ja o to zabiegam? Ostatnio pewien bardzo popularny dziennikarz wymarzył sobie Lewandowskiego i Nawałkę w jednym programie.

Wbijacie się do mainstreamu.

TVN24 może nie ma sportu i ludzi, którzy się na tym znają, ale – pomijając kwestie polityczno-ideologiczne – robią zajebistą telewizję. Piłkarze czują, które medium jest atrakcyjne i oglądane. Nie mamy żadnej umowy z TVN-em, ale ten magnes sprawia, że wielu członków sztabu czy piłkarzy tam chadza. Czy się komuś podoba, czy nie – to największy kanał newsowy w Polsce. Nie jesteśmy jednak biurem politycznym, które wysyła wszystkich do jednej stacji. Śmieszy mnie mówienie o propagandzie. To normalne działanie naszego departamentu.

REWANZOWY MECZ POLFINAL MISTRZOSTW POLSKI CENTRALNA LIGA JUNIOROW SEZON 2014/15 --- CLJ SECOND LEG POLISH CHAMPIONSHIP SEMIFINAL MATCH IN WARSAW: LEGIA WARSZAWA - GORNIK ZABRZE 2:0

Do kogo częściej pan dzwonił – do dziennikarzy po nieprzychylnych tekstach czy do prezesa Bońka po wjechaniu z pełną mocą na Twittera?

Oła… Oglądam Bońka od początku kariery. Nie mogli go swego czasu zatrzymać Gentile, Rijkaard, Baresi, Krol czy Władek Żmuda, to ja go zatrzymam? Masz odpowiedź. Prezes twittuje, jak chce. Niedawno jeden z moich ulubieńców napisał, że skoro nie zareagowałem, to ktoś mnie chyba zamknął w kiblu. Jeżeli jestem u siebie w domu, a prezes u siebie i bawi się Twitterem, to mam go trzymać za rękę? Jasne, że mamy różne dyskusje, ale to odpowiedzialny człowiek. Śledzi go 330 tysięcy ludzi, a mnie 21. Inna skala. Nikomu też nie robi krzywdy.

Nie sądzi pan, że prezes wchodząc w niektóre polemiki nie ma nic do zyskania, a do stracenia sporo?

Ale co może stracić? Nie uważam, żeby przekraczał granicę dobrego wychowania czy przyzwoitości. Ci, którzy z nim polemizują, mają za to wielką radość, że mogą wrzucić coś ostrego na wielkiego piłkarza i znanego prezesa. To ich problem, a nie Bońka. Twitter to wolność, szybki news, błyskawiczna polemika. Autentycznie wciąga. Nie sądzę jednak, żeby trzeba było tu stosować jakąś z góry obraną strategię. Inne rzeczy zajmują mi więcej czasu.

Czyli nie było telefonów: „Zbyszek, kasuj tego tweeta”?

Wbrew pozorom nie dzwonimy do siebie tak często. Nie ma tu zjawiska dworskości, kiedy dworzanin klęczy przed władcą.

Niektórzy pisali, że Boniek rządzi w sposób autorytarny.

Prezes to silna osobowość, ale nie ma rządów autorytarnych. Mamy zarząd, ciała statutowe, komisja rewizyjna i związek jest transparentny.

Wygodnie się pracuje przy tak słabej opozycji?

To nie polityka.

Momentami trochę tak.

Nie, to przejaskrawienie. Te artykuły niektórych kolegów, liczenie szabel, kalkulowanie, kto wygra… Przed ostatnimi wyborami chcieliśmy zrobić w Orange’u debaty kandydatów i ktoś mi uświadomił – jakie debaty? Po co? Przecież tu nie głosują obywatele, tylko elektorzy z okręgowych związków. Co da debata? To nie teatrum z polityki, żeby ktoś bardziej aktywny w mediach miał szansę na sukces. Szansę ma ktoś, to może pracować z tym środowiskiem.

Pan nie ma ochoty w przyszłości powalczyć o ten fotel?

Nie, to nie dla mnie. Z wykształcenia jestem politologiem, ale kompletnie nie odnajduję się w organizowaniu frakcji, koterii, nasiadówek, pozyskiwania zwolenników i obiecywania.

A nie tęskni pan za telewizją, którą kiedyś nazwał narkotykiem?

Mam dobry detoks. Wyleczyłem się.

Rozmawiał TOMASZ ĆWIĄKAŁA

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Inne kraje

Vinicius zmarnował rzut karny. Blamaż Brazylii z Wenezuelą [WIDEO]

Patryk Stec
11
Vinicius zmarnował rzut karny. Blamaż Brazylii z Wenezuelą [WIDEO]

Komentarze

1 komentarz

Loading...