”No i ten… Mikita to jakiś kosmita”. Pamiętacie? Na pewno pamiętacie. Patryk Mikita też pamięta. Gdyby w cyklu „Ale to już było…” zadać mu pytanie o artykuł, który zapadł mu w pamięć, wymieniłby albo ten z cytatem prezesa Legii Bogusława Leśnodorskiego, albo ten z historyczną notą 9 od Weszło. Bo, niestety, 21-latek nadaje się już chyba tylko do wspomnień o byłej karierze.
Debiutował w Ekstraklasie, w co aż trudno nam w tej chwili uwierzyć, jedyne dwa lata temu. A ileż to zdążyło się wydarzyć! Mikita w lipcu 2013 roku rozgrywał pierwszy mecz w dorosłej Legii, na dzień dobry przejechał się po Widzewie, strzelił mu gola. Dla warszawiaka takie wydarzenie ma podwójną wartość . Że się nie przebił do pierwszego składu? No, w drużynie z krajowego topu nie jest to takie proste, bywa. Ale zawiódł też rundę później w Widzewie – zamiast grać w spadającym zespole ligi, grał w jego trzecioligowych rezerwowych. I kolejni ludzie zaczynali mieć go dość.
Słychać było ze wszystkich stron, jak to Mikita przejada kilkanaście tysięcy złotych miesięcznie wpływających na konto od Legii. Czasem – przy takiej gaży – miewał problemy, by wiązać koniec z końcem. Gdy pomocną rękę wyciągnął do niego Ruch, jemu przestał zgadzać się hajs. No i w trakcie przygotowań do sezonu po prostu się zmył. Poszedł ligę niżej. Cały sezon w Dolcanie, niespełna 900 minut na boisku i tylko jeden gol (oczywiście z Widzewem).
Okres ochronny Mikity skończył się wraz z upływającym wypożyczeniem do Ząbek. Jego kontrakt z Legią przestał obowiązywać, o przedłużeniu nie mogło być mowy, a piłkarz musiał już sam odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Ta okazała się dość brutalna. Z testów w Górniku Łęczna nic nie wyszło, z wyjazdu do szkockiego Hamilton – również. Mikita przez trzy i pół miesiąca pozostawał bez klubu, dopiero dziś okazuje się, że ma podpisać kontrakt z pierwszoligową Chojniczanką. Ale nie, to nie było tak, że nagle prezes w Chojnicach się obudził i szturchnął prezesa „Patrz, jaki zajebisty napastnik, a bez klubu”.
Było natomiast tak, że Tomasz Mikołajczak, który w Chojniczance gra pierwsze skrzypce i ma za sobą bardzo dobry sezon, zerwał więzadło krzyżowe. W klubie uznali, że potrzebują kogoś w jego miejsce. No to wzięli siedzącego w kapciach przed telewizorem Mikitę.
21 lat. Teoretycznie, przed tym chłopakiem jeszcze całe życie, nie zdążył nawet wejść na scenę, a już z niej schodzi. Błędów popełnił wiele – i w Legii, i w Widzewie mówili, że ma nierówno pod sufitem, że piłka jest dla niego dopiero na dalszym planie. Po jednym z meczów w łódzkim zespole do sieci trafił jego filmik z alkoholowej imprezy, wcześniej w Warszawie obrażał na Facebooku kibiców, co potem tłumaczył tym, że ktoś włamał się na jego konto. Dziś już nie ma miejsca na tłumaczenia. To ostatnia szansa Mikity. W razie czego, jeszcze można wybrać inną drogę, zacząć studia…
Fot. FotoPyk