Gdyby nie poważne podejście Włochów, którzy ostatecznie rozprawili się z Norwegią 2:1 i uratowali tyłki Chorwatom, o kolejności zespołów w grupie eliminacji do Mistrzostw Europy mógł zadecydować jeden punkt odjęty Modriciowi i spółce po brawurowej akcji tamtejszych kibiców. Brawurowa akcja polegała na wydeptaniu swastyki na murawie stadionu w Zagrzebiu, tak by obecność “fanatyków” była zaznaczona w telewizyjnej relacji pomimo faktu, że wcześniej zamknięto stadion dla publiczności, właśnie z uwagi na stałe ekscesy chorwackich kibiców. Jeden punkt, który mógł spowodować, że wydeptany w trawie symbol hańby zepchnąłby Chorwatów z miejsca premiowanego awansem do baraży, w których przecież czają się dość mocni rywale.
Mniej szczęścia niż Chorwaci mieli Duńczycy. Ci bowiem istotnie zostali zepchnięci z drugiego miejsca decyzją Trybunału Arbitrażowego w Lozannie, który odwołał decyzję UEFA i mecz Serbii z Albanią, przerwany po słynnym ataku dronem, zweryfikował jako walkower dla gości. Albańczycy otrzymali trzy punkty, bez których nie przeskoczyliby Duńczyków. Awans tym samym zrobili ogrywając dwa razy Armenię i raz Portugalię, na wyjeździe, na otwarcie eliminacji oraz – co okazało się równie cenne – posiadając doskonałych prawników, odpowiedzialnych za zmianę przez CAS decyzji UEFA.
W Mołdawii problemy mieli Rosjanie, albo raczej w Mołdawii gospodarze mieli problem z Rosjanami. Podczas meczu obu reprezentacji na stadionie pojawiają się również Rumuni, którzy głośno manifestowali swoją niechęć do Władimira Putina. Rosjanie odpowiadają okrzykami o rosyjskim Naddniestrzu. Na trybunach pojawiają się transparenty o rumuńskiej Besarabii. Polityczne zamieszanie jak zwykle wywołuje agresję w obu obozach, choć do wymiany ciosów nie dochodzi.
W tych eliminacjach wielka polityka mniej lub bardziej widoczna była również na obu starciach Węgrów z Rumunami, na wszystkich meczach Ukrainy, szczególnie z Białorusią (wspólne lżenie Putina), a pewnie dałoby się znaleźć jeszcze kilkanaście podobnych przypadków. Co przerwa na kadrę – to dymy, polityczne transparenty i manifestacje. Na razie UEFA starała się to wszystko dusić w zarodku, chociażby rozdzielając najbardziej skłócone państwa – Azerbejdżan nie mógł na przykład trafić do grupy z Armenią. Tu jednak pojawia się dotąd pomijana konsekwencja poszerzenia rozgrywek Mistrzostw Europy do dwudziestu czterech zespołów. Z grup ma wyjść szesnaście drużyn. Ani w jednym, ani w drugim etapie UEFA nie będzie prawdopodobnie miała jak wprowadzić politycznie poprawnych korekt do kształtu grup.
Istnieje więc potężna szansa, że na Rosję trafi Ukraina, Albania, Rumunia albo chociaż Polska. Że na Rumunów znów wpadną bratankowie z Węgier. Że na ulicach francuskich miast zacznie się wyjaśnianie wzajemnych sporów i resentymentów a dotychczasowa polityka odganiania polityki od futbolu zakończy się największym w historii zjazdem osób “pięściarsko zaangażowanych” w historię swoich narodów. Gdy jeszcze dołożymy do tego spory wewnątrz Francji, tak imigrantów ze zwolennikami prawicowych partii, jak i choćby paryskich kibiców PSG, którzy zawsze dają o sobie znać przy okazji wielkich imprez…
Duszenie polityki w zarodku mogło mieć sens podczas czasów, w których popularna była teza Fukuyamy o końcu historii. Obecne ruchy na świecie, ale i w Europie sugerują, że ten kocioł, stale domykany przez polityczną poprawność i strategię biznesową UEFA może efektownie wykipieć. Zresztą, sam fakt, że przy każdej przerwie na kadrę w ostatnich dwóch latach mieliśmy historie o politycznych manifestacjach czy wręcz bójkach na tle narodowościowym, doskonale pokazuje, że nie ma mowy o końcu tarć między narodami w Europie.
Pytanie tylko jak poradzi sobie z tym światowy futbol, który kompletnie nie spodziewał się powrotu tego typu wartości, które częściowo wyparły ze stadionów popcorn i hot-dogi. Wiadomo, mnóstwo w tym zasługi reform Platiniego, który do nudnego zachodnioeuropejskiego futbolu wpuścił wschodnią i bałkańską fantazję. Któż mógł jednak przewidzieć, że wraz z egzotycznymi piłkarzami wróci stary klimat meczów reprezentacyjnych.
Jakkolwiek przebiegnie grudniowe losowanie, jakimkolwiek wynikiem skończą się baraże – we Francji będzie niesamowicie ciekawie. Nie tylko na boiskach. A gdy Rosja trafi na Ukraińców, w dodatku – na przykład – w Marsylii?
Bon chance, monsieur Platini!
*
Wklejam w całości post Mateusza Dróżdża, prawnika OZSK po świętowaniu na murawie Stadionu Narodowego. Po podpisaniu nowej ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych przez prezydenta Andrzeja Dudę prawo jest jeszcze bardziej absurdalne niż kiedykolwiek.