Reklama

Atak zimy, samobój i Majewski jako selekcjoner. Szósta rocznica pogrzebu polskiej piłki

redakcja

Autor:redakcja

14 października 2015, 10:17 • 2 min czytania 0 komentarzy

Skoro ostatnie miesiące są narodzinami nowej, wielkiej reprezentacji Polski – jak to pisane jest w rozmaitych mediach – to dziś dla kontrastu przypomnimy o jej pogrzebie. Sześć lat mija od pięknie nazwanego śnieżnego pożegnania z Afryką. Mecz ze Słowacją, 4 tys. kibiców na trybunach, Stefan Majewski na ławce selekcjonera i przepiękny samobój Seweryna Gancarczyka. Scenariusz tak dramatyczny, że aż odrealniony. Gorzej po prostu się nie dało.

Atak zimy, samobój i Majewski jako selekcjoner. Szósta rocznica pogrzebu polskiej piłki

Nasz obrońca trafił do bramki Jerzego Dudka po dośrodkowaniu Marka Hamsika. Potem Polacy niby byli lepsi, niby coś próbowali, ale konkretne szanse zmarnowali Lewandowscy – Robert i Mariusz. Wynik i tak był nieistotny, bo szans na awans na mundial w Republice Południowej Afryki i tak straciliśmy już wcześniej, ale wokół kadry chyba nigdy nie było bardziej podłego nastroju. Do tego ta pogoda. Śnieg, nieoczekiwany atak zimy. Bojkot PZPN, beznadziejne wyniki i selekcjoner-parodysta. Nieważne, że tylko na chwilę. Media śmiały się, że skoro Polak trafił do siatki pierwszy raz od trzech meczów, to Majewski musi zostać! A tak sytuację opisywaliśmy my:

Wspaniale, że drugi mecz przegrał Majewski. Wprawdzie może to nie wystarczyć, by wytargać spod niego selekcjonerski stołek, ale pretekst jest. Polska piłka nie może sobie pozwolić na takiego trenera, mając w perspektywie finały mistrzostw Europy w 2012 roku. To zbyt wielki turniej, by przez kolejne trzy lata czekać, aż Majewski udowodni, że faktycznie jest tylko średnim, ligowym trenerem (może z tym słowem „średni” trochę przesadziliśmy).

Dziś cisza na trybunach Stadionu Śląskiego to tak naprawdę był ogłuszający, rozpaczliwy wrzask. Wielkie NIE dla wszystkiego, co się w naszej piłce dzieje. Dla niekompetentnych działaczy, dla nieporadnych trenerów, dla sprzedajnych piłkarzy. Ale krzyczeć trzeba dalej, aż usłyszą nawet ludzie zazwyczaj odporni na jakiekolwiek argumenty.

Reklama

Patrzcie gdzie byliśmy wtedy i porównajcie z tym, co mamy teraz. Sześć lat. I dużo, i mało, ale progres  – przyznacie – niewyobrażalny. Na każdej płaszczyźnie. Wtedy nie było związku, nie było trenera ani drużyny. Dziś jest wszystko to plus awans na mistrzostwa Europy.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...