Wczoraj było o debiutanckiej bramce Garetha Bale’a, a dzisiaj – tak pod mecz kadry – trafił nam się debiut najlepszego polskiego piłkarza ubiegłego stulecia. Nie w kadrze, a w lidze. Dokładnie 49 lat temu w Ekstraklasie zadebiutował Kazimierz Deyna. Co ciekawe, nie w Legii, a w ŁKS-ie. To był jego jedyny mecz w Łodzi, z Górnikiem Zabrze, zremisowany bezbramkowo.
W styczniu 1966 roku Kazimierz Deyna opuścił na zawsze swój rodzinny Starogard. Ostatni mecz jaki tam rozegrał, to mecz reprezentacji juniorów z kadrą Wilna. Miał wtedy 18 lat i trzy miesiące. W Łodzi mieszkał na obecnej ulicy Powstańców Wielkopolskich, u swojego brata Henryka i jego żony. ŁKS co prawda mógł i powinien zaoferować mu mieszkanie, albo chociaż pokój, ale niespecjalnie śpieszyli się z procedurą. Za wcześniejsze podpisanie kontraktu z dwoma klubami jednocześnie, PZPN nałożył na niego karę dziewięciu miesięcy zawieszenia. Potem, zgodnie z przepisami, miał zostać piłkarzem Arki Gdynia.
Z czasem mieszkanie zaczęli nachodzić wysłannicy gdyńskiego klubu i namawiać go do powrotu. Deyna jednak nie miał zamiaru się zgodzić. Zbyt wiele do powiedzenia w ŁKS-ie nie mieli, kiedy zgłosiła się armia. Rozpętał się chaos. Deynę chciała mieć u siebie Legia, chciał i Zawisza. Zrobił się nieprawdopodobny bałagan. Przez jakiś czas uznano go nawet jako człowieka uchylającego się od obowiązkowej służby wojskowej. Musiał ukrywać się przed milicją, ale pewnego dnia do jego mieszkania zapukał dzielnicowy i… próbował namówić go do przejścia do Wisły Kraków. Oczywiście bezskutecznie. Skończyło się nocą spędzoną w areszcie.
W końcu, po kilku miesiącach treningów, mógł zadebiutować w oficjalnym meczu. Zagrał w drugim zespole ŁKS-u, w meczu z Włókniarzem Białystok, zdobywając pięć goli. Dokładnie 49 lat temu, czyli 8 października 1966 roku, wypróbowano go w lepszym towarzystwie. ŁKS grał u siebie z Górnikiem i zremisował 0:0. Jeśli wierzyć naocznym obserwatorom, debiut wypadł blado. Przynajmniej w porównaniu z tym, co prezentował później. Inna sprawa, że jego nazwisko w końcu pojawiło się w gazetach, w sprawozdaniach. Dla Legii to był ostateczny impuls. Wkrótce do klubu wpłynęło pismo z powołaniami do wojska dla trzech zawodników. Wśród nich był Deyna. Działacze z Łodzi wynegocjowali, że wyślą jednego, a dwóm pozostałym służba zostanie odroczona. I odpuścili Deynę, jako że miał ledwie jeden mecz w Ekstraklasie. Tym sposobem kilka dni po debiucie, wyjechał do Warszawy.