Za moment zdacie sobie sprawę z tego, jak szybko tyka futbolowy zegar. Dziś mija dokładnie dziewięć lat od pierwszego gola Garetha Bale’a w reprezentacji Walii. Wtedy jeszcze nie musiał się golić, rozgrywał pierwszy, poważny sezon w Southampton, a niewiele wcześniej dogrywał piłki do Grzegorza Rasiaka. No i był jakieś kilkanaście kilogramów chudszy. W sumie nic dziwnego, skoro miał zaledwie 17 lat i 35 dni.
Zawsze, kiedy obok wieku dopisuje się dni, znaczy, że pękł jakiś rekord. Wtedy, w meczu ze Słowacją, Bale został najmłodszym strzelcem w historii reprezentacji Walii. Zadebiutował jeszcze wcześniej, w meczu towarzyskim z Trynidadem i Tobago, kiedy miał 16 lat i 315 dni. W niecały rok przeskoczył z reprezentacji U-17, do tej dorosłej. Jako młodziutki, utalentowany chłopak, łamał rekord za rekordem, ale wspomniany mecz ze Słowacją w pozytywny sposób wspomina raczej tylko on.
Bo przecież nie bramkarz, Paul Jones, który w reprezentacji grał po raz pięćdziesiąty. Pięćdziesiątkę wygolił sobie nawet z boku głowy, ale – niestety dla niego – w pamięci kibiców została sama piątka, bez zera. Dlaczego? Bo wpuścił dokładnie pięć goli. Svento, Mintal, Mintal, Karhan, Vittek… Kibice w Cardiff byli zdruzgotani. Takim wynikiem mógłby zakończyć się mecz z Anglią czy Francją, ale żeby ze Słowacją? I to taką bez Marka Hamsika?
Na pocieszenie została wspomniana bramka. Pierwsza bramka tego, który w przyszłości prawdopodobnie da im awans na mistrzostwa Europy.