Poznaliśmy nazwiska piłkarzy, którzy powalczą o Złotą Piłkę. Dzięki “Mundo Deportivo” po internecie krąży tzw. shortlista, która z jednej strony jest na tyle długa, że zmieściły się na niej tacy piłkarzy jak: Christian Atsu, Carlos Sanchez czy Massimo Luongo, a z drugiej – na tyle krótka, że zabrakło na niej miejsca dla Gianluigiego Buffona, Daniego Alvesa czy Davida Silvy. Czyli kontrowersji nie brakuje.
Rzućcie najpierw okiem na infografikę przygotowaną przez hiszpański dziennik.
Skąd na niej tylu piłkarzy, którzy na co dzień w skali europejskiej znaczą mniej więcej tyle co zawodnicy Olimpii Zambrów na naszym krajowym podwórku? Wytłumaczenie jest proste – na tym etapie kapituła chciała docenić graczy, który wyróżnili się na międzynarodowych turniejach, z naszej perspektywy egzotycznych. Gdy lista zostanie okrojona do 23 nazwisk, zapewne zostaną na niej tylko piłkarze z pierwszych stron gazet.
Naszym zdaniem to niegłupie. Wszelka krytyka tej zagrywki demaskuje tylko nasz europejski etnocentryzm, a tymczasem warto zauważyć, że w piłkę gra się nie tylko na Starym Kontynencie. Dlatego nie zżymamy się na fakt, że dziś cały świat dowiedział się, kim jest Massimo Luongo. Australijczyk został w styczniu MVP Asia Cup, na swój sposób zasłużył.
Jedziemy dalej: Ospina jest na liście nie dlatego, że grał trochę w Arsenalu, ale dlatego, że świetnie bronił na Copa America. Vargas i Guerrero? W piłce klubowej znaczą na dobrą sprawę niewiele, ale zostali królami strzelców tej imprezy. Christian Atsu, który nie może sobie zbytnio znaleźć miejsca w angielskich klubach? Najlepszy piłkarz Pucharu Narodów Afryki. Guardado i dos Santos? Jeśli sięgnięcie pamięcią do lipca, to przypomnicie sobie, że panowie wygrali Gold Cup. W ten sposób można rozprawić się z każdą egzotyczną nominacją. Jasne, można się spierać, czy naprawdę musimy udawać, że jakieś turnieje w Azji są równie ważne, jak europejska piłka, ale z drugiej strony: jak FIFA ma podnosić ich rangę, jeśli nie właśnie w taki sposób, doceniając osiągnięcia na Asia Cup czy Copa America?
Nie zmienia to jednak faktu, że przy kilku nominacja popłynięto, daleko oddalając się od brzegu, a zostawiając na nim zdrowy rozsądek. Rooney? Nawet niedzielni kibice wiedzą, że gość przeżywa ciężki okres (5 goli w Premier League w 2015 roku), a to, że strzelając z karnych San Marino i Szwajcarii, przeszedł do historii angielskiej piki, to jakby trochę za mało na nominację. Alexandre Lacazette? Został królem strzelców Ligue 1, ale w tym roku kalendarzowym strzelił 13 bramek, czyli mniej niż Lewandowski w miesiąc. Willian to też dobry piłkarz, ale jak skrajnie ofensywnego grajka liczby w porównaniu z europejskim topem ma po prostu śmieszne. Jest też Luca Modrić, którego w 2015 roku tak bardzo męczyły kontuzje, iż… rozegrał tylko 12 meczów ligowych.
Brakuje Buffona, Daniego Alvesa, Silvy, Bonucciego, Marchisio, Busquetsa, Cazorli czy Aubameyanga (20 goli w Bundeslidze w tym roku kalendarzowym – tyle samo co Lewandowski). Oczywiście sam Lewandowski zdobył uznanie jury.