To jeden z tych dni, w których zdajemy sobie sprawę, że świat naprawdę nam odjechał. Nie chodzi już tylko o to, że polskiej drużyny tradycyjnie nie ma w Ligi Mistrzów – nie, do tego to nawet przywykliśmy – ale że swojego reprezentanta wystawia nawet Kazachstan. FK Astana, czyli zespół, który po drodze wyeliminował słoweński Maribor, fińskie HJK i cypryjski APOEL, dziś w fazie grupowej Ligi Mistrzów debiutuje na własnym terenie. Przed tygodniem byli w Lizbonie, teraz – grają u siebie z Galatą. Co tu ukrywać: trochę im zazdrościmy…
Wczoraj miała miejsce prawdziwa fura niespodzianek: od porażki Arsenalu z Olympiakosem, przez męczarnie Barcelony z Bayerem, po wygrane BATE nad Romą czy Porto nad Chelsea. I kto wie, czy dziś nie błysną właśnie tacy Kazachowie. Inna, pokazująca jeszcze większe dysproporcje potyczka, to Malmoe z Realem. Skoro Królewscy potrafili ostatnio bezbramkowo zremisować z Malagą, to… No nie, nadal nam się wydaje to zbyt abstrakcyjne. Ale to samo byśmy powiedzieli o Arsenalu przegrywającym drugi mecz, tym razem u siebie, czy właśnie o Białorusinach.
Dzisiejsze mecze nie zapowiadają się jednak jako potencjalne niespodzianki i starcia potentatów z kopciuszkami. To, co przede wszystkim zwraca uwagę, to walka co najmniej kilku drużyn o odzyskanie tożsamości, formy, może nawet honoru.
Weźmy choćby dzisiejszy hit, Juventus – Sevilla. Finalista Ligi Mistrzów i zwycięzca Ligi Europy. Na papierze mecz gigantów, na boisku zaś walka o to, by odnaleźć samego siebie. Krychowiak wspólnie z kolegami zaczęli nieźle sezon, bo od świetnego, przegranego dopiero w dogrywce 4:5 (!) meczu o Superpuchar Europy, niedługo potem dorzucili też 3:0 z Gladbach w LM. Rzecz jednak w tym, że na krajowym podwórku tak dobrze im nie idzie. Albo inaczej: nie idzie im kompletnie.
Porażki u siebie z Celtą i Atletico (0:3), na wyjeździe z Las Palmas, do tego remisy z Levante i Malagą. Sevilla pierwszy ligowy mecz wygrała dopiero w szóstej serii spotkań – z Rayo Vallecano, ledwo, 3:2. A przecież Unai Emery nie stracił wcale tak wiele tego lata, nie ma specjalnie gorszej drużyny niż w poprzednim sezonie. Dlatego zapowiada: – Taki mecz, jak ten dzisiejszy, to świetna okazja, by pokazać całej Europie, na co nas stać.
W Turynie plan mają identyczny – odgryźć się i udowodnić, że wszystko wraca na właściwe tory. Niby Juventus wygrał w Manchesterze z City, ale w lidze… No, dramat. Po sześciu kolejkach Juve ma na koncie pięć punktów – tyle, co Sevilla. Fiorentina i Inter, które prowadzą w tabeli, mają już dziesięć „oczek” zapasu nad obecnym mistrzem kraju. Massimiliano Allegri w tym sezonie gra już bez Pirlo, Vidala i Teveza, ma kilku nowych piłkarzy, jego podopiecznych nie omijają kontuzje (dopiero dziś ma zadebiutować Khedira), on sam trochę miesza z taktyką, a kiedy wszyscy oczekują mobilizacji – Caceres wsiada pod wpływem za kółko i rozbija Ferrari za dwieście tysięcy funtów. A więc tak niektórzy przeżywają najgorszy od 46 lat ligowy start Juve…
Incidente per Martin #Caceres. Il difensore non ha riportato danni https://t.co/d7erzff7hV pic.twitter.com/QOFegVVEE1
— JuventusMania (@JuventusMania33) September 29, 2015
Co oznacza hasło „kryzys”, doskonale wiedzą w Moenchengladbach. Lucien Favre najpierw uratował klub przed spadkiem, potem umieścił go w krajowej czołówce i wprowadził do Ligi Mistrzów, dziś – już odpoczywa. Po tym, jak przegrał sześć meczów z rzędu z bilansem 2:15, zrezygnował, nie zważając na wszelkie próby zatrzymania go w klubie przez pracodawcę. A ten był tak jego decyzją zaskoczony, że nie przygotował nawet planu B, ani nie wymyślił nikogo na jego następcę. Wziął więc tymczasowo trenera rezerw, który… z marszu wygrał dwa mecze. Rywale byli z niższej półki, ale mimo wszystko w kryzysie Borussia też takim zespołem była.
Andre Schubert nie chce słuchać opinii, że jest cudotwórcą. Podkreśla jedynie bardzo intensywną grę i wysiłek piłkarzy. Mówi, że kiedy tylko klub znajdzie właściwego kandydata na trenera – on ustąpi ze stanowiska. Dziś warto mieć na uwadze m.in. Raffaela, który jeszcze niedawno był najgorzej ocenianym wspólnie z Pawłem Olkowskim piłkarzem Bundesligi, a u Schuberta w dwóch meczach zebrał gola i cztery asysty. Z drugiej strony, Manchester City też nie może się zbytnio napinać – mimo, że w Premier League jest wiceliderem, w dwóch ostatnich meczach przegrał. Podobnie jak na inaugurację Champions League również.
Zresztą, bilans Anglików w meczach fazy grupowej wygląda tak:
PSV Eindhoven – Manchester United 2:1
Manchester City – Juventus Turyn 1:2
Dinamo Zagrzeb – Arsenal 2:1
Arsenal – Olympiakos Pireus 2:3
Chelsea – Maccabi Tel Awiw 4:0
FC Porto – Chelsea 2:1
Sześć spotkań, z czego jedna wygrana i pięć porażek. Dziś City jedzie do Gladbach, United podejmuje Wolfsburg. A to oznacza, że Niemcy mogą doprowadzić już do kompletnej kompromitacji Anglików. Tym bardziej, że piłkarze Heckinga – tydzień temu przyjęli pięć sztuk od Bayernu – jadą na Old Trafford, gdzie po krótkiej, choć bolesnej przerwie powraca Champions League.