Kilka dni temu pisaliśmy o krakowskim cudzie z Realem Saragossa, więc dziś dla odmiany będzie o gruzińskim chaczapuri, które zostało z piłkarzy Wisły po wizycie w Tbilisi. Eurowpierdol w pełnej krasie. W pierwszym meczu Wisła wymęczyła wygrana 4:3, ale równo 11 lat temu, w Gruzji, przegrała 1:2 i nie zakwalifikowała się do fazy grupowej Pucharu UEFA. Rok wcześniej Valerenga, potem Dinamo. Krakowska mizeria miała się w najlepsze.
Piłkarze rzecz jasna zapowiadali walkę do ostatniej kropli krwi, ale zaczęło się dokładnie tak jak w Krakowie, czyli nonszalancko i bezładnie. Atakowali jedni i drudzy, ale Wisła zdecydowanie słabiej. Pół godziny przed końcem Marcin Baszczyński wybił ręką piłkę z linii bramkowej, za co został pożegnany czerwoną kartką. Gruzini wykorzystali rzut karny, a kilka minut później uderzyli raz jeszcze, zaskakując obrońców, którzy zapomnieli, że na boisku są po to, by bronić.
Czy to coś zmieniło? Gdzie tam. Wisła ciągle grała padakę, a Gruzini mieli jeszcze szansę na przynajmniej dwa gole. Radek Majdan robił co mógł, a Mauro Cantoro wybił piłkę z linii bramkowej raz jeszcze. Tym razem nie ręką. Wisła obudziła się w ostatnich minutach. Żurawski trafił w słupek, poprzeczkę i asystował przy golu Tomka Frankowskiego, ale wszystko jak krew w piach.
– Nie uważam, żebyśmy się skompromitowali. W Europie nie ma słabeuszy. Dinamo zagrało tak samo jak u nas – od początku ruszyli. Wszystko układało się po naszej myśli do momentu utraty bramki i zawodnika. To pokrzyżowało nasze plany. W tym momencie musieliśmy zagrać dużo odważniej, otworzyć się. Nadzialiśmy się na kontrę i straciliśmy drugą bramkę. Odpowiedzieliśmy tylko jedną, a to było za mało – komentował Żurawski.
“Nadzieję możemy mieć jednak jedną. Tytuły po porażce Wisły oscylują wokół stwierdzenia: koniec Wisły. Oczywiście tej wielkiej Wisły od roku 1998. Koniec ten zapowiedzieć może jednak, tylko jeden człowiek – Bogusław Cupiał. Na nasze szczęście, właściciel klubu, to człowiek silny, z charakterem. Wierzę więc, że ten koniec, może być po prostu pewnym przełomem. Oby!” – skomentował dziennikarz Wislaportal.pl.
Już wtedy mówiło się, że w Europie nie ma słabych drużyn. Zapominano tylko dodać, że za wyjątkiem tych naszych.