Zawsze z uwagą śledzimy poczynania byłych ligowców, którzy za niemałą gotówkę odeszli do zagranicznego klubu. Jak sławią naszą ligę i jaką wystawiają jej cenzurkę? Z tym bywa różnie, a w zupełnie wyjątkowy sposób robi to Eduards Visnakovs, czyli goleador, który kilka tygodni temu zamienił Ruch Chorzów na belgijskie Westerlo.
Przed ostatnią kolejką „Wiśnia” mógł się pochwalić nie najgorszym bilansem trzech meczów (z czego w jednym wszedł tylko na końcówkę) i jednej bramki. Jednak dopiero piątkowe starcie z Zulte-Waregem miało zmienić jego postrzeganie w Belgii, i nie tylko w niej. Westerlo grało na wyjeździe, prowadziło 1:0, a w 32. minucie gry miała miejsce taka oto sytuacja:
Jak możemy to skomentować? To tak, jakby zawodowy kierowca nie trafił samochodem w trzypasmową autostradę albo pływak przy skoku na główkę nie trafił do basenu. Visnakovs wykonał spektakularną interwencję defensywną, która w normalnych okolicznościach udałaby mu się raz na dziesięć prób. Problem w tym, że to nie o interwencję defensywną tu chodziło. Czy zatem Łotyszowi coś się pomyliło? A może nie chciał dobijać rywali, którzy przecież i tak przegrywali?
Z całą pewnością „Wiśnia” nie dobił rywali, ale wiele wskazuje, że zrobił to swoim kolegom z drużyny. Po tym, jak Łotysz zaprezentował swoje unikatowe wykończenie, piłkarze Westerlo zupełnie przestali grać. Być może stwierdzili, że to nie ma sensu i tego dnia nic nie ma prawa im się udać – nie wiemy. Fakty są jednak takie, że zamiast wyjść na dwubramkowe prowadzenie, w kolejnych dwudziestu minutach gry dali sobie wbić cztery gole. Natomiast cały mecz skończył się spokojnym 4:2 dla gospodarzy i – jak się słusznie domyślacie – druga bramka dla Westerlo nie była dziełem sympatycznego goleadora z Łotwy.
Jeżeli Visnakovs chciał sprawdzić psychiczną odporność kolegów z drużyny, to jakąś odpowiedź z pewnością uzyskał. A przy okazji sprawdzi też wytrwałość belgijskich skautów, którzy muszą teraz przebierać nogami i sposobić się do wyszukania kolejnego snajpera w naszej lidze.
Fot. FotoPyk