Historia spotkań beniaminków przeciwko Legii na Łazienkowskiej jest długa i całkiem ciekawa. Tylko w ostatnich latach działy się w nich takie cuda jak: zwycięstwo Bełchatowa po golu Bartosza Ślusarskiego czy wygrana Podbeskidzia po bramce Sylwestra Patejuka, zdobytej przewrotką. Dziś kolejną tego typu historię bardzo chciała napisać Termalica. I chyba możemy powiedzieć, że jej się to udało. Jeśli nie oglądaliście spotkania, pewnie w tym momencie złapiecie się za głowę, ale taka jest prawda – Termalica kulturą gry, szczególnie w pierwszej połowie, biła na głowę gospodarzy.
Niebywałe. Przewaga w posiadaniu piłki – po pierwszej połowie 57%-43% na korzyść gości, po zakończeniu spotkania 53%-47%. Blisko sto podań więcej wymienili podopieczni Piotra Mandrysza. Piłkarze Legii zarówno w przerwie, jak i po spotkaniu zapewniali, że Termalica gra tak, jak się tego spodziewali…
Jeśli można – za przeproszeniem – gówno prawda.
Beniaminek zaskoczył wszystkich, oczywiście pozytywnie. Sposób, w jaki piłkarze z Niecieczy oswobadzali się spod pressingu, szybkie wymiany podań, luz w przenoszeniu piłki na połówkę Legii, gra w środku pola Babiarza, szarże Juhara czy Jareckiego – to wszystko mogło robić wrażenie. Czystych okazji bramkowych było z tego niewiele, ale gdy już się taka nadarzyła, to Juhar wpakował piłkę do siatki. Oczywiście lepiej powinien się zachować w tej sytuacji Kuciak, ale ta bramka oddawała przebieg boiskowych wydarzeń. Legia była niewyraźna jak ludzie z reklamy Rutinoscorbinu, sprawiała wrażenie drużyny, która jest zadowolona, że… nie przegrywa. Boiskowa złość? Zapomnijcie.
Punkt zwrotny? Taki sam jak w meczu z Zagłębiem – pojawienie się na boisku Ivana Trickovskiego, który rozruszał towarzystwo w ofensywie. Wystarczyła szybsza wymiana podań i zaczęło się dziać. To on uruchamiał Brzyskiego po lewej stronie, padła z tego bramka wyrównująca. Fanklub Macedończyka, domagający się więcej szans dla nowego piłkarza, zyskał kolejny argument.
Obraz meczu, który “Słoniki” mogą kończyć z wysoko uniesioną trąbą dopełnia fakt, że przy stanie 1-1 szansę na rehabilitację dostawał Kuciak.
Pierwsza: efektownie obronił strzał Plizgi z wolnego.
Druga: sparował groźne uderzenie tego samego gracza na rzut rożny w ostatniej minucie.
Trzecia: ściągnął piłkę z głowy zawodnikowi Termaliki już w doliczonym czasie gry.
Gdyby nie Słowak, pisalibyśmy o trzeciej porażce Legii w sezonie. Bardzo słaby mecz warszawian. A Termalica to już Ekstraklasa pełną gębą – nie tylko w Mielcu, ale też na wyjazdach.
Fot. FotoPyK