Legia Warszawa pewnie wygrała dwa ostatnie mecze – po 4-1 z Ruchem i z Lechią – nie oznacza to jednak, że Henning Berg nie musi się z niczego tłumaczyć… Musi, a jak wiemy, pod ostrzałem pytań zdarza mu się chlapnąć coś kuriozalnego. Tym razem jednak było inaczej. Wątpliwości kibiców i dziennikarzy wzbudził fakt, że szansy w meczu z Lechią nawet z ławki nie otrzymał Ivan Trickovski. Powtórka z Sa? Nie, akurat w tym wypadku Legię ograniczały nieco przepisy.
– Gdyby dziś znalazł się na boisku, to musiałoby to być kosztem innego gracza – Vranjesa, Guilherme czy Prijovicia. Ten ostatni w lidze jest liczony jako gracz Unii, a w Pucharze Polski nie – tak odbił piłeczkę na konferencji prasowej Norweg.
Cóż, chyba warto odtrąbić mały sukces, bo po wpadce z Bartoszem Bereszyńskim, wyłapywanie wszelkich niuansów przez warszawski klub powinno tylko cieszyć.
Natomiast sama sytuacja na pierwszy rzut oka wydaje się dziwna i wprowadzająca niepotrzebny zamęt. O ile w Chorzowie na boisku mógłby pojawić się Macedończyk Trickovski, bez konieczności zdejmowania z niego Brazylijczyka Guilherme, Bośniaka Vranjesa lub Szwajcara Prijovicia, o tyle w Pucharze Polski już nie. A przecież w obu przypadkach obowiązuje ta sama uchwała Zarządu PZPN z 22 listopada 2013 w sprawie limitów graczy spoza UE.
Różnica ta wynika z propozycji Ekstraklasy, by przepis nie obowiązywał również graczy pochodzących z Norwegii, Islandii, Liechtensteinu i Szwajcarii. Jak wiemy – kraje te nie należą do Unii Europejskiej, ale ściśle z nią współpracują w ramach różnych porozumień (m.in. Europejski Obszar Gospodarczy czy Schengen). Taki zapis znalazł się w zatwierdzonym w kwietniu regulaminie rozgrywek na sezon 2015/16. Natomiast w uchwalonym prawie miesiąc wcześniej regulaminie Pucharu Polski – nie, zawodnicy z tych czterech krajów (a więc też Prijović) traktowani są jako cudzoziemcy spoza Unii.
Jeśli miałoby dojść do ujednolicenia przepisów – co nam wydaje się naturalne – stanie się przed startem kolejnych rozgrywek. PZPN będzie się tą sprawą zajmował.
Fot. FotoPyK