Bardzo możliwe, choć słyszymy to już nie pierwszy raz, że dziś z Krakowem żegna się Kazimierz Moskal. Wisła chce się go pozbyć, jest już dogadana z innym szkoleniowcem i nawet nie przeraża jej wizja równoległego opłacania trzech trenerów – takie sygnały od dawna docierają z Reymonta. Po drugiej stronie – wciąż wielka niewiadoma, czyli Korona. A na deser niedawny pucharowicz z Wrocławia przyjmuje lidera z Gliwic, który liderem pozostanie niezależnie od wyniku…
Czy Kazimierz Moskal może jeszcze odwlec wyrok?
Walka Moskala o utrzymanie obecnej posady przypomina walkę z przeznaczeniem. Już pod koniec rundy wiosennej wiele mówiło się, że w kolejnym sezonie to nie on będzie prowadził Wisłę. Ostatecznie szansę dostał, tracąc kilku ważnych piłkarzy, m.in. Stilicia i kompletnie przebudowując środek pola. Co więcej, miał naprawdę trudny terminarz na starcie. Kiedy go przetrwał i miało być z górki, dostał w łeb – w Łęcznej. „Do zwolnienia” – krzyczało wielu, na co Moskal odpowiedział meczem w Bielsku-białej. Wygrana 6:0 z Podbeskidziem chyba niewiele jednak zmienia. Moskal ma polecieć za moment, czyli dokładnie tak, jak jeden, dwa i trzy miesiące temu.
Co się wydarzy? Trudno odgadnąć. Ale skoro Wisła zamierza równocześnie opłacać trzech trenerów (na utrzymaniu wciąż jest Smuda, może na nim pozostać Moskal, no i jego następca), naprawdę niewiele nas już zdziwi.
Gdzie wyląduje Korona?
To chyba najlepszy przykład tego, jak niewiele logiki ma ta cała liga i jak mocno wyrównany jest w niej poziom. Spróbujcie bowiem odpowiedzieć na pytanie, ile dziś w Ekstraklasie znaczy Korona. Z jednej strony dopiero dwunaste miejsce w tabeli, z drugiej – tyle samo punktów, co Śląsk czy Cracovia, zaledwie trzy „oczka” straty do drugiej Legii i siedem przewagi nad strefą spadkową. Niby zwycięstwa nad Jagiellonią, nad Legią w Warszawie czy remis z Lechem, ale też niedawne 0:2 z Górnikiem Łęczna na własnym stadionie. Nie ma Golańskiego, Kiełba, Kapo czy Malarczyka – są za to chłopcy, którzy dopiero chcą przestać być anonimowi.
No, kupy się to nie trzyma w ogóle. Trener Marcin Brosz do Łęcznej podchodzi zdecydowany i pewny siebie, wystawia w składzie dwóch napastników, na co w Polsce w ogóle decyduje się mało kto. Kamil Sylwestrzak, kapitan Korony, tłumaczy z kolei, że ostatnie gorsze wyniki, zwłaszcza te u siebie, to efekt pecha. Pytanie tylko: czy w Kielcach nie zapomnieli, w jakim miejscu znajdowali się przed sezonem?
Kto w Śląsku weźmie sprawy w swoje ręce?
Po transferze Roberta Picha do Niemiec wciąż aktualne jest pytanie, kto w ofensywie weźmie sprawy w swoje ręce. Niby jest Flavio Paixao, ma trzy gole i trzy asysty, ale wciąż notuje spore wahania formy. Kamil Biliński strzela gola średnio co 250 minut, a w ostatnich pięciu kolejkach nie trafił ani razu (z Jagiellonią tylko pięć minut). Z kolei Jacek Kiełb zaczął z wysokiego C, a potem stopniowy i coraz boleśniejszy zjazd. Może i Grajciar zalicza w końcu przebłyski, ale ma słabe liczby (jedna asysta), a na razie ciężko traktować go jako potencjalnego lidera…
Efekt jest więc taki, że trener Tadeusz Pawłowski niespecjalnie wie, na kogo w tej ofensywie może najmocniej liczyć. Śląsk już przed tygodniem w Zabrzu nie potrafił zadać nawet jednego skutecznego ciosu, sam przyjął dwa, a jedyną bramkę w Pucharze Polski zdobył Gecov. Chwilę wcześniej z Jagiellonią wrocławianie zdobyli trzy bramki, ale raz trafił Celeban, raz Hateley (po raz pierwszy od transferu zimą 2014 roku!), a własnego bramkarza pokonał jeszcze Tomasik.
Kiedy to szaleństwo się skończy?
O to pytają wszyscy ci, którzy spoglądają w tabelę. Bo przecież w niej Piast jest liderem, z dziewięciu meczów wygrał siedem i nawet, jeśli przegra we Wrocławiu, pozostanie na pierwszym miejscu. Tyle już sprawdzianów podopieczni trenera Latali zdali – włącznie z odrabianiem wyniku od 4. minuty z Lechią – że ciężko powiedzieć, co miałoby ich teraz złamać.
W normalnych okolicznościach powiedzielibyśmy: pewność siebie, głowy noszone zbyt wysoko. Ale w Gliwicach kompletnie się na to nie zapowiada. Dopiero po porażce z Pogonią Szczecin Martin Nespor zapowiadał, że z Lechią będą gryźć trawę. Teraz wypowiada się Sasa Zivec: – W piłce liczą się nie tylko umiejętności, ale również wola walki. Może nam zabraknąć wiele, ale na pewno nie zabraknie nam charakteru.
Zresztą, nad wszystkim czuwa Latal – człowiek, który sprawia wrażenie bardzo opanowanego, skoncentrowanego i przede wszystkim zdyscyplinowanego.
Fot. FotoPyK