Dziś rocznica wydarzenia wyjątkowego przede wszystkim dla kibiców Barcelony. Dokładnie pięćdziesiąt osiem lat temu spełniło się ich wielkie marzenie. Wielkie dosłownie i w przenośni, bo mogło pomieścić sto tysięcy ludzi. W barcelońskiej dzielnicy Les Corts, zainaugurowano jeden z największych piłkarskich stadionów na świecie. A czynny udział brali w tym wydarzeniu Polacy, a konkretnie reprezentacja Warszawy.
Grunty wykupiono siedem lat wcześniej, a pierwszą łopatę wbito w 1954 roku. Skąd w ogóle pomysł na budowę nowego stadionu? Poprzedni, wielokrotnie rozbudowywany obiekt Les Corts, był ledwie 60-tysięczny i nie mieścił wszystkich chętnych. Świetność, unikalność, funkcjonalność i monumentalność Camp Nou mieli zapewnić trzej architekci. Dzień inauguracji nie był dniem przypadkowym. Dziś wypada bowiem dzień patronki Barcelony. W momencie inauguracji stadion miał jeszcze wiele niedociągnięć, był niewykończony, ale kibice i tak byli w szampańskich nastrojach.
Mecz był oczywiście główną atrakcją, ale rzecz jasna nie jedyną. Wszystko było przygotowane i planowane od wielu tygodni. Pielgrzymki, koncerty, wystawy, wernisaże… Kilka dni wcześniej z uroczystości wypisał się generał Franco, co w Barcelonie przyjęto z oczywistą ulgą. Obchody rozpoczęła msza święta. Potem stadion pobłogosławiono, a następnie w niebo pofrunęło dziesięć tysięcy gołębi i być może jeszcze więcej balonów. Wszystko zorganizowane było z niebywałą pompą.
Przy Łazienkowskiej musieli być nieźle zdziwieni, kiedy otrzymali list z barcelońskim stemplem. Było to oficjalne zaproszenie. To, że zamiast Legii pierwszy mecz na Camp Nou rozegrała reprezentacja Warszawy, było “dziełem” polskich władz, ale w składzie było wielu legionistów, między innymi Lucjan Brychczy czy Edmund Zientara. Na plakatach zapraszających na mecz był jednak herb Legii. Blaugrana pokonała warszawiaków 4:2, a gole dla Polaków strzelili Henryk Szymborski i Waldemar Soporek.