Reklama

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

redakcja

Autor:redakcja

24 września 2015, 12:34 • 5 min czytania 0 komentarzy

“Ostatni człowiek na świecie siedział samotnie w pokoju. Nagle usłyszał pukanie do drzwi” – to literacki klasyk, niepozorny, ale słynny. Bezdyskusyjnie najkrótszy horror w historii, a wielu argumentuje, że dzięki sile tej prostoty również najlepszy – to już dyskusyjne, ale pod dyskusję zajmującą i zakrapianą. Jaki jest natomiast największy horror dla człowieka, który oddycha futbolem? Porażka w kluczowym meczu? Spadek z ligi? Według mnie mocną kandydaturą będzie sytuacja, którą uniwersalnie każdy ma ochotę podsumować tylko nieparlamentarnym  “kurwa, jak ja mogłem to przegapić”.

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

Oczywiście, że przegapiłem pięć goli Lewego w dziesięć minut, i nie mydlcie mi oczu, nie kantujcie – większość z was również! Tak, Bundesliga to nie wietnamskie rozgrywki ping ponga, ludzie nad Wisłą ją oglądają, a Bayern – Wolfsburg to na papierze niebrzydki mecz. Żadnym cudactwem odpalić go we wtorkowy wieczór. Jednak na pewno nie jest to też mecz, na który urywasz się z roboty, wyganiasz kobietę do przyjaciółek, wyłączasz telefon żeby nikt ci nie przeszkadzał chłonąć seans. Obstawiam, że góra pięć procent z was oglądało na żywca jak Robert strzelał, a nie z jakiegoś pośledniego odtworzenia. Dla nas wszystkich pozostałych, dla tego legiona straceńców, futbolowi bogowie upichcili na przyszłość taki nieprzyjemny dialog:

– Ojciec, ale możliwości oglądania Lewego to ci zazdroszczę, to musiał być kozak. Choćby gdy strzelał pięć goli w dziesięć minut – niesamowite, chciałbym to przeżyć jak ty.

– Nie widziałem tego. Przegapiłem.

– Ty od kiedy ty się interesujesz futbolem, od zeszłego tysiąclecia? Na półce masz archiwum “Piłki Nożnej” z 96 roku, mecze oglądasz od zawsze i to hurtem, a tego nie widziałeś? Jak Polak się w historię dyscypliny trwale wpisywał, to spałeś?

Reklama

– No.

– Pozwól ojciec, że teraz cię gromko wyśmieję.

Tak jest panowie i panie, tak jest. Bardziej niż dumny z Lewego we wtorek, byłem wkurwiony, że tego nie oglądałem. Nie ma żadnej mocy dla mnie obejrzenie tych bramek, nie ma żadnej czytanie kolejnych peanów. Ominęło mnie to, co najważniejsze – doświadczenie. O to w tym wszystkim chodzi, futbol ma tę zachwycającą, unikalną zdolność produkowania od czasu do czasu wyjątkowych doświadczeń kibicowskich, tym nas złapał na haczyk, od tego nas uzależnił, a teraz wypuścił najlepszy od dawna towar na rynek, a ja nawet go nie powąchałem, nawet nie polizałem przez szybę. Do dupy z takimi pięcioma bramkami w dziesięć minut, skoro ich nie widziałem i tylko zły jestem z ich powodu – mówię to z przymrużeniem oka, ale rozumiecie o co chodzi. Już noszę w sobie traumę nie obejrzenia Czechy – Holandia na Euro 2004, o czym kiedyś pisałem, a teraz jeszcze to dorzucono mi do krzyża. Waga cięższa niż tamten mecz, bo Polak zapisał się w historii futbolu? Niestety na to pytanie mogę odpowiedzieć tylko w jeden, cholernie frustrujący sposób:

Nie wiem! Nie widziałem! Ani jednego ani drugiego.

Zazdroszczę tym wszystkim, którzy się załapali. Pięć bramek Polaka w dziesięć minut, jeden gol po drugim, a każdy kolejny przyjmowany z coraz potężniejszym zaskoczeniem i dumą. To wszystko narastało, zdumiewało, rozkładało na łopatki (kobieta powiedziałaby: kaskadowy orgazm). Jakiekolwiek wejście na portal – dowolny, bo o Lewym od wtorku napisali wszyscy, od “Micronesia Today” po Frondę – i przeczytanie, że Lewy załadował pięć bramek, to tylko kolejny strzał w pysk. Oczywiście, że się cieszę i Robert jest mistrzem, nie róbcie ze mnie jakiegoś defetysty, bo nie o to w tym chodzi, a o niezaprzeczalnie bolesną, osobistą prawdę: gdy jesteś dziennikarzem piłkarskim, gdy więc nawet w pracy spędzasz czas na oglądaniu meczów, gdy więc pewnie jesteś w czołówce osób poświęcających w kraju na futbol najwięcej minut, godzin, dni, a przegapisz takie coś ze względu na prasowanie gaci czy inną głupotę, to jest jednak frajerstwo. Większość z was zatrzymały pewnie ważniejsze rzeczy: praca, sprawy prywatne. No, wtedy łatwiej, jest tylko ukłucie. Ale u mnie tak nie było, więc moim udziałem przy pięciu golach Lewego, poza dumą, było w jeszcze większym stopniu niczym nie zmącone frajerstwo.

Pomyślcie, że Michał Trela, jeden z najlepszych specjalistów od Bundesligi w Polsce, non stop oglądający niemiecką ligę, facet po publikacji w Kickerze i potrafiący wymienić skład Kaiserslautern ze wszystkich ostatnich sezonów, a nie tylko z 97/98, w tym czasie był na Hercie Berlin. Ja jak to usłyszałem, to  prostu chciałem głębokie wyrazić współczucia i zaprosić na kojącą flaszkę.

Reklama

I co, i nic z tym nie zrobię. Nie tylko dlatego, że nie posiadam wśród znajomych Marty McFly’a, ale nawet ulubione zdanie wszystkich nadwiślańskich boiskowych Paulów Coelhów “wyciągniemy wnioski” nie ma tutaj żadnej racji bytu. Przecież wszystkiego nie obejrzę, a ważnych meczów na raz czasem piętnaście i nigdy nie wiadomo z góry w którym wydarzy się coś istotnego. Takie osobliwe emocjonalne wpierdole, żal, że coś ważnego się przegapiło, to wyjątkowo ohydny chleb powszedni. Lubię mundiale, bo tam jak się uprzesz, to obejrzysz 98% spotkań, masz więc względną sytuację pod kontrolą, ale to cholerny wyjątek w zdominowanym przez brutalną losowość świecie zielonych muraw.

Oj, złośliwa to kochanka ta piłka nożna, wymagająca. Zapragnie przejąć cały czas, jaki posiadasz, bo inaczej – kara (foch?). A nawet jakbyś to zrobił i poświęcił się w pełni (choć tego się nie da zrobić) to stąpasz po cienkim gruncie, pół złej decyzji i jesteś nie na tym stadionie, co trzeba. Uczy pokory, cierpliwości, a oducza podejmowania pochopnych decyzji. Patrzcie państwo jaka szkoła życia.

A ja? Mnie ten Lewy przestanie boleć dopiero wtedy, gdy przegapię co jeszcze ważniejszego i jeszcze bardziej frajersko. Takie to będzie straceńcze uwolnienie, że przestanę się na to wkurwiać, bo będę wkurwiony na coś innego jeszcze bardziej.

Leszek Milewski

Najnowsze

Hiszpania

Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Patryk Stec
0
Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Komentarze

0 komentarzy

Loading...