Reklama

Jeszcze nierozpakowani, ale już doceniani. Siedmiu wspaniałych?

redakcja

Autor:redakcja

21 września 2015, 20:54 • 7 min czytania 0 komentarzy

Lato było dla nas dość ciężkim okresem. Jako ludzie ceniący rozsądek, umiarkowanie i chłodne głowy z obrzydzeniem patrzyliśmy, jak włodarze klubów, szczególnie tych z Anglii, wydają małe fortuny na zawodników o wciąż nieustalonej reputacji. Był transfery, które ciężko jakkolwiek uzasadnić – w tej roli choćby Benteke za ponad czterdzieści pięć milionów czy Sterling za więcej niż sześćdziesiąt baniek, były i olbrzymie zagadki – by wspomnieć choćby Martiala za pięćdziesiąt milionów i bonusy. Dziś już wiemy, że przynajmniej część z letnich wydatków zaczęła się bardzo szybko spłacać.

Jeszcze nierozpakowani, ale już doceniani. Siedmiu wspaniałych?

Choć Martial, Payet czy Son pewnie wciąż nie rozpakowali wszystkich walizek – już teraz zaczęli udowadniać, że pieniądze, które w nich zainwestowano mogą się kiedyś zwrócić. Ba, mogą się zwrócić szybciej, niż ktokolwiek się tego spodziewa. Siedmiu nowych graczy. Siedem historii transferowych, siedem dużych kwot. Wreszcie siedmiu ludzi, o których już teraz można powiedzieć, że zaczynają się spłacać. Nie ma żadnego bajdurzenia o aklimatyzacji, o nowym zespole, o zgraniu z drużyną i docieraniu się z trenerem. Weszli z buta, nie zdjęli kapelusza, a ich imiona już poznaje cała Europa. Kogo zaliczylibyśmy do elitarnego grona gości, którzy odpalili już w pierwszych tygodniach z nową drużyną? Sprawdźcie tych siedmiu wspaniałych…

ANTHONY MARTIAL

Prosta sprawa. Jeśli ktoś płaci za ciebie pięćdziesiąt baniek, a ty masz na koncie ledwie kilkanaście goli w całej karierze plus dwadzieścia wiosen na karku, sytuacja jest dość napięta. Anthony Martial przychodził do Anglii przy wrzaskach tamtejszych futbolowych autorytetów: jedni krzyczeli, że to skandal i psucie rynku transferowego przez Manchester United, inni, że to działanie na szkodę samego klubu i jeden z ostatnich gwoździ do trumny van Gaala. Niewielu było obrońców tego transferu, wszyscy zgodnie stwierdzili, że to kupowanie kandydata na piłkarza za kasę, która wystarczyłaby na dwóch klasowych zawodników.

Ale Martial miał nieco inną opinię na ten temat…

Reklama

Trzy gole w dwóch meczach, w dodatku przebywając na murawie zaledwie 115 minut. Ruchliwy, odważny, świetny technicznie oraz bezwzględny w wykończeniu. Układ nerwowy jak u sapera po marihuanie, a jednocześnie wyjątkowa dynamika. Listę pochwał za ten sezon można by zresztą poszerzać, bo Martial zdążył jeszcze zaliczyć gola i asystę w eliminacjach Ligi Mistrzów jeszcze w barwach Monaco.

W Anglii żartują – Manchester United znalazł zastępstwo dla van Persiego szybciej niż Arsenal. To oczywiście gruba przesada, ale Martial nie pieprzył się w żadne oficjalne powitania. Wjechał w ligę jak Steven Seagal do podrzędnej barówy. A sami wiecie, jak Seagal potrafi wjechać.

ANDRE AYEW

Choć tak jak w przypadku Martiala Ayew został przetransferowany z Ligue 1 do Premier League, to kompletnie inna transakcja. Po pierwsze – dużo tańszy, odszedł z Marsylii bez kwoty odstępnego. Po drugie – dużo starszy, rocznik 1989. Po trzecie – Ayew we Francji miał ustaloną markę i reputację, gole strzelał tam właściwie przez siedem lat, a i w reprezentacji Ghany uciułał już kilkadziesiąt meczów. No i wreszcie po czwarte, bodaj najważniejsze. Nie przechodził do zespołu walczącego o mistrzostwo, ale do Swansea. Jak się okazuje – transfer był skrojony na miarę. Wyróżniający się zawodnik klubu z francuskiej czołówki stał się wyróżniającym zawodnikiem klubu z połowy angielskiej stawki.

Sześć meczów – trzy gole i asysta. A pamiętajmy, że mowa o Swansea. Nie żadnym Manchesterze, który strzela po trzy gole na mecz, ale Swansea z dorobkiem siedmiu sztychów w sześciu seriach spotkań. Ayew miał bezpośredni udział przy ponad połowie z nich. Gdyby to była Hiszpania, napisalibyśmy po prostu „crack”. W lidze angielskiej wypada jedynie pochwalić chłodną głowę walijskich działaczy, którzy zamiast wielomilionowych bomb transferowych znacząco wzmocnili swój zespół niemal za friko.

Reklama

DIMITRI PAYET

Największa rewelacja pierwszych tygodni Premier League? Pięć kolejnych zwycięstw Manchesteru City nikogo nie zachwyciło, to w końcu normalka dla drużyn z takim zapleczem finansowym i takim składem. Co innego West Ham United. „Młoty” w tym sezonie zdobyły kolejno Emirates, Anfield i wreszcie Etihad. Trzy wyjazdowe zwycięstwa z trzema gigantami Premier League, dwanaście punktów w sześciu meczach, ledwie trzy „oczka” straty do „Citizens”. Nic dziwnego, że tematem numer jeden nie tylko w angielskiej prasie są obecnie analizy dotyczące przemiany, którą przeszedł zespół ze wschodniego Londynu w ostatnich miesiącach. Na tapecie znajdują się przede wszystkim trener Slaven Bilić, senegalski napastnik Diafra Sakho oraz Dimitri Payet, wymiatacz z Ligue 1, który w ubiegłym sezonie partnerował… wyżej wspomnianemu Andre Ayew w ataku Marsylii.

Czy Payet odmienił oblicze zespołu z Upton Park? Nie. To za duże słowo i zdecydowanie bardziej w tym zdaniu pasowałoby umieścić Bilicia. Sprowadzony za 15 milionów euro pomocnik to jednak istotne wzmocnienie, które już od pierwszego meczu w barwach WHU pracuje na to, by transfer uznać za udany. Dwa gole z Newcastle, kolejny z Leicester i dwie bardzo istotne asysty w meczach z Arsenalem (klarowna, znakomite dośrodkowanie z rzutu wolnego) i Manchesterem City (naciągana, większość roboty wykonał Moses). To sporo.

PAULO DYBALA

Zmieniamy ligę, choćby po to, by pokazać, że nie tylko w Anglii potrafią solidnie zakręcić monetą. 32 miliony euro według transfermarkt.de. Robi wrażenie, ale to w końcu finalista Ligi Mistrzów próbujący załatać dziurę po Carlosie Tevezie. Juventus musiał sięgnąć głębiej do kieszeni i… chyba mu się to opłaci. 22-latek pewnie jeszcze nie zdążył poznać się z Glikiem, a już rozpoczął strzelanie dla „Starej Damy”. Gol w debiucie, w Superpucharze Włoch, gdy Juve ograło Lazio 2:0. Kolejne sztychy w meczach z Romą i Chievo. Choć Juventus zawodzi w lidze – Dybala od początku błyszczy regularnością, o ile oczywiście gra.

Pytanie na ile go stać, gdy cały Turyn odpali. I jak odnajdzie swoje miejsce między Mandżukiciem, Moratą, Pogbą i Cuadrado.

DOUGLAS COSTA

I kolejny kraj, tym razem Niemcy. Douglas Costa miał stanowić cenne uzupełnienie maszynki Pepa Guardioli, która – ku zdziwieniu piłkarskiego świata – dość szybko się zacięła. Costa wprawdzie nie został sprawdzony nigdzie poza ligą brazylijską i ukraińską, a przecież Szachtar to zespół regularnie występujący w Lidze Mistrzów, lecz raczej nie w jej finałowych fazach, ale wszyscy sporo sobie obiecywali po 25-letnim Brazylijczyku. Tym bardziej, że 30 milionów euro to nie jest równowartość frytek z ketchupem.

Jak się wprowadził do Bundesligi? Najlepiej byłoby pokazać to jednym szybciutkim gifem:

Douglas się bawi. Pięć meczów, siedem asyst. Do tego jeszcze gol plus kilka właśnie takich zagrań – na luzie, z fantazją, urozmaicających wykonywany z niemiecką dokładnością plan tysiąca podań autorstwa Guardioli. Szybkość. Bajerka. Dokładne podanie, odwaga. Sporo zalet, ale przede wszystkim – wzmocnienie Bayernu pod względem liczby wariantów w ofensywie. Jako równowaga dla Robbena, jako człowiek, który zrobi miejsce Muellerowi czy Goetzemu, jako klasyczny skrzydłowy z zabójczym dośrodkowaniem, jako drybler ścinający do środka… Można wymieniać długo. A wszystko w okazyjnej cenie trzydziestu melonów. Taniocha.

MEMPHIS DEPAY

Żywe srebro. Jedyny gość w tym zestawieniu, który niekoniecznie broni się liczbami, bo sytuacji już zmarnował sporo, ale naszym zdaniem – stanowi istotne wzmocnienie zespołu. Gwarantuje przede wszystkim aktywność, coś, czego często brakowało „Czerwonym Diabłom” w okresie ich wielkiego kryzysu po odejściu Sir Alexa Fergusona. Oczywiście, minął już kawał czasu od decyzji legendarnego Szkota o zakończeniu kariery, ale część problemów pozostawała niezmienna. Apatia, senność w konstruowaniu ataków pozycyjnych – to wszystko powinno znikać, gdy na lewym skrzydle pojawia się dobrze dysponowany Depay. Facet po prostu nie potrafi ustać w miejscu, ruch na pozycję wykonuje dosłownie w każdej akcji, a gdy już otrzymuje piłkę – zazwyczaj wie, co z nią zrobić. Jasne, na razie o potrzebie „adaptacji do wymagań ligi angielskiej” mówi nawet van Gaal, ale Depay i tak wygląda bardzo porządnie.

Dokładność podań powyżej 80%, do tego kilka udanych dryblingów, gol w Lidze Mistrzów. No i dwa mecze, w których jak dotąd wypadł najlepiej – starcia z Club Brugge . W dwumeczu z Belgami ustrzelił dwie bramki i dołożył do tego dwie asysty. Wierzymy jednak, że wkrótce powtórzy te wyczyny w Premier League. W jego sposobie poruszania się, determinacji, by pokazać coś świeżego widać duży potencjał. A jeśli rzucimy jeszcze okiem na te fantastyczne prostopadłe piłki, które zagrywał podczas przedsezonowych tournee… Huczne tweety o treści „nowy Cristiano” zachowalibyśmy na później, ale naszym zdaniem chłopak ma olbrzymią szansę zostać klasowym piłkarzem. Oczywiście wolelibyśmy, by kilkadziesiąt milionów funtów w świecie futbolu oznaczało kupno klasowego piłkarza a nie materiału na klasowego piłkarza, ale Depay jakoś nas nie razi. Szczególnie w komplecie z jeszcze młodszym i jeszcze droższym Martialem. Obaj powinni stanowić o jakości United przez lata.

HEUNG-MIN SON

Łyk egzotyki. Na początku pewnie postrzegany bardziej jako powiększenie potencjały marketingowego Tottenhamu w Azji, ale trzy gole w pięciu meczach muszą dawać do myślenia wszystkim krytykom tego transferu. Son przygodę z północnym Londynem zaczął tak naprawdę w ubiegłym tygodniu, gdy na stałe wskoczył do rotacji w zespole Pochettino. Najpierw godzina gry w wygranym meczu z Southampton. Potem w tygodniu dwa gole z Karabachem. Wreszcie zwycięskie trafienie w derbach Londynu z Crystal Palace. Na razie sugerowalibyśmy trzymanie rąk na kołdrze, ale w zalewie Mitroviciów, Son może być wyjątkowo rozsądnym wzmocnieniem.

Nie tylko na papierze u księgowych, gdy będą zliczać słupki z przychodem ze sprzedaży pamiątek w Korei Południowej, ale także na murawie.

Najnowsze

Ekstraklasa

Koniec czekania. Polski klub finalizuje transfer. Na przeszkodzie stała… polityka

Szymon Janczyk
0
Koniec czekania. Polski klub finalizuje transfer. Na przeszkodzie stała… polityka

Komentarze

0 komentarzy

Loading...