Śląsk Wrocław w bardzo słabym stylu przerżnął wczoraj mecz z Górnikiem Zabrze, kończąc tym samym czarną serię przeciwników – aż dwunastu spotkań bez zwycięstwa w lidze. Przy okazji piłkarze z Dolnego Śląska popsuli swojemu trenerowi mały jubileusz – piątkowe stracie było bowiem jego sześćdziesiątym spotkaniem Ekstraklasy na ławce wrocławian. W dawnym systemie można by więc powiedzieć, że Pawłowski zaliczył już dwa pełne sezony w roli szkoleniowca. Jak wiemy w naszych realiach to nielichy wyczyn. Z tej okazji postanowiliśmy pokusić się o krótkie podsumowanie.
Przychodząc był niewiadomą, wszyscy kojarzyli go przecież głównie z pracy z młodzieżą. Rozpoczął jednak imponująco i wcale nie chodzi nam tu o striptiz na konferencji prasowej. Przejął drużynę znajdującą się w ciężkim położeniu (13. miejsce, 3 punkty przewagi nad strefą spadkową), zszokował wszystkich zabierając opaskę kapitana Sebastianowi Mili, a powierzając ją Marco Paixao, a w lidze na dzień dobry wygrał z Cracovią, zremisował z Legią, a także z Zagłębiem Lubin w derbach regionu. Co prawda nie zdążył już wprowadzić swojej drużyny nad kreskę, ale o utrzymanie w Śląsku nikt martwić się nie musiał. Pierwszy z postawionych przed nim celów został zrealizowany. Przy okazji dał się poznać jako rozsądny facet, który – poza nielicznymi wyjątkami jak np. sprawa Plaku – ciągle ma kontakt z rzeczywistością.
Kolejny cel również udało się osiągnąć. Przy osłabieniach kadrowych, nieudanych transferach (to również kamyczek do jego ogródka) i ogólnie niewesołej sytuacji wokół klubu, udało mu się skończyć ligę zaraz za podium i awansować do europejskich pucharów. Ciężko mówić tu o wyniku ponad stan, ale też naprawdę nie ma się czego wstydzić. Przygoda w Europie skończyła się szybko, już po czterech randkach, w szwedzkim Goeteborgu, ale powiedzmy sobie szczerze – ewentualny awans Śląska do fazy grupowej trzeba by było rozpatrywać w kategorii niemałej sensacji.
Całościowo bilans Pawłowskiego w lidze jest przyzwoity, co widać poniżej – w okresie jego pracy tylko Legia i Lech zdobyły więcej punktów.
Również w porównaniu ze wcześniejszymi szkoleniowcami Śląska Pawłowski wypada nie najgorzej. Wprawdzie dużo słabiej od Oresta Lenczyka, który doprowadził klub do mistrzostwa, ale za to lepiej od Ryszarda Tarasiewicza i Stanislava Levy’ego.
Pawłowski: 60 spotkań – 97 punktów – bilans: 25-22-13 – bramki: 83-67 – średnia: 1,62 pkt na mecz
Levy: 50 spotkań – 65 punktów – bilans: 16-17-17 – bramki: 69-72 – średnia: 1,30 pkt na mecz
Lenczyk: 56 spotkań – 107 punktów – bilans: 31-14-11 – bramki: 90-53 – średnia: 1,91 pkt na mecz
Tarasiewicz: 66 spotkań – 85 punktów – bilans: 20-25-21 – bramki: 78-79 – średnia: 1,29 pkt na mecz*
*uwzględniliśmy tylko okres pracy w Ekstraklasie
Niby wszystko ładnie-pięknie, ale jednak gołym okiem widać, że od pewnego czasu w Śląsku nie dzieje się najlepiej. Nie musimy pisać, że nie można zauważyć w drużynie postępu w stosunku do początków pracy Pawłowskiego, bo to chyba oczywiste. Pojawił się marazm, co oczywiście nie jest tylko i wyłącznie winą trenera, ale pewien współudział należy mu przypisać.
Żeby nie być gołosłownymi, postanowiliśmy podzielić czas Pawłowskiego w Śląsku na dwa okresy. Granicę zdecydowaliśmy się postawić w momencie, gdy z klubem żegnał się Sebastian Mila. Dlaczego? Jakkolwiek patrzeć, był to kluczowy zawodnik drużyny za kadencji obecnego trenera. Początki współpracy były ciężkie, o czym już wspominaliśmy, ale ostatecznie przyniosła ona wiele dobrego – zarówno trenerowi, jak i piłkarzowi. Pierwszy miał na boisku lidera – odchudzonego, mobilnego i w formie, a drugi – kolejną młodość, powrót do reprezentacji i naprawdę piękne chwilę w jej barwach.
No więc mówimy: sprawdzam.
Śląsk Pawłowskiego z Milą: 33 spotkania – 62 pkt – 17-11-5 – bramki: 51-30 – średnia: 1,88 pkt
Śląsk Pawłowskiego bez Mili: 27 spotkań – 35 pkt – 8-11-8 – bramki: 32-37 – średnia: 1,30 pkt
Jak widzicie, różnica jest znacząca. Jednak chcemy podkreślić jedno – w tym porównaniu nie chodzi nawet personalnie o samego Milę – w obecnej formie Śląska by nie zbawił – a o funkcję, którą pełnił w zespole. Śląskowi brakuje dziś lidera, Pawłowskiemu nie udało się go jeszcze wykreować. A kandydatów zbyt wielu nie ma, chyba najpoważniejszy gra już dla Kaiserslautern.
Niemniej nie mamy większych wątpliwości co do tego, że trener Śląska dostanie czas, by go poszukać.
Fot. FotoPyK