Dzień przed wylotem właściciele klubu przez kilka godzin rozmawiali z Bergiem na temat bieżącej sytuacji w drużynie, momentami było nerwowo. Jeśli szybko drużyna nie poprawi nie tylko stylu gry, ale przede wszystkim wyników, norweski trener może zakończyć swoją pracę na 2,5 roku przed wygaśnięciem jego kontraktu. Jeśli mówi, że co trzy dni gra pod presją, teraz będzie ona jeszcze większa. Bo szefostwo stołecznego klubu zaczęło monitorować rynek dostępnych trenerów – czytamy dziś w Przeglądzie Sportowym.
FAKT
Pierwsze dwie strony to informacje, które świetnie znacie z sieci. To znaczy, dramaty Polaków: od kontuzji palca Szczęsnego do kostki Lewandowskiego. Do tego porażka Legii po samobóju i relacja z Poznania pod tytułem „Trudno pokonać mistrza Polski”. I, uwaga, nie jest to ironia.
Za cały komentarz niech wystarczy jedno porównanie – 7934 to najniższa frekwencja na Inea Stadionie od otwarcia tego obiektu po remoncie w 2010 roku. 300 osób więcej przyszło nawet na wiosenne starcie ze… Zniczem w Pucharze Polski. I to po 5:1 dla Lecha w Pruszkowie!
Patryk Wolański pełnił w Midtjylland rolę spikera, a Marcin Pietrowski z Piasta mówi, że Piast ma swój styl. Gajewski krok od przejęcia korony, zaś Probierz stawia sobie za cel poprawę gry w obronie… Jest też tekst, który z chęcią możemy zacytować. Skąd wziął się Kapustka?
Mały klub, trener pasjonat i dwóch reprezentantów Polski. Krzysztof Świerzb wychował w Tarnowie Mateusza Klicha (25 l.) i Bartosza Kapustkę (19 l.). – To nie było takie trudne, bo obaj są stworzeni do piłki – skromnie mówi trener Tarnovii. (…) Świeżo upieczony reprezentant Polski wydaje się ułożonym i grzecznym nastolatkiem. Ostatnie zainteresowanie medialne po meczu biało-czerwonych z Gibraltarem go nie zmieniło. Ciągle mieszka w małym pokoju na obiektach klubowych Cracovii przy Wielickiej, a po Krakowie porusza się tramwajami. Jedyna zmiana jest taka, że w tym tygodniu zdał prawo jazdy.
Kapustka dorzuca jeszcze, że wcale nie jest aż taki grzeczny, jak się wydaje. Opowiada, że w gimnazjum dopisywali oceny w dzienniku, a gdy przychodziła nowa nauczycielka – zamieniali się nazwiskami.
GAZETA WYBORCZA
Nie unikniemy tego, co wydarzyło się wczoraj, dlatego spoglądamy w GW w smutne przywitanie Ligi Europy.
Cieszyliśmy się z awansu dwóch polskich klubów do fazy grupowej. Ten wyczyn udał się przedstawicielom ekstraklasy dopiero po raz drugi, odkąd w 2009 r. Puchar UEFA przemieniono na Ligę Europy. Ale pierwsza kolejka fazy grupowej przyniosła tylko fragmenty dobrej gry mistrza i wicemistrza kraju. I przede wszystkim przygnębiającą atmosferę na stadionie w Poznaniu, gdzie mecz LE potraktowano jako obowiązek do wypełnienia. Na 40-tysięcznym obiekcie mistrza Polski zebrało się tylko 7934 kibiców. Najmniej w pięcioletniej historii stadionu. Fani dali się zniechęcili się fatalną postawą drużyny w lidze. Swoje dołożyła decyzja zarządu klubu, który wezwał trenera Macieja Skorżę, aby tej jesieni oszczędzał najlepszych piłkarzy w sześciu meczach LE. A przynajmniej tak długo, jak drużyna kompromituje klub w lidze. I Skorża z bólem wypełnił instrukcje. (…) Najlepszą okazję miał Denis Thomalla – z bliska, i Pawłowski – z dystansu. Skończyło się jednak 0:0 i potężnym rozczarowaniem. Na dodatek dziś UEFA najpewniej ogłosi odroczone wymierzenie kary za rasistowski transparent w trakcie lipcowego meczu eliminacji Ligi Mistrzów w Sarajewie. I jednocześnie za kolejny występek w trakcie wyjazdowego meczu w Bazylei. Lechowi grozi kara dwóch meczów bez publiki -z Fiorentiną (5 listopada) i FC Basel (10 grudnia). Może się więc zdarzyć, że gdy Lech znów na dobre się rozpędzi, fani obejrzą mecze tylko w telewizji. Postępy w grze Lecha sprawdzimy 1 października, gdy zagra na wyjeździe z FC Basel. Gdy Lech przynajmniej na chwilę się rozpędził, Legia zupełnie zawiodła. Naprzeciwko sobie miała unikalnego rywala.
A kiedy wróci Szczęsny? Tego dokładnie nie wiadomo, jego udział w meczach ze Szkocją i Irlandią jest zagrożony. Większym zmartwieniem Nawałki są jednak urazy Pazdana oraz Jodłowca.
RZECZPOSPOLITA
Powrót do korzeni. Piotr Żelazny wchodzi w tematykę uchodźców.
Kolejne kluby i federacje dołączają do akcji pomagania uchodźcom. Wroga reakcja polskich trybun. Wydawało się, że proletariackie korzenie futbolu zostały zapomniane, że bezpowrotnie stał się on gałęzią rozrywkowego biznesu, a liczone w dziesiątkach milionów euro transfery, premie i pensje oderwały ten sport od zwykłych ludzi. Tymczasem w obliczu europejskiego kryzysu uchodźców futbol pokazał ludzkie oblicze. Piłka nożna była od zawsze związana z emigrantami – ekonomicznymi i politycznymi. Zdobywca Złotej Piłki w 1958 roku, trzykrotny triumfator Pucharu Mistrzów z Realem Madryt Raymond Kopa urodził się – jako Kopaszewski – w rodzinie polskich górników, którzy do Francji wyemigrowali na początku wieku. Nie trzeba zresztą sięgać tak daleko – Zlatan Ibrahimović to potomek uchodźców z Bośni, którzy uciekając przed wojną domową w Jugosławii, osiedlili się w szwedzkim Malmoe.
Obok krótka zapowiedź weekendu z Ekstraklasą. Główne pytanie to, czy metoda twardej ręki w Lechu przyniesie pożądany efekt.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Jeżeli odnieśliście wrażenie, że prasa dziś nie zwala z kolan, PS rzuca odważny tytuł: Legia szuka trenera.
Tytuł relacji? Berg na wylocie.
W ofensywie też nie było dobrze. Tam gra oparta była właściwie tylko na Guilherme. To z nim rywale mieli najwięcej kłopotów, jego najczęściej faulowali. Jednak sam Brazylijczyk, to zdecydowanie za mało. Kiedy schodził do środka, nie miał wsparcia na skrzydłach. Jego pozycję na prawej pomocy dublował Nikolić, ale bez efektu. Reprezentant Węgier może nie zawiódł, ale od piłkarza seryjnie strzelającego gole w lidze, wymagamy zdecydowanie więcej. Wiele osób zwraca uwagę, że snajper legionistów w tych najcięższych meczach nie spisuje się tak dobrze, nie strzela goli. Coś w tym jest. (…) Pięć meczów bez wygranej w lidze, teraz porażka w europejskich pucharach – pozycja Henninga Berga wyraźnie słabnie. U trenera legionistów nie sposób doszukać się logiki. Ćwicząc taktykę na spotkanie w Danii wystawiał inną jedenastkę niż ta, która wybiegła na boisko w Herning. Kompletnie niezrozumiałe było trzymanie na boisku przez pięć kwadransów Kucharczyka, który ostatnio na pewno nie jest w formie. Strzelił przypadkowego gola samobójczego, miał pecha, ale każdy oglądający mecz widział, że to nie był to choćby przeciętny mecz w jego wykonaniu. Kiedy trzeba było walczyć choćby o remis, Norweg wpuścił na boisko Rafała Makowskiego, defensywnego pomocnika. Trudno powiedzieć, co miała znaczyć ta zmiana. Na pewno nie była sygnałem do ataku. Dzień przed wylotem właściciele klubu przez kilka godzin rozmawiali z Bergiem na temat bieżącej sytuacji w drużynie, momentami było nerwowo. Jeśli szybko drużyna nie poprawi nie tylko stylu gry, ale przede wszystkim wyników, norweski trener może zakończyć swoją pracę na 2,5 roku przed wygaśnięciem jego kontraktu. Jeśli mówi, że co trzy dni gra pod presją, teraz będzie ona jeszcze większa. Bo szefostwo stołecznego klubu zaczęło monitorować rynek dostępnych trenerów.
Mistrzu, dokąd zmierzasz? – pyta Antoni Bugajski. W tekście ciekawą tezę stawia Dariusz Wdowczyk.
– Nazywam to syndromem wypasionych kotów – mówi Dariusz Wdowczyk, który w 2006 roku z podobnym kłopotem, choć na nieporównywalnie mniejszą skalę, zmagał się w Legii. Wtedy też zdobył z nią mistrzostwo Polski i trudno mu było utrzymać mistrzowski poziom w kolejnym sezonie. – Piłkarze wiedzą, że osiągnęli w kraju największy sukces, zapracowali na sowitą premię i prestiż. Jest więc błogie poczucie spełnienia, a tu się trzeba raz-dwa zmobilizować do równie twardej walki. To jest jednak sztuka, żeby sobie z tym poradzić, kwestia dojrzałości i odpowiedzialności drużyny – tłumaczy Wdowczyk.
Stronę dalej mamy szerszą analizę całego problemu z hasłem, że to najgorszy mistrz stulecia. Inny z polskich klubów, które dostały się do europejskich pucharów, Jagiellonia jest w kompletnej przebudowie. Probierz mówi: – Trzeba pamiętać, że odeszli od nas podstawowi piłkarze. W ich miejsce przyszli nowi gracze. Musimy nauczyć się wykorzystywać ich atuty. Trzeba poukładać niektóre klocki od nowa.
Kilka wątków z Ekstraklasy:
– Historia Kapustki
– Akademia w Lubinie się spłaca
– Janukiewicz, Dźwigała, Kwiek i Widanow nie są jeszcze gotowi do gry
– Sześciu piłkarzy Ruchu grało kiedyś w Legii
– Pietrowski nie obraża się na Lechię
– Milion złotych od sponsora dla Piasta
Sporo jest drobnicy i spraw bieżących, które pomijamy. Z większych tekstów warto zatrzymać się przy Biskupie, który jest królem Niecieczy, i wywiadzie z Dwaliszwilim. Gruzin mówi: Dobrzy sportowcy wywodzą się z biedy.
Opłaciło się, bo po kilku latach zagrał pan w Lidze Mistrzów.
– Odniosłem wrażenie, jakby wszystko potoczyło się bardzo szybko. Jednego dnia oglądałem Champions League w telewizji, a drugiego grałem w niej jako zawodnik Maccabi Hajfa. Pamiętam spotkania z Juventusem. Gianluigi Buffon wybił moje trzy uderzenia, których nikt inny by nie obronił! Wtedy z kilkoma piłkarzami spotkałem się trzy razy w ciągu dwóch miesięcy, bo poza Ligą Mistrzów graliśmy przeciwko sobie także w reprezentacjach. Z Giorgio Chiellinim chwilę porozmawiałem.
O czym?
– Chiellini powiedział do mnie, że spotkamy się w Lidze Mistrzów. Przyznałem, że tak, bo gram w Maccabi, na co odparł, że o tym wie. Fajne wspomnienia.
(…)
Jedyne, z czego nie jestem zadowolony, to sposób, w jaki zakończyłem grę w Legii. Teraz wiem, że mogłem wtedy zrobić więcej, dać z siebie coś jeszcze. Czasem myślałem w niewłaściwy sposób. To był błąd.
Tak jak gest Kozakiewicza po golu strzelonym Piastowi?
– Kiedy tydzień wcześniej nie trafiłem do pustej bramki z Wisłą, ludzie mnie zabili. Można mnie krytykować i wtedy na to zasłużyłem, ale nie może być tak, że po jednym zagraniu jesteś traktowany, jakbyś nie potrafił grać w piłkę! Wiem, że z Wisłą powinienem trafić. Mało tego, byłem najbardziej wściekły ze wszystkich, że tego nie zrobiłem, jednak bez przesady. Co do gestu po golu z Piastem… Lepiej by było, gdybym tego nie zrobił, ale takie jest życie. Impuls. Nie zaplanowałem tego. Nie zdołałem kontrolować emocji.
I jeszcze „Chwila z Robertem Podolińskim”. Tylko zdechłe ryby płyną z prądem.
I bawiliście się. O imprezach w akademiku krążą legendy.
– Wyścigi w koszach z supermarketu o mały włos nie skończyły się wypadnięciem jednego z chłopaków z drugiego piętra. Nie zahamował, uderzył w okno, ale szyba wytrzymała. Na korytarzu graliśmy w „dziadka” do 5 rano. Stawka: 5 zł za dziurę. Były skoki ze spadochronem z pierwszego piętra, zdarzały się walki bokserskie w kuchni. Wtedy pierwszy raz miałem złamany nos.
Po raz pierwszy z ilu?
– Z trzech. Raz na boisku, a raz nie pamiętam… Kiedy się obudziłem, był już złamany.
(…)
Może piłkarze nie są gotowi, by ich głośno krytykować?
– Może muszę się zastanowić nad swoim postępowaniem, bo skoro wszyscy uważają, że Podoliński krytykuje, to może ze mną jest coś nie tak, a nie z ludźmi Nie można się obrażać na rzeczywistość. Może lepiej wypowiadać po meczach cztery okrągłe zdania? Moim zdaniem w Cracovii zawiódł aspekt taktyczny, a nie relacje z drużyną. Do tej pory szatnia była miejscem, w którym wygrywałem.
Wyniki trenera Zielińskiego zabolały pana?
– Dotarł do piłkarzy, poszło z górki. Szkoda, że nie ze mną, ale mam satysfakcję, jak ten zespół został zbudowany. Dostałem cenną lekcję.