Wspominaliśmy już rewanżowy mecz z Goeteborgiem, który dał Legii awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów (TUTAJ). Dziś też sobie trochę powspominamy, bo właśnie mija równo dwadzieścia lat od pierwszego meczu polskiego klubu w tej fazie rozgrywek. Trafili na kluby z Anglii, Rosji i Norwegii. Na pierwszy ogień poszli ci ostatni i wyjechali z niczym.
To było największe organizacyjne wyzwanie w dotychczasowej historii polskiej piłki. Trzeba było spełnić nie tylko warunki boiskowe, ale przede wszystkim stadionowe. Tak, żeby UEFA nie miała się do czego przyczepić. Bilety rozeszły się błyskawicznie, a Legia zgarnęła 2,5 miliarda starych złotych. Na trybunie krytej wyrwano ławki i, zgodnie z zaleceniami, zainstalowano krzesełka. Przy Łazienkowskiej było za słabe oświetlenie. Oficjelom nie podobały się też szatnie, a konkretnie to, że były daleko od boiska. Ostatecznie jednak dali się udobruchać i spotkanie doszło do skutku.
Gorsze problemy dotknęły drużynę. Zamieszanie zrobiło się wokół Cezarego Kucharskiego. Do samego końca nie było wiadomo, czy wystąpi. Gorszy syf spotkał natomiast Jerzego Podbrożnego, który… zatruł się bananem. Narzekał na ból wątroby, żołądka. Wszystko przez feralny owoc zjedzony na zgrupowaniu przed meczem Polski z Rumunią. Na jego występ w Norwegami nie można było liczyć. W ataku zagrali Ryszard Staniek i Andrzej Kubica.
Pierwsi bramkę, z rzutu karnego, zdobyli piłkarze Rosenborga, ale z prowadzenia cieszyli się ledwie kilkadziesiąt sekund. Najpierw wyrównał Leszek Pisz, a później padł chyba jeden z najdziwniejszych goli w historii polskiej piłki. Mocny strzał, cholernie dziwna obrona i piłka w siatce. Tego się nie da opisać, to trzeba zobaczyć. Na koniec raz jeszcze, z rzutu wolnego, przylutował Pisz i było pozamiatane. Debiut właściwie wymarzony. Pierwszy mecz, pierwsze zwycięstwo. Dwa tygodnie później na Legię w Moskwie czekał Spartak…