Reklama

Katowice szturmują Ekstraklasę, część osiemnasta, nie ostatnia

redakcja

Autor:redakcja

11 września 2015, 22:33 • 3 min czytania 0 komentarzy

Zwyczajnie, po ludzku, szkoda nam GKS-u Katowice. Najbardziej kibiców, którzy nawet dzisiaj dali prawdziwy popis dopingu, momentami zagłuszając komentatorów Polsatu, w dalszej kolejności działaczy, miejskich decydentów pompujących pieniądze w klub, wreszcie samych piłkarzy. Piłkarzy, bo nie wierzymy, że to ich wina. To musi być po prostu jakaś klątwa. W Katowicach mają wszystko, od lat są przyszykowani na przyjęcie Ekstraklasy i od lat w jakiś magiczny, tajemniczy sposób marnują wszystko, prezentując się na murawie o wiele poniżej potencjału.

Katowice szturmują Ekstraklasę, część osiemnasta, nie ostatnia

Dziś z Sandecją na własnym stadionie kolejny akt tej tragifarsy. Na papierze – skład na Ekstraklasę. Filip Burkhardt. Wojciech Trochim. Do tego Frańczak. Jasne, brakowało dzisiaj Grzegorza Goncerza i Adriana Jurkowskiego, a w bramce stał Dobroliński, jednak nadal to mocna ekipa, która ma jeden, jasny cel. Tymczasem pierwszy strzał zanim tak naprawdę piłkarze pojawili się na murawie. W dodatku swojak. W dodatku Leimonasa, gościa, który w Katowicach akurat musiał znaleźć się przypadkiem. Jak zwykle sprawdziło się: ściągasz z Widzewa to będziesz grał jak Widzew. Okazało się, że to zresztą dopiero początek Leimonas-show, bo gość obcinał się mniej więcej w co drugiej sytuacji, gdy piłka pojawiała się w jego okolicy. Nadal nie wiemy jakim cudem trafił do Jagiellonii, bo właściwie nie pamiętamy jego dobrego meczu.

Ale nie ma co zganiać na Leimonasa. Głównym winowajcą był wszechobecny chaos. Potężny, naprawdę przytłaczający bałagan w tyłach, którego nie potrafili ułożyć ani stoperzy, ani tym bardziej Dobroliński. W przodzie udawało się jeszcze coś rozegrać, tym bardziej, że krycie defensywy Sandecji nie odbiegało od standardów narzuconych przez katowiczan, ale pod własną bramką GKS wyglądał jak „Ekipa z Warszawy” o 5.30. I to bez Trybsona. Nawet po strzale Bartkówa w poprzeczkę, gdy piłka odbiła się od Aleksandra i wpadła do bramki widać było kompletny brak ogarnięcia i zgrania między poszczególnymi defensorami – tak naprawdę gdyby Aleksander się odsunął, do piłki pewnie dobiegłoby dwóch innych zawodników Sandecji. Do tego jeszcze ten Dobroliński, który przepuścił strzał z linii pola karnego między nogami… Masakra, po prostu masakra.

Jasne, karny, po którym padł ostatni gol to dość ordynarna symulka, ale gieksiarze nie powinni narzekać – z boiska za chamski łokieć w zęby jednego z rywali powinien wylecieć Ciechański. Zresztą, tak naprawdę GKS nie pokazał dzisiaj wiele więcej, niż te dwie bramkowe akcje. Druga – gdy fantastyczną asystę zaliczył Frańczak (Grosicki, identycznie, inna sprawa, że obrońcy się machnęli) oraz przy pierwszym wyrównującym golu, gdy właśnie Frańczak doszedł do głowy między zdezorientowanymi obrońcami gości. To zdecydowanie za mało, gdy w tyłach ma się mieszaninę Kościoła Zielonoświątkowców i Orkiestry Czerniakowskiej.

Sandecja? Wykorzystała to, co miała do wykorzystania, a przy 4:2 nawet ostrzej zaatakowała, jakby zrzuciła z siebie ciężar i całe napięcie. 4:2 na terenie wiecznego faworyta do awansu – duża klasa. GKS? Tuż po wyszarpaniu kompletu punktów w Bełchatowie przegrywa piąty mecz w tym sezonie w skrajnie głupi sposób. Awansu w ten sposób się raczej nie zdobywa…

Reklama

*

Chrobry Głogów. Lider po siedmiu kolejkach. Kompletna zagadka. Na wyjazdach – 2:0 z Miedzią w Legnicy, 2:0 z MKS-em w Kluczborku, 1:0 z Rozwojem w Katowicach. U siebie? Masakra. Dziś kolejna, 0:1 w meczu z Bytovią Bytów. Powiedzielibyśmy: niespodziewana porażka najlepszego zespołu pierwszej części sezonu, ale w I lidze nie ma takich określeń jak „faworyt” czy „niespodzianka”.

*

Piątkową serię spotkań domknął mecz Zagłębia Sosnowiec z GKS-em Bełchatów. Po pierwsze: 90 minut zagrał Patryk Rachwał. Czyli żyje, Gang Ślusarza jeszcze go nie dopadł. Po drugie – czterdzieści minut gry w dziesiątkę gospodarzy. 0:1 wydaje się niezłym wynikiem. Po trzecie – GKS idzie chwiejnym krokiem, ale jednak, jest tuż za czołowym duetem, a ma za sobą już bardzo ciężkie mecze z Zawiszą, Stomilem i Wisłą Płock. Naszym zdaniem po serii spotkań z dołem tabeli zdominują ligę.

Fot.FotoPyK

Najnowsze

Francja

Bajka z happy endem. Był pół centymetra od śmierci, za moment wróci do gry

Szymon Piórek
0
Bajka z happy endem. Był pół centymetra od śmierci, za moment wróci do gry
Anglia

Arsenal pokazał, na czym polega futbol, a Chelsea udowodniła, czemu jest poza pucharami

Bartek Wylęgała
8
Arsenal pokazał, na czym polega futbol, a Chelsea udowodniła, czemu jest poza pucharami
1 liga

Jeśli oglądaliście mecz tylko w ostatnich minutach, to nic nie straciliście

Piotr Rzepecki
12
Jeśli oglądaliście mecz tylko w ostatnich minutach, to nic nie straciliście

Komentarze

0 komentarzy

Loading...