To była ósma wygrana w tamtych eliminacjach, ale wciąż nie dająca pewności gry na mundialu w Niemczech. Mogła ją dać, jeśli inne mecze ułożyłyby się po naszej myśli, ale trzeba było jeszcze trochę zaczekać. Na stadionie Legii kibice zostali po meczu, po to, żeby czekać na zakończenie meczu Węgrów ze Szwedami. Niestety, w Budapeszcie gola zdobył Zlatan Ibrahimović i odłożył polską imprezę. Dziesięć lat temu wygraliśmy 1:0 z Walią.
Nerwowa była właściwie tylko końcówka. Nawet selekcjoner przeciwników, John Toshack, powiedział, że Polska była lepszą drużyną. Do końca zadowolony nie był też Paweł Janas. Jego piłkarze wygrali osiem z dziewięciu meczów, a wciąż nie mogli mieć spokojnej głowy. Pewni byli jedynie barażów i nie zmieniła tego nawet sensacyjna porażka Anglii z Irlandią Północną.
To nie był piękny mecz. To był bój o każdy metr kwadratowy boiska. Walia nie była tą Walią, którą znamy dziś, czyli chwilami grającą naprawdę pięknie i widowiskowo. Aaron Ramsey i Gareth Bale jeszcze mieli pod nosem mleko. Kadrę ciągnęli Ryan Giggs czy Robert Earnshaw. To głównie oni atakowali, a reszta skupiała się na bronieniu bezbramkowego remisu. U nas bardzo aktywny był Kamil Kosowski, który został sfaulowany w polu karnym, a bramkę z jedenastu metrów zdobył Maciej Żurawski. Tego wieczoru Polska właściwie nie miała słabych punktów. Jedynym mankamentem było to, że udało się wcisnąć ledwie jednego gola.
Po meczu piłkarze utworzyli krąg na środku boiska. Spiker krzyknął “czekamy”, a większość kibiców została na swoich miejscach. Wtedy, w momencie końcowego gwizdka, Węgrzy bezbramkowo remisowali ze Szwecją, a to dawało nam bezpośredni awans. Niestety, gola na 1:0 zdobył Ibrakadabra i czysta znowu musiała trafić do zamrażalnika.