Reklama

Jerzy Brzęczek w różowych okularach. Nie wygrywał, ale czuje się wygrany.

redakcja

Autor:redakcja

01 września 2015, 23:42 • 3 min czytania 0 komentarzy

Nie wiedzieliśmy, że z Jerzego Brzęczka jest aż taki śmieszek. Tymczasem weszliśmy na stronę trójmiejskiej „Gazety Wyborczej”, a tam wywiad z nim. Już sam tytuł zapowiadał nie lada atrakcje: „Kolejne miesiące pokażą, jak oceniona będzie moja praca w Lechii. Ja czuję się wygrany”.

Jerzy Brzęczek w różowych okularach. Nie wygrywał, ale czuje się wygrany.

To jest naprawdę dobre. Być może umknął wam ten znamienny fakt, że prowadzona przez Jerzego Brzęczka Lechia z ostatnich jedenastu meczów wygrała jeden (z Górnikiem Łęczna, grającym niemal przez całe spotkanie w dziesiątkę). Teraz zastanawiamy się, co musiałoby się stać w kolejnych miesiącach, by praca Brzęczka została oceniona dobrze? Macie jakieś pomysły? Lechia musiałaby chyba nie wygrać ani razu do końca rozgrywek, spaść, piłkarze musieliby odmówić treningów dopóki pan Jerzy nie wróci?

W każdym razie Brzęczek – wbrew ogólnemu wizerunkowi – okazał się człowiekiem w różowych okularach. Szczególnie urzekł nas ten fragment:

Gdyby nie mecz z Lechem i ta niesamowita interwencja Gostomskiego w 94. minucie [przy strzale Antonio Colaka], spotkanie zakończyłoby się remisem, a zespół inaczej podszedłby do kolejnych spotkań. Po meczu przegranym w takich okolicznościach z zawodników jak gdyby zeszło trochę powietrze. Później był mecz we Wrocławiu, gdzie też dobrze graliśmy, ale kontuzję odniósł Gerson i ostatecznie przegraliśmy 0:1. Podobnie ostatnie spotkanie z Jagiellonią, bardzo dobra gra, prowadzenie 2:0, ale potem sprokurowany rzut karny i strata trzech goli w kilka minut. To wszystko spowodowało, że odbiór końcówki sezonu był negatywny, choć tak naprawdę nie był on przecież zły.

Mówiąc krótko – tak naprawdę nie było źle, w sumie było dobrze, ale niestety drużyna przegrała trzy mecze z trzech. Okazało się, że nawet z przejścia od 2:0 do 2:3 można wyciągnąć pozytyw (pt. było blisko).

Reklama

Później rozgrywki przebiegały podobnie.

Na Lechu rozegraliśmy niezłe spotkanie, ale straciliśmy gola w 91. minucie. To był psychologicznie ważny moment. Z Pogonią zaczęliśmy bardzo dobrze, prowadziliśmy 1:0, później straciliśmy bramkę po rykoszecie i nagle przestaliśmy grać. W tych kilku pierwszych meczach było widać u zawodników brak pewności.

Gdyby więc piłkarze wygrywali, byliby pewni siebie i wygrywali dalej. Niestety przegrywali, pewności brakowało i potem już dupa. W sumie wychodzi na to, iż najważniejszy jest pierwszy mecz – albo się go wygra i jest pięknie, albo się przegra i jest spirala porażek. A jak się dostanie gola po rykoszecie – to koniec, finito, nie ma grania. I trener choćby stanął na rzęsach, takiej sytuacji nie odkręci.

Na koniec Brzęczek podsumował: – Gdybyśmy mieli jedno zwycięstwo więcej, pewnie odbiór byłby inny.

Ogólnie wychodzi na to, że gdyby przeciwnicy nie strzelali goli i gdyby mecze same się wygrywały, to wówczas odbiór pracy Brzęczka byłby lepszy. Z tym nie jesteśmy w stanie polemizować. Ba! Zgadzamy się z tym w stu procentach.

W czasie przerwy od pracy sugerujemy konsolę. Najlepiej gra się na dwóch graczy, pod warunkiem, że drugiego nie ma. Wtedy można ładować do woli.

Reklama

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...