Reklama

Jak co wtorek… KRZYSZTOF STANOWSKI

redakcja

Autor:redakcja

01 września 2015, 19:36 • 8 min czytania 0 komentarzy

Trochę zapachniało Anglią. Kilka klubów zrobiły transfery last minute, kilka innych dało kibicom nadzieję, że to zrobią, więc gawiedź siedziała z nosami przyklejonymi do monitorów i – klik, klik, klik – odświeżała.

Jak co wtorek… KRZYSZTOF STANOWSKI

Kibice Legii nie wyklikali tego, co chcieli, czyli lewego obrońcy, a wystarczyło uwierzyć w to, co naprawdę na Łazienkowskiej mówią: że Stojan Vranjes może grać na tej pozycji. W sumie może, czemu nie. Bogusław Leśnodorski spytał mnie, jakiej to cechy brakuje Bośniakowi, co by go dyskwalifikowało jego lewego obrońcę, ale przecież równie dobrze identyczne pytanie można zadać na przykład wobec Arkadiusza Malarza: dlaczego miałby nie grać na lewej obronie? Dwie nogi ma? Ma. Że wcześniej nie grał? Nauczy się. Jak to zawsze bywa – życie pokaże. Już się kiedyś dziwiłem, że z naprawdę dobrze grającego prawego obrońcy (Lewczuk) zrobiono całkiem średniego środkowego, ale z drugiej strony zdarzały się też bardzo pozytywne eksperymenty. Na przykład Rzeźniczak na środek defensywy – mimo jego ostatnio niższej formy – to dowód, że kombinować warto. Albo Kucharczyk na skrzydło z centrum ataku. A kiedyś – kto to pamięta? – Rafał Siadaczka z kiepskiego napastnika na reprezentacyjnego lewego obrońcę. To był wymysł Franciszka Smudy, za który należą mu się ukłony. Po latach powtórzono ten manewr z Piszczkiem.

Wszystko jest więc możliwe, chociaż przyznaję, że jeśli akurat Vranjes wyrośnie na dobrego lewego obrońcę, to się szczerze zdziwię (już imię mówi wiele – Stojan). Ale to nic nowego, że się zdziwię. Na razie podejrzewam, że Brzyski go do składu nie wpuści i że prędzej zrobi to ktoś z trójki Duda – Furman – Jodłowiec, więc sytuacja sama się trochę unormuje.

* * *

Jak zwykle szalała Lechia, która działała właśnie w angielskim stylu: w ostatniej chwili. Peszko może w tej lidze coś znaczyć, chociaż równie dobrze może do końca sezonu nie zagrać ani jednej dokładnej piłki. Wszyscy wiemy czego można się po nim spodziewać (ambicji i zadziorności) oraz czego nie należy (boiskowej rozwagi i pirlowego myślenia). Olbrzymią zagadką jest Krasić. Nie chcę gasić entuzjazmu gdańskich fanów, ale zazwyczaj jeśli komuś kariera nagle się urywa na półtora roku – i to urywa tak drastycznie – to nie przez przypadek. Facet trochę mi wygląda na kogoś, kto spędził ostatnie półtora roku w łóżku, po czym kilka dni temu zjawił się menedżer, wylał mu wiadro zimnej wody na łeb, sprzedał kilka plaskaczy i krzyknął: – Wstawaj, mamy klub!

Reklama

A Krasić wstał, popatrzył mętnym wzrokiem, naciągnął gacie, nałożył t-shirt, odpalił papierosa i wystękał: – Najpierw zrób mi kawę.

Kiedyś tak wracał do piłki Wojtek Kowalczyk, nagle mu się przypomniało, że jest piłkarzem i że jeszcze mu się chce, więc z dnia na dzień zmienił tryb życia, chwilę pograł w Legii, a potem – tu przesady nie będzie – podbił Cypr. Wprawdzie to tylko Cypr, ale dla Krasicia to tylko Polska. Jednak szczerze mówiąc optymistą nie jestem. Jakoś nie i już. Wyjaśniać tego nie muszę, tak jak inni nie muszą wyjaśniać, dlaczego obiecują sobie po tym graczu wiele. W kwestii futbolu wszyscy bazujemy na przeczuciach i rzadko na czymkolwiek więcej. Argument, że chłop grał kiedyś w Juventusie Turyn niespecjalnie mnie przekonuje, bo Zbigniew Boniek też grał, a gdyby go dzisiaj przedstawiono jako nowego zawodnika Lechii Gdańsk, to kibice nie otwieraliby szampanów.

* * *

W Lechii zmienił się trener i mam wrażenie, że jedynym argumentem używanym, aby obronić Jerzego Brzęczka, jest transferowa nadaktywność klubu. Nikt nie mówi, że Brzęczek ten zespół poukładał, że piłkarze się rozwijali, że widać było jakiekolwiek pozytywne efekty jego pracy. Z pewnością nie była to praca najłatwiejsza, zgoda, ale… nie popadajmy ze skrajności w skrajność. Nie może być tak, że szkoleniowiec ma tylko jeden argument: miałem zbyt wielu piłkarzy.

Wiosną Lechia pod wodzą Brzęczka nie przekonywała, przyszedł nowy sezon, przed którym wcale nie doszło do rewolucji, a zespół z siedmiu meczów wygrał tylko jeden – z grającym w dziesiątkę Górnikiem Łęczna. Niedawny remis z Podbeskidziem przelał czarę goryczy. Teraz szansę otrzymają nowi piłkarze już pod okiem nowego trenera.

Kiedy Lechia zatrudniała Brzęczka, to przecież nie z zamiarem rychłego zwolnienia go, bo to zawsze oznacza niepotrzebne koszty. Niewątpliwie działacze mieli nadzieję, że współpraca będzie trwać latami, a ostatnio – po bliskim przyjrzeniu się – uznali, że to jednak bez sensu. Piszę to dlatego, ponieważ wiele jest głosów, że Lechia to kabaretowy klub, pralnia pieniędzy itd. Może się nie znam, ale moim zdaniem pieniądze w futbolu można zarobić tylko pod jednym warunkiem: że są wyniki. To wyniki oznaczają przychody sportowe oraz transferowe. Bez nich nigdy nikogo się dobrze nie sprzeda.

Reklama

Oczywiście, że w Gdańsku właściciele docelowo chcą zrobić biznes. Ale nie da się zrobić biznesu przegrywając mecze. Owszem, są trochę niecierpliwi – może nawet bardzo niecierpliwi – ale nie do końca rozumiem skalę niechęci wobec nich. Moim zdaniem zbudowali najsilniejszą kadrowo Lechię w dziejach. Jeśli któryś piłkarz gra dobrze, to nikt go z klubu nie wypycha i nikt w jego miejsce nie sprowadza innych piłkarzy (casus Borysiuka czy Janickiego). Jeśli jednak ktoś nie potrafi się wykazać w dziesięciu meczach, idzie w odstawkę, a w jego miejsce wskakuje ktoś inny (tak jak teraz Peszko wskoczy za Makuszewskiego, który często zawodził, a wcześniej wskoczył Marić za Bąka). Cały ten galimatias wynika więc z tego, iż kolejni piłkarze nie grają na miarę oczekiwań. Myślę, że z czasem – metodą prób i błędów – uda się w Gdańsku obsadzić solidnie sześć czy siedem pozycji, a o pozostałe dalej będzie trwać zażarta walka.

* * *

Na dwóch różnych biegunach są Jagiellonia Białystok i Śląsk Wrocław. „Jaga” przeobraziła się w klub, który najlepiej obserwuje rynek wewnętrzny. Sprzedała w tym oknie piłkarzy za rekordowe w historii Białegostoku pieniądze, jedynie Piątkowski czmychnął za darmo. Jednocześnie zupełnie nikt nie ma wrażenia, że mimo odejścia pięciu zawodników (Tuszyński, Dżalamidze, Gajos, Pazdan, Piątkowski) drużyna przestała się liczyć.

Każdy widział w poprzednim sezonie, że Vassiljev umie grać w piłkę, ale tylko Jagiellonia go zakontraktowała, zamiast się zastanawiać, czy nie za stary (ile kosztowałby Duda, gdyby… grał jak Vassiljev?). Każdy też widział, że Madera jest twardy jak skała, ale jakoś inni doszukiwali się feleru. I tak dalej. W zasadzie wszystkich piłkarzy, którzy teraz odeszli za spore pieniądze, „Jaga” wzięła za grosze lub za darmo. Różni trenerzy za tym stali – Dżalamidze przyszedł za czasów Michniewicza, Gajos i Pazdan – Hajty, a Tuszyński – Probierza. A przecież w kolejce są następni – Drągowski prędzej czy później sieknie transferowy rekord, Mackiewicz jak się wyleczy to znów zacznie wzbudzać zainteresowanie. Naprawdę, trzeba docenić zmysł białostoczan, skoro potrafili solidnego ligowca (Romańczuk) wypatrzeć nawet w Legionovii.

I to wszystko bez chociażby jednego wywiadu o tym, jak to wspaniale zorganizowany jest klub.

A z drugiej strony Śląsk, który właśnie oddał Picha do Kaiserslautern. Piszę, że oddał, bo z pewnością za piłkarza, któremu lada moment kończy się kontrakt, nie wyciągnięto zbyt wiele (ciekawe dlaczego Barcelona już negocjuje nowy kontrakt z Neymarem, skoro ten obecny wygasa za kilka lat?). Wcześniej za darmo odszedł też Marco Paixao. Wrocławski klub dryfuje i lada moment wpłynie na mieliznę. Sponsora na koszulkach brak, wokół boiska w zasadzie też brak, na trybunach pustawo, a piłkarze grają tak z każdym miesiącem o jakieś 5 procent gorzej.

Teraz to tam nawet nie ma kogo sprzedać za porządną kasę (teraz – to znaczy za pół roku czy za rok). Czyli nic nie zapowiada większych przychodów marketingowych, transferowych, ani z dnia meczowego. Bryndza. Jagiellonia opchnie Drągowskiego za – strzelam – 4 miliony euro, a Śląsk tyle nie wyciągnie przez najbliższe sześć lat.

Wszyscy ciągle chwalą Tadeusza Pawłowskiego, a ja naprawdę nie do końca rozumiem, za co. Grają nudną piłkę, raczej coraz gorszą, a nie coraz lepszą, a żadne nowe gwiazdy nie są kreowane, nie wspominając o wypatrzeniu i promowaniu jakichś ciekawych juniorów. Nie mam wrażenia, że Śląsk ma na siebie pomysł i że powoli nabiera rozpędu.

* * *

Gajos w Lechu. Rozumiem, że docelowo za Hamalainena, któremu niedługo kończy się umowa. Więc transfer ten ma swoje dobre i złe strony. Dobra jest taka, że Gajos jest młody i dobry, a zła taka, że nie jestem pewny, czy jest tak dobry – albo czy będzie tak dobry – jak reprezentant Finlandii. Przez moment ucieszyłem się, że miałby grać z Linettym w jednej formacji, ale po chwili sobie przypomniałem, że Linetty też ma już niewiele kontraktu, więc zapewne odejdzie migusiem. A szkoda. Para Linetty – Gajos grająca razem przez pięć sezonów to byłoby coś. Tylko że nasza liga jest za biedna, by trzymać dobrych piłkarzy pięć sezonów.

Lech na ten moment jest – no, przepraszam, trudno napisać inaczej – w totalnej dupie, ale tylko gdy weźmiemy ligową tabelę. Ale tabela ma to do siebie, że należy ją sprawdzać na koniec sezonu. Ogólnie okres transferowy w „Kolejorzu” wyglądał rozsądnie – pod tym względem, że wzmocnień dokonano we właściwym momencie. Kluczowych zawodników kupiono wcześniej, a na Gajosa zaczekano aż będzie „dostępny”. Pomijam tylko, czy sprowadzono odpowiedniej jakości graczy, bo to będziemy w stanie ocenić za kilka miesięcy. Wprawdzie na dzisiaj kilku z nich wygląda na totalnych parodystów, ale przypomina mi się, jak kiedyś Legia kupiła Grzegorza Lewandowskiego. Przez pół roku był wyśmiewany, a gdy spiker wyczytywał jego nazwisko, to kibice wznosili ironiczną owację. Potem nagle ktoś przestawił wajchę, facet zaczął grać świetnie i dorzucił Leszkowi Piszowi piłkę na wagę awansu do Ligi Mistrzów.

Czyli: warto się wstrzymać. Wprawdzie w tej chwili nie potrafię sobie wyobrazić, że Tetteh umie grać, ale jak już pisałem na wstępie: permanentnie dziwienie się towarzyszy mi od lat.

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
0
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”
Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
2
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Felietony i blogi

Komentarze

0 komentarzy

Loading...