Reklama

Legia (znów) wypatrzyła lewego obrońcę. Zeza nie ma, ale nie jest obrońcą

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

29 sierpnia 2015, 16:27 • 3 min czytania 0 komentarzy

Stojan Vranjes zostanie piłkarzem Legii Warszawa. Już na pierwszy rzut oka informacja ta brzmi troszkę dziwnie. Rezerwowy mocnej kadrowo a słabej na boisku Lechii, który na ten moment przegrywa rywalizację z Danielem Łukasikiem, Arielem Borysiukiem i Sebastianem Milą (czasami to i z Piotrem Wiśniewskim), trafia bowiem do klubu, w którym wymagania są jeszcze większe niż w Gdańsku. Jak dla nas, ktoś tu się nawdychał za dużo jodu w trakcie wizyty nad morzem.

Legia (znów) wypatrzyła lewego obrońcę. Zeza nie ma, ale nie jest obrońcą

Na pewno znajdą się jednak i tacy, którzy będą bronić tej przeprowadzki. Bo przy grze w Europie, jako uzupełnienie środka pola, Bośniak może się przydać. To prawda – ma swoje atuty. Niezłe uderzenie z dystansu i prostopadłe podanie. Jeśli miałby być opcją awaryjną do środka pola, to w porządku. Mógł tę rolę spełniać Helio Pinto, może i Vranjes.

Jednak z okolic Łazienkowskiej dochodzą zaskakujące sygnały. Najpierw dziennikarze „Przeglądu Sportowego” napisali, że Vranjes miałby być tak długo wyczekiwanym wzmocnieniem na lewej obronie, a później tej plotki nie zdementował (a wręcz zasugerował, że jest prawdziwa) prezes Bogusław Leśnodorski.

Czy naprawdę tak to sobie optymistycznie wymyślili wizjonerzy z Łazienkowskiej? W ostatniej chwili – niewykluczone, że po zobaczeniu innego zdjęcia niż na transfermarkt.pl – zrezygnowano z usług Bojana Nasticia, który miał już spakowaną szczoteczkę do zębów oraz bilet do Warszawy i zdecydowano się na Bośniaka. Kompletnie zignorowano przy tym trzy obiektywnie ważne fakty.

1. Vranjes nie potrafi grać na lewej obronie.
2. Vranjesa ciężko będzie nauczyć tam grać.
3. Vranjes nie ma zamiaru tam grać.

Reklama

Nie umie, nie będzie umiał, bo nie ma ku temu predyspozycji, nie chce. Oczywiście najłatwiej jest zmienić punkt numer trzy, zapewne już nawet zostało to zrobione, ale w dalszym ciągu dwa kluczowe problemy zostają. Biją po oczach i krzyczą, że to transfer kompletnie z dupy.

Jeśli zastanawiacie się, ile razy ostatnio Vranjes wystąpił na lewej obronie, odpowiadamy: zero. A w Lechii okoliczności bardzo sprzyjały takiemu rozwiązaniu – w zeszłym sezonie był moment, w którym Brzęczek musiał ratować się przecież wystawianiem tam Rudinilsona lub Bougaidisa, ale na Bośniaka się nie zdecydował. I trudno się dziwić, bo nie trzeba codziennie bywać na treningach w Gdańsku, by wiedzieć, że Vranjes to tylko niezły technicznie, lewonożny człapak. Nic ponad to. A kiedy już Brzęczek postawił na niego na stoperze – czyli w miejscu na boisku, do którego pasuje bardziej niż do lewej strony – sam piłkarz powiedział, że nie wie nic na temat bronienia i ma nadzieję, że to tylko jednorazowy eksperyment.

Być może ta sytuacja przypomina wam trochę przenosiny na Łazienkowską Bartosza Bereszyńskiego. Bądźmy jednak poważni. Gość miał wtedy 21 lat, dopiero trwały poszukiwania właściwej pozycji dla niego, a po boisku nie poruszał się w tempie zbliżonym Michała Janoty. Mówimy o kompletnie różnych sytuacjach.

Wygląda na to, że w Legii znów chcą być mądrzejsi od wszystkich. Pamiętacie to – przychodzi prawy obrońca Lewczuk gra na stoperze, przychodzi stoper Pazdan gra jako defensywny pomocnik. Pomieszane z poplątaniem. Efekty też pamiętacie. Zapewne skończy się to tak, że Vranjes się skompromituje i wróci do środka (to znaczy na ławkę, ale z perspektywą wejścia do środka), a Legia zostanie z Brzyskim. No i z Guilherme, którego się w razie czego cofnie.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...