Transfer z Ekstraklasy bezpośrednio do Premier League. Doskonale wiecie, że to nie zdarza się często. A jeśli już, to Anglicy wolą brać od nas raczej bramkarzy lub młodzież. Droga piłkarzy do ich ligi czasami wydłużała się też o przystanki w innych rozgrywkach. Tym razem było inaczej. Do Lecha zgłosiła się Aston Villa, oferta była konkretna, na stole pieniądze, którymi pogardzić na wypada. 3,2 miliona euro i kolejne pół miliona w ewentualnym bonusie. Z kierunku wschodniego dałoby się podobno wycisnąć więcej zarówno dla klubu, jak i dla piłkarza, ale w obliczu takiej szansy rachunek ekonomiczny zszedł na dalszy plan. Pomogła deklaracja trenera Paula Lamberta, który był w pełni przekonany do zawodnika. Przydatna była też znajomość ze Stilijanem Petrowem – rodakiem, który w barwach klubu z Birmingham rozegrał blisko 200 spotkań. Dwa lata temu Aleksandar Tonew wyruszył na podbój Premier League, teraz jego przygoda z Wyspami właśnie dobiega końca.
Nie zrobił dobrej reklamy Ekstraklasie. Być może nie powinno się przeceniać wpływu piłkarzy sprowadzonych z danej ligi na kolejne transfery, ale z całą pewnością nie można go też bagatelizować. Aston Villa wzięła wyróżniającego się u nas ligowca – choć jak na skrzydłowego liczby miał kiepskie, 4 gole i 3 asysty w lidze w sezonie poprzedzającym wyjazd, przykładowi Rafał Kosznik lub Rołand Gigołajew mieli ostatnio lepsze – i kompletnie się tam na nim zawiedziono.
Duże możliwości, trzeba go tylko odpowiednio ukierunkować – mniej więcej w takim tonie wypowiadano się na Wyspach po transferze. Tonew dostał spory kredyt zaufania, ale wymagano od niego przede wszystkim otwartego umysłu i szybkiej nauki. Początku nie miał najgorszego. Regularnie pojawiał się na boisku, w piątej kolejce po raz pierwszy wyszedł na ligowy w podstawowym składzie. Ogólnie zdarzyło mu się to sześć razy. Z czasem zaczął irytować miejscową publikę, w zasadzie tym samym, czym wkurzał w Poznaniu. Jeździec bez głowy, który potrafił też znikać na boisku, a także podejmować bezsensowne decyzje o strzałach. O ile w Polsce czasem wpadało, o tyle tam piłka najczęściej lądowała na trybunach.
Parasol ochronny został zwinięty w marcu następnego roku, po kilku miesiącach spokoju na przystosowanie się piłkarza do nowej rzeczywistości. Paul Lambert wezwał Tonewa na dywanik. Zwrócił się także do Petrowa, pracującego z klubową młodzieżą, by ten zmobilizował rodaka. Nie pomogło. Od tego momentu były piłkarz Lecha pojawił się na boisku tylko trzy razy.
Ogólnie zaliczył dwadzieścia występów we wszystkich rozgrywkach. Bez gola i bez asysty.
Decyzja o wypożyczeniu była naturalną koleją rzeczy. Trafił do Celtiku – klubu, który interesował się nim już wcześniej (znów pomocny był Petrow, bardzo szanowany w Glasgow). Nie był to bilet w jedną w stronę, po cichu liczono, że w Szkocji Bułgar okrzepnie i wróci na właściwe na tory.
No i się przeliczono. Nie zaistniał. Trzynaście spotkań we wszystkich rozgrywkach. Bramki? Zero. Asysty? Jedna, w Lidze Europy. Głośno zrobiło się o nim tylko raz, gdy zbeształ czarnoskórego Shaya Logana z Aberdeen. Władze ligi nie miały wątpliwości, że był to przejaw rasizmu i ukarały Tonewa siedmioma spotkaniami zawieszenia. W 2015 roku na boisku pojawił się tylko raz. Dostał pół godziny w półfinale Pucharu Szkocji.
Do Birmingham w zasadzie nie miał po co wracać. Mówiło się, że może trafić z powrotem do ojczyzny. Miał pomóc Łudogorcowi Razgrad w ponownym awansie do Ligi Mistrzów. Jednak zanim doszło do konkretów, Bułgarów w kwalifikacjach do Champions League już nie było (odpadli w II rundzie z Milsami Orgiejów z Mołdawii) i inwestycje zostały wstrzymane. Ostatecznie były lechita trafił do Frosinone Calcio.
Powitalna kompilacja najlepszych zagrań. Fakt, że brak w niej obrazków z Anglii i Szkocji jest dość wymowny.
Beniaminek Serie A. Zjazd windą o kilka pięter, do klub skazywanego na pożarcie. Ale wciąż będzie miał okazje, by postać obok poważnych piłkarzy. Po tak katastrofalnych dwóch sezonach powinien zaprosić menedżera na dobrą kolację.