Michał Masłowski właśnie przeszedł operację przepukliny kręgosłupa i może pauzować nawet przez kilka miesięcy. Właściwie można już pokusić się o podsumowanie jego pierwszego roku w barwach Legii, bo do stycznia albo w ogóle nie pojawi się na boisku, albo będą to jakieś niewiele znaczące występy mające na celu powrót do formy. Zresztą i bez kontuzji sprowadzony z Zawiszy pomocnik nie miał miejsca w podstawowym składzie, i nawet nie był pierwszym do wejścia na boisko. Naprawdę trudno dziś snuć optymistyczne wizje na temat przyszłości Masłowskiego w Warszawie.
Sytuacja Michała nieco przypomina nam tę, która stała się udziałem Ivicy Vrdoljaka. Chorwat również musi się odbudować po kontuzji, ale na jego powrót nikt specjalnie nie czeka. Legia z Dominikiem Furmanem wygląda zdecydowanie lepiej, niż w ostatnim czasie ze swoim pierwszym kapitanem. Co więcej, Furman ma zapisaną opcję wykupu, więc docelowo pewnie będzie można po raz drugi na nim zarobić. A Vrdoljak zdaje się znajdować już po drugiej stronie rzeki i na jego odejściu klub z pewnością nie będzie budować budżetu. Jakkolwiek patrzeć, dwaj najdrożsi piłkarze w historii Legii obecnie w ogóle nie stanowią o jej sile.
Wracając do Masłowskiego, 2015 rok z pewnością nie będzie dla niego udany. Co prawda zaczęło się od awansu sportowego, czyli samego transferu, oraz od obiecującego występu w Amsterdamie, ale potem było już tylko gorzej. W lidze wyglądał fatalnie i właściwie tylko po lutowym meczu z Koroną i majowym z Jagiellonią można było powiedzieć, że nie zagrał słabo. A przecież mówimy tu o czternastu występach…
Michałowi nie pomagał też Henning Berg, który rzucał nim po całym boisku. W przypadku tego konkretnego piłkarza wydaje się, że czasem lepiej byłoby zatrzymać go na ławce, niż palić wystawiając w nietypowej dla niego roli. A Norweg w przykładowym pucharowym meczu ze Śląskiem rzucił go na prawe skrzydło, a w tym sezonie raz wystawił na lewej flance (również ze Śląskiem) oraz na defensywnym pomocniku (z Górnikiem Łęczna). W ogóle naliczyliśmy ledwie pięć ligowych spotkań Legii, w których Michał zaczynał mecz na swojej nominalnej pozycji, czyli na dziesiątce.
Z drugiej strony, za kogo miałby grać? Niby Duda notował wahania formy, jednak gołym okiem widać, że mimo wszystko jest to piłkarz o zdecydowanie większym potencjale. Tak naprawdę dla Masłowskiego kluczowe okazało się letnie okienko transferowe. Najpierw skomplikował się transfer Dudy do Interu, a później do klubu sprowadzono Prijovicia. Michał po czystej boiskowej rywalizacji spadł w drużynowej hierarchii na trzecie miejsce, a może i na czwarte, bo nawet Guilherme zdecydowanie lepiej wygląda na dziesiątce. A to mogłoby oznaczać, że nawet w pucharowym meczu w Łęcznej – gdzie od pierwszych minut oglądaliśmy Kopczyńskiego, Makowskiego, Ryczkowskiego i Pablo Dyego – Masłowski mógłby nie zagrać na swojej pozycji.
Ale na swoje nieszczęście wcześniej znowu się rozsypał. Po rozegraniu ledwie 214 minut w tym sezonie wypada prawdopodobnie do końca rundy. W ostatnim czasie jest to już druga bardzo poważna kontuzja Michała, który od marca 2014 roku rozegrał w lidze około 1250 minut, co jest równowartością niecałych czternastu spotkań. Dla zawodnika znajdującego się wciąż na początku swojej drogi – mimo 25 lat na karku – jest to prawdziwy dramat.
Inna sprawa to wspomniana psychika Masłowskiego. Dwie poważne kontuzje na przestrzeni półtora roku oraz bardzo trudna sytuacja w klubie – z tym mógłby sobie nie poradzić zdecydowanie większy kozak. A Michał niejednokrotnie pokazywał, że w tym aspekcie ma jeszcze wiele do zrobienia. Ileż to meczów obserwowaliśmy, kiedy to po kilku nieudanych zagraniach po prostu znikał i był cieniem samego siebie? A teraz musi się zmierzyć ze znacznie większymi przeciwnościami losu. Trzymamy za niego kciuki, bo od tego, czy wyjdzie z tej sytuacji obronną ręką, może zależeć cała jego kariera.
MS
Fot. FotoPyk