Nie potrzeba było wielkiego eksperta, by wiedzieć, że ta historia tak się skończy. Ryszard Kuźma łudził się, że – po niepowodzeniach Ulatowskiego i Stawowego – będzie tym, który wprowadzi Miedź do Ekstraklasy. Wysłuchiwał komplementów od prezesa, mógł czuć się tym jedynym i wybranym, a teraz z wielką szybkością wpada do wielkiego wora wyrzuconych trenerów z Legnicy. Bo Ryszard Tarasiewicz jest teraz od czerwca 2013 roku szkoleniowcem numer osiem.
Andrzej Dadełło, właściciel klubu, na konferencji powitalnej Kuźmy wyliczał jego atuty: doświadczony, zna specyfikę pierwszej ligi, bardzo pracowity, rozsądny, rzetelny, solidny, z ciekawym warsztatem. Nowy szkoleniowiec, siedząc fotel obok, nie mógł pozbyć się uśmiechu z twarzy. Przyznał, że Miedź wcześniej już dwukrotnie nawiązywała z nim kontakt, że udało się dopiero za trzecim razem. – To chyba przeznaczenie – stwierdził.
Kuźma miał prawo tracić kontakt z ziemią, bo prezes Dadełło – choć zaproponował tylko roczną umowę – nie nadmuchiwał balonika. Mówił o wielu nowych zawodnikach, nowym trenerze, słabej poprzedniej rundzie. Innymi słowy: można było zrozumieć, że to nie jest wejście na gorące krzesło. Oczekiwania, owszem, ale w połączeniu z kredytem zaufania.
Liga wystartowała, minęły ledwie trzy tygodnie, w ciągu których Miedź nie wygrała ani razu (odpadła też w Pucharze Polski z Podbeskidziem) i już po sprawie – Kuźma out. Nie jest już tym rozsądnym, rzetelnym, solidnym i z ciekawym warsztatem, nie ma też tego spokoju, który zdawał się zapewniać prezes. Wystarczyło źle zacząć sezon, choć szalę goryczy przelało 1:4 w Bydgoszczy.
Teraz za sterami siada Ryszard Tarasiewicz. Pracował już w przeróżnych warunkach, choćby w rozpadającym się swego czasu ŁKS-ie, więc prowadzenia zespołu z dna pierwszoligowej tabeli raczej się nie przestraszył. Przede wszystkim jednak szacunek za odwagę – na Miedzi, trochę jak na Cracovii, w ostatnich dwóch latach wielu już mocno się przejechało. Tym bardziej, że znów wszyscy wydają się zadowoleni, a Dadełło opowiada, że z nowego wyboru jest bardzo szczęśliwy, bo już raz „Taraś” mu odmówił. Zaczyna się tak, jak zaczęło się z Kuźmą.
Fot. FotoPyK