Reklama

Paradoks Krzysztofa Mączyńskiego. Jaki to jest piłkarz?

redakcja

Autor:redakcja

24 sierpnia 2015, 11:38 • 3 min czytania 0 komentarzy

Pomocnik Wisły Kraków zapewne dostanie powołanie do reprezentacji Polski. Zapewne, bowiem tak dzieje się już od dłuższego czasu. Mączyński gra w kadrze mimo krytyki, która podkreśla, że występy pomocnika są w większości nijakie. Polska wciąż wygrywa, ale raczej nie robi tego dzięki wiślakowi, tylko obok niego. A jak jest w ekstraklasie?

Paradoks Krzysztofa Mączyńskiego. Jaki to jest piłkarz?

Mączyński w tym sezonie ligowym opuścił tylko siedem minut – zszedł z boiska tuż przed zakończeniem derbów. Powód? Kontuzja kostki. Wygląda więc na to, że jeśli tylko pomocnik może chodzić, to ma gwarantowane miejsce w składzie. Podkreślamy, że chodzi tu o ligę, bo w Pucharze Polski trener Moskal dał mu odpocząć. No i w ekstraklasie Wisła głównie remisuje, choć gdy tylko pojawiły się informacje, że Bogusław Cupiał chciałby zwolnić szkoleniowca, to większość temu nie dowierzała – krakowianie naprawdę grają dobrą piłkę, miłą dla oka. Po prostu wydaje się, że zwycięstwa to tylko kwestia czasu, a nie trenera.

Reprezentant Polski w tej Wiśle Moskala jest kluczowy – gra jako ósemka (choć sezon zaczynał jako szóstka, ale niespecjalnie dobrze to wyglądało), więc odpowiada za rozdzielanie podań w środku pola, decyduje w którym momencie przyspieszyć akcję, a kiedy zwolnić. Ma asystować, a nie statystować, jak na przykład Denis Popović (który całkiem szybko stracił miejsce w składzie).

Sprawdziliśmy więc, jak to wszystko wygląda w statystykach. Porównaliśmy Mączyńskiego z Linettym i Furmanem (czyli rywalami do miejsca w kadrze), a także średnią ligową z zeszłego sezonu. Dane za InStatem, wszystkie statystyki to średnie na mecz.

Reklama

Pogrubione są u tej trójki te statystyki, gdzie dany piłkarz góruje nad resztą. W sześciu z 12 danych najlepszy jest Dominik Furman. W pięciu – Karol Linetty, a Mączyński tylko w jednej – strzałach. A wszyscy wiedzą, jak dobre są te strzały. Raczej słabe. Ot, typowy polski zawodnik środka pola, który czasem przyfanzoli z dystansu, ale piłka trzepocze tylko w siatce za bramką.

Ciekawsza u Mączyńskiego jest inna rzecz – to jak w niewielu elementach góruje on nad średnią ligową. Lepszy od średniaka jest w kluczowych podaniach (tylko 0,3 więcej na mecz), w procencie udanych dryblingów (o 12 punktów procentowych) i w liczbie podań (tylko o trzy więcej). Oczywiście ma to związek z rywalami Wisły w tym sezonie – w większości to mocne zespoły, z silnym środkiem pola, więc zadanie Mączyńskiego jest bardzo utrudnione. Gdyby w tych sześciu kolejkach grał z Podbeskidziem czy Termaliką, to pewnie wyglądałoby to inaczej.

Tak czy siak – szału nie ma, podobnie jak w kadrze.

Jest jednak teoria, i my ją teraz wykorzystamy, która mówi, że wpływ zawodnika na drużynę widać też wtedy, kiedy go zabraknie. A tak było w jednym meczu w tym sezonie – we wspomnianym Pucharze Polski z Ruchem. Wisła grała wtedy ospale, słabo, bezzębnie. Szybciej i ciekawiej zrobiło się na boisku dopiero wówczas, gdy pojawił się na nim Mączyński. Krakowianie zaczęli stwarzać sytuacje, kilka razy spokojnie weszli w pole karne chorzowian, no i mogli nawet zremisować, a nie tylko w ostatniej minucie strzelić bramkę kontaktową. To tylko półgodzinny fragment meczu, Ruch pewnie był zmęczony, więc Mączyńskiemu było łatwiej, ale zmiana tak czy inaczej była diametralna.

Wokół pomocnika Wisły wciąż pojawia się sporo wątpliwości i to chyba jest motyw przewodni jego kariery. Najpierw Maciej Skorża wahał się, czy na niego postawić, a później w kadrze wielu zastanawia się, co Mączyński tej drużynie daje. Tylko Adam Nawałka z uporem maniaka na niego stawia. Widocznie widzi w nim coś, czego inni nie dostrzegają. I chyba to coś widać bardziej w tych 30 minutach meczu z Ruchem niż tylko w statystykach.

JACEK STASZAK

Reklama

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...