Reklama

Piast nie bierze jeńców. Tym razem oskalpowany Lech

redakcja

Autor:redakcja

23 sierpnia 2015, 16:57 • 2 min czytania 0 komentarzy

Piast nie robi sobie żartów. Po wyroku śmierci na znakomitej passie Cracovii, po odprawieniu z kwitkiem Legii u siebie, tym razem partyzanci Latala usadzili do kąta mistrza Polski na jego stadionie. W Gliwicach przesiedli się ze składaka do walca i od tygodni urządzają sobie krwawe tournee po lidze. Pytanie „jak długo?” pozostaje zasadne, ale póki co strach wchodzić im w drogę.

Piast nie bierze jeńców. Tym razem oskalpowany Lech

To, co najważniejsze w przypadku tej drużyny, to że nie polega ona na zrywach (choć przyspieszyć potrafi), na indywidualnościach (choć takowe posiada), ale na konsekwentnej, mądrej grze przez cały mecz. Potrafią być wyjątkowo – wybaczcie, ale to najlepsze słowo – upierdliwi w obronie, zdolni obrzydzić życie najlepszym. W ofensywie każdemu narobią kłopotów szybką, składną, zdecydowaną grą, której najważniejszym elementem jest to, że każdy doskonale wie co ma robić i gdzie się znaleźć, aby to się zazębiało. Nie wiemy jak to zrobił Latal, ale Piast momentami wygląda, jakby w niezmienionym składzie grał ze sobą od mniej więcej pół dekady, a niektórzy wręcz współpracują ze sobą od czasów przyszkolnego boiska. Monolit.

Patrzyliśmy na to co się dzieje przy Bułgarskiej i już od pierwszych minut stało się dla nas jasne, że kultura gry jest po stronie gości. Jeśli Lech miał coś tutaj ugrać, to oczywiście mógł, ale tylko dzięki błyskom swoich gwiazd. Te się zdarzyły, bo Douglas dorzucił raz czy dwa kapitalnie jak tylko on w Ekstraklasie potrafi, Hamalainen jako bodaj jedyny potrafił regularnie narobić defensorom Piasta kłopotów, Pawłowski też szarpał po zmianie stron, ale gdy nawet te zasieki gliwiczan okazały się w którejś chwili nieszczelne, w bramce stał jednoosobowy mur w postaci Jakuba Szmatuły. Co najmniej dwie jego dzisiejsze interwencje po bombach z bliska to klasa światowa, nie żartujemy.

Zwykle  jest tak, że gdy golkiper którejś z drużyn zostaje wybrany piłkarzem meczu, to znaczy, że drudzy byli o wiele lepsi, ale nie w tym wypadku. Owszem, Szmatuła błysnął najbardziej, ale i tak Lech nie zasłużył tutaj choćby na punkt. To jak próbował odrobić straty, jak plażowym tempem gonił wynik po przerwie – dramat. Pościg żenujący, popis ofensywnej impotencji, niemoc w czystej postaci. Lech został zneutralizowany, wyłączony, przez tyle minut nie potrafił praktycznie wcale się przebić. Problemy w tej drużynie zaczynają się nawarstwiać i można tylko dziękować, że w fazie Play Off o Ligę Europy trafili jeszcze bardziej porozbijanego kłopotami rywala, bo gdyby los był choć trochę mniej szczęśliwszy, to nastroje na Bułgarskiej mogłyby być nie mizerne, a grobowe.

poprawiony grafFot. FotoPyK

Reklama

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...