Pierwszy mecz udało się wygrać, chociaż Legia wcale nie była faworytem. W Warszawie jedynego gola, wykorzystując rzut karny, zdobył Jerzy Podbrożny. Mimo to faworytem dwumeczu w oczach wielu wciąż był szwedzki Goeteborg. To jednak Legia wygrała po raz kolejny i awansowała do fazy grupowej Ligi Mistrzów. A było to, drodzy państwo, dwadzieścia lat temu…
Paweł Janas ze swoją drużyną do Szwecji poleciał samolotem, podczas gdy kibice wybrali się tam legendarnym promem. Piłkarzy nie ominęły przygody. Wystartowali z lotniska rządowego, ale… chwilę później zostali zawróceni, by odlecieć jeszcze raz, z lotniska międzynarodowego. To jednak pikuś przy przygodzie życia, którą przeżyli kibice, którzy najpierw jechali przez pół Polski do Gdańska, by stamtąd dotrzeć do Skandynawii promem. Ponoć dużo się tam działo.
Przed rewanżem czynnikiem dopingującym były rzecz jasna gigantyczne premie. Za awans Legia miała dostać 1,8 miliona dolarów. Za każdy kolejny punkt kolejne 290 tys. Prezes Janusz Romanowski obiecał, że klub podzieli się z piłkarzami fifty-fifty, więc zdecydowanie mieli nad czym dumać. Przed meczem trener Janas zapowiedział, że przygotował specjalną niespodziankę i słowa dotrzymał, sadzając na ławce Leszka Pisza.
Nie przynosiło to jednak jakichś szczególnych rezultatów, tym bardziej, że pierwsi bramkę zdobyli gospodarze. W zadaniach obronnych pogubili się Jacek Zieliński i Jacek Bednarz, a do siatki trafił Jesper Blomqvist, który później powędrował nie byle gdzie, bo do Man United. Po pół godziny gry szczęście uśmiechnęło się do Legii, bo czerwoną kartkę obejrzał Jonas Olsson. Od tamtej pory było łatwiej, ale piłkarze Janasa długo nie mogli zdobyć bramki wyrównującej. Ciśnienia nie wytrzymał trener gospodarzy, którego sędzia musiał wyrzucić na trybuny. A Legia wzięła się do roboty. Najpierw gola zdobył Leszek Pisz, a później – w samej końcówce – trafienie dorzucił Bednarz.
Impreza kibiców na promie została zapamiętana jako jedna z największych balang w historii nowoczesnej Europy.