Dziś rano „Gazeta Krakowska” poinformowała, że trener Wisły Kraków został wezwany do Myślenic. To oznacza jedno: niebawem usłyszy, że nie pracuje już w klubie przy ulicy Reymonta. Następca już rzekomo się szykuje. Przez kilka godzin przez media przelała się fala krytyki klubu-kukułki. Tymczasem okazało się, że tematu, co prawda tylko na razie, nie ma.
Zaraz po doniesieniach gazety usłyszeliśmy przy Reymonta, że spotkanie Moskala w Tele-Fonice było zupełnie normalne. Ot, pracownik klubu tłumaczy się z wyników, podsumowuje początek sezonu. Jednak wezwanie trenera na dywanik jasno wskazuje, że coś może być na rzeczy. „Przegląd Sportowy” informuje, że Moskalowi przedstawiono ultimatum – w piątek ma wygrać mecz z Pogonią Szczecin. W przeciwnym wypadku – wypad. W Myślenicach tylko czekają, aż trenerowi powinie się noga. Rzekomo Bogusław Cupiał za złe trenerowi ma zwłaszcza ulgowe potraktowanie Pucharu Polski i wystawienie w meczu z Ruchem Chorzów duetu żółtodziobów na środku obrony i rezerwowego bramkarza. Jednocześnie rok temu nie było problemem, gdy Franciszek Smuda otwarcie mówił, że PP ma głęboko w dupie.
Moskal silnej pozycji w klubie nie ma, a na pewno nie taką jak wówczas Smuda. Z każdej strony słyszy nieśmiertelne „Kaziu”, wypowiadane do trenera jak do kolegi – dobrego człowieka, ale takiego, którego można wykorzystać i potem się pozbyć. Zresztą Moskal kilka razy to już przerabiał. To jego piąte podejście do Wisły, a cztery razy go zwalniano, bo nagle pojawili się lepsi, zdaniem zarządu trenerzy. Moskal przeżywał zwolnienie, szukał pracy gdzie indziej, a gdy Wisła znowu się zgłaszała, to następnego dnia stawiał się na treningu, bo „temu klubowi się nie odmawia”. Wisła po prostu robiła trenerowi krzywdę, dając nadzieję, że popracuje przez kilka lat, a gdy zaczęło się palić w dupce, to szybko go zwalniała. – Bywam naiwny, ale nie głupi – mówił w niedawnym wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego”.
Dlatego wciąż można mieć poczucie, że Moskal w Wiśle jest teraz tylko na chwilę. Tak było choćby po zakończeniu poprzedniego sezonu. Tuż po ostatnim meczu zorganizowano konferencję prasową, zapowiedziano złożenie przez sztab szkoleniowy raportu i zrobiło się cicho. Nikt nie wiedział, czy Moskal będzie dalej pracował, czy nie, choć przecież wciąż miał ważny kontrakt. Trzeba było oświadczenia klubu, żeby potwierdzić, że trener w klubie zostaje.
Teraz jest podobnie. Wyniki może nie powalają na kolana, ale też popołudniu Wisła musiała poinformować, że podczas spotkania w Myślenicach tylko podsumowano początek sezonu. Musiała, bo inaczej każdy by myślał, że Moskala w Wiśle już nie ma. I nie byłoby to zaskakujące. Choć w klubie brakuje pieniędzy, to wciąż wymaga się dużo. Chyba zbyt dużo.
Słyszymy, że Moskalowi w Wiśle się ufa, zwłaszcza w szatni, ale wyniki trenerowi nie pomagają. Jesteśmy przekonani, że Moskal mógłby zremisować nawet w tenisa, bo w 19 meczach aż 11 razy jego drużyna dzieliła się punktami! Tylko cztery razy wygrała. To frustruje piłkarzy, kibiców, działaczy i pewnie też samego trenera. Policzyliśmy – Wisła za kadencji Moskala straciła 12 punktów w końcówkach. Sporo. Wystarczająco, by trenerowi podziękować i szukać kogoś innego. Ten może się jednak obronić, jeśli powie, że Wisła gra nieźle, a momentami naprawdę dobrze i do tego nie przegrywa.
Ten pat, na korzyść trenera, może przerwać wspomnienie całego kontekstu pracy w Wiśle. W klubie brakuje pieniędzy, nowi piłkarze muszą zrozumieć taktykę zespołu, a i tak zawodnicy myślą o zaległych wypłatach. Do tego nad Wisłą wisi też groźba sprzedaży klubu przez Tele-Fonikę. Przypomnijmy: koncern kablowy chce zrestrukturyzować swoje zadłużenie, ale banki powiedziały firmie prosto: trzeba pozbyć się Wisły. Rozmowy trwają, jednym z zainteresowanych jest Towarzystwo Sportowe Wisła, które samo groszem nie śmierdzi. Praca Moskala do najłatwiejszych nie należy, bo potencjalnych pożarów do ugaszenia jest multum.
Wiśle też zwolnienie Moskala się raczej nie opłaca. Klub ma teraz na utrzymaniu dwóch trenerów: pieniądze wciąż otrzymuje Franciszek Smuda, a Kazimierz Moskal też nie byłby pewnie skłonny do zrezygnowania z należnego mu hajsu. Trzeba by było zatrudnić kolejnego szkoleniowca, a to znowuż koszty.
Podsumowując, kto chce zwolnienia Moskala, ten powód znajdzie. Kłopot w tym, że w Wiśle jest teraz o wiele więcej problemów niż tylko słabe wyniki. A i te nie są przecież najgorsze.
Fot. FotoPyK