Reklama

„Żydobanderowiec” już nie wspiera Dnipro. Finalista LE się zwija?

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

13 sierpnia 2015, 14:24 • 4 min czytania 0 komentarzy

Klub z Dniepropietrowska jest w potężnych finansowych problemach. W piątek Dnipro gra w Odessie z Szachtarem Donieck. Przyjedzie tam w dzień meczu, bo klubu nie stać na opłacenie hotelu. Z drużyny chcą odejść kolejni piłkarze, wydostać się chce też trener. Właściciel mu nie pozwala, a i on ma kłopoty – po raz pierwszy przegrywa w gierkach politycznych, jego firmy mają kłopoty z długami.

„Żydobanderowiec” już nie wspiera Dnipro. Finalista LE się zwija?

Jeszcze kilka miesięcy temu było pięknie, o ile w przypadku jakiegokolwiek ukraińskiego klubu pięknie może być. Był finał Ligi Europy, w którym choć Dnipro Dniepropietrowsk przegrało z Sevillą, to zostawiło po sobie tak zwane „dobre wrażenie”. Przede wszystkim kontratakami, dobrą organizacją obrony, sercem i walką. No i Jewhenem Konoplyanką – świetnym i rozchwytywanym skrzydłowym, który ostatecznie trafił do Sevilli.

Ten transfer był do przewidzenia, ale to co stało się potem już nie. We Florencji jest już napastnik Nikola Kalinić, do Francji może też odejść Dżaba Kankawa. Trener Markiewicz mówi, że następni w kolejce są bramkarz Denis Bojko i środkowy obrońca Douglas. Większość zawodników wyraźnie twierdzi, że chce już opuścić Dniepropietrowsk. Szykuje się masowy exodus na koniec okienka transferowego.

Zresztą sam Markiewicz też najchętniej by już się pożegnał z klubem. – Mam jeszcze dwa lata kontraktu, ale chciałbym odejść i zakończyć współpracę za porozumieniem stron – powiedział. Problemy są dwa: szkoleniowiec musiałby zapłacić klubowi milion dolarów odszkodowania, a do tego zgody na odejście trenerowi nie dał właściciel klubu. – Chciałbym odejść, ale nie pozwalają mi. Nie rozumiem jak ten klub będzie działał, a zwłaszcza drużyna, z której odchodzą kolejni piłkarze – twierdzi Markiewicz.

Przez ostatnie dni szkoleniowiec puścił się poręczy. Mówi, że nie ma już drużyny, która awansowała do finału LE, a składu nie uzupełnią piłkarze za darmo. Zresztą sam przed okienkiem transferowym poprosił klub o trzy transfery. Nie dostał ani jednego.

Reklama

11880739_10206611699943536_1539275007_n (1)

Do tego drużyna praktycznie nie ma gdzie trenować – wysiadła elektrownia, brakuje prądu i wszystkie boiska są zaschnięte. – A to tylko wierzchołek góry lodowej – zwraca uwagę trener. Ta wciąż jednak odsłania się sama. Dnipro w piątek zagra w Odessie z Szachtarem Donieck. Odległość między dwoma miastami na południu Ukrainy to ponad 400 km. Piłkarze pojadą tą trasą w dzień meczu, bo klubu nie stać na hotel. Nieoficjalna strona klubu fcdnipro.com, która podała tę informację skomentowała ją tak: „Wygląda na to, że problemy finansowe naszego klubu nabierają tempa i to nie jest już teraz żadną niespodzianką”.

Sytuację naprawi tylko zastrzyk gotówki i to natychmiastowy. Teoretycznie właściciel klubu – Ihor Kołomojski (z majątkiem szacowanym teraz na 1,4 miliarda dolarów) – mógłby to zrobić poprzez pstryknięcie palcem. Ale sam ma ważne problemy.

Dorobił się, jak każdy oligarcha, na prywatyzacji. Na początku lat 90. założył ze znajomym PrivatBank, który zaczął skupować zakłady przemysłowe na Ukrainie. Później przejął kontrolę nad spółką naftową Ukrnafta, mimo że miał tylko 40 proc. jej akcji. Inwestował, zarabiał, kupił w końcu Dnipro Dniepropietrowsk. W politykę się nie mieszał, choć potajemnie wspierał kilka opcji. Jednoznacznie wkroczył dopiero wtedy, gdy na horyzoncie pojawiła się armia rosyjska. Zaczął tracić na problemach Ukrainy, więc musiał zareagować – kontroluje sektor paliwowy, lotniczy i bankowy. To przez jego PrivatBank przechodzą wszystkie przelewy na Ukrainie. Najpierw wysunął siebie na gubernatora dniepropietrowskiego, a później zaczął inwestować w armię ukraińską, żeby walczyła z Rosją. W mediach zaczął opowiadać, że jest „żydobanderowcem”. Pierwsze od matki, drugie od Ojczyzny.

W międzyczasie jego ludzie zaczęli rozprawiać się z separatystami. W „Gazecie Wyborczej” czytamy, że „wywożono ich do lasów na profilaktyczne rozmowy”. Jednocześnie trwała walka o wpływy w spółkach skarbu państwa. Kołomojskiemu zawsze pasowało, by regulacja rynku istniała tylko teoretycznie, dzięki temu mógł mniej lub bardziej twardymi metodami przejmować kontrolę nad gospodarką. W marcu tego roku parlament ukraiński zmienił prawo dotyczące akcjonariatu i pozycja oligarchy osłabła. Próbował bronić się groźbami ruszenia swoim wojskiem na Kijów, ale w końcu ustąpił i prezydent Petro Poroszenko wyrzucił go z pozycji gubernatora.

Kolejne problemy przyszły pod koniec lipca. Wtedy okazało się, że PrivatBank poprosił wierzycieli o przedłużenie okresu spłat obligacji. Jeśli nie uda się ich przekonać, bankowi grozi niewypłacalność. Mówi się, że Kołomojski może temu zapobiec, bo jego firma czeka na rządową autoryzację wykupu gotówki z rynku międzybankowego. Władze się wstrzymują. Kłopotem są też braki w depozytach – Ukraińcy masowo wycofują pieniądze z banków.

Reklama

To wszystko powoduje, że choćby Kołomojski chciał, to Dnipro pomóc nie może. Zapobiec exodusowi piłkarzy też nie potrafi, ale wstrzymuje w klubie trenera Myrona Markiewicza. To jedyny sposób, by Dnipro w opinii wielu pogrążone na amen nie było. Wydaje się jednak, że to tylko kwestia czasu zanim tegoroczny finalista LE podzieli losy koszykarskich klubów, których Kołomojski się już pozbył. A wtedy Dnipro będzie musiało ogłosić bankructwo.

W trzy miesiące od finału LE do końca klubu – to możliwe tylko na Ukrainie.

Jacek Staszak

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Hiszpania

Media: 60 milionów to za mało. Barcelona odrzuciła ofertę za Raphinhę

Antoni Figlewicz
1
Media: 60 milionów to za mało. Barcelona odrzuciła ofertę za Raphinhę

Komentarze

0 komentarzy

Loading...