Ponad dwieście meczów, Liga Mistrzów, Puchar Anglii, Superpuchar UEFA… Jedynym trofeum, którego zabrakło w kolekcji, było mistrzostwo Anglii, ale tego w Liverpoolu nie zdobył przecież nawet Stevie Gerrard. Na stole trzydzieści milionów funtów i czerwoną koszulkę mógł zmienić na śnieżnobiałą, dla wielu – dla niego też – tą wymarzoną. Sześć lat temu Xabi Alonso podpisał kontrakt z Realem Madryt.
Dyrektor Królewskich, Jorge Valdano, zapowiedział, że transfer Baska będzie prawdopodobnie ostatnim w tamtym oknie transferowym. Wcześniej w sumie wydali już 200 milionów euro. Priorytetem trenera Manuela Pellegriniego było wzmocnienie obrony i pomocy. No to wzmocnili, kupując Cristiano Ronaldo, Kakę i Karima Benzemę. Do tego jeszcze jeden piłkarz Liverpoolu – Alvaro Arbeloa. Po cenie promocyjnej jak w supermarkecie, za 3,5 miliona euro.
– To bardzo ważny krok w mojej karierze, niezbędny do rozwoju. Fanom Liverpoolu dziękuję za pięć wspaniałych lat, ale już kilka miesięcy temu pomyślałem, że należy poszukać nowych wyzwań. Mniej więcej wtedy pojawiło się zainteresowanie Realu Madryt i z przyjemnością zdecydowałem się na powrót do Hiszpanii – mówił.
Transfer Alonso był też sporym osobistym sukcesem Rafy Beniteza. To on sprowadził go do Liverpoolu z Realu Sociedad, za niecałe 10 milionów funtów. Z Realem negocjował twardo i wywalczył super cenę. 30 baniek za 27-latka to naprawdę całkiem niezłe pieniądze. W Madrycie Alonso spotkał jeszcze jednego kumpla – Jurka Dudka – z którym kiedyś wygrywał Ligę Mistrzów, a który wtedy dobrowolnie zrósł się z ławką rezerwowych.
W Realu Alonso kontynuował swoje dzieło, wciąż będąc w ścisłej czołówce najlepszych na swojej pozycji na świecie. A potem trafił do Bayernu. Za 10 milionów.