Reklama

W Kielcach kończy się niespodziewany miesiąc miodowy?

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

03 sierpnia 2015, 19:54 • 3 min czytania 0 komentarzy

Finisz trzeciej kolejki przywraca Ekstraklasie nieco właściwych, a przynajmniej spodziewanych przed sezonem proporcji. Korona nie miała już tej mocy co w poprzednich spotkaniach. Ruch przez długi czas był tym samym – byle jakim Ruchem, który oglądaliśmy w minionych miesiącach. I wszystko byłoby mniej więcej w porządku – typowy, męczący poniedziałek ligowy, gdyby nie wątpliwe okoliczności, w jakich padł zwłaszcza gol decydujący o końcowym wyniku. 

W Kielcach kończy się niespodziewany miesiąc miodowy?

Nie sposób po takim meczu nie zgodzić się z trenerem Cracovii Jackiem Zielińskim, który w wywiadzie dla Weszło parę dni temu przekonywał, że transmitowanie Ekstraklasy od deski do deski, ośmiu spotkań w kolejce, często obniża jej prestiż i daje poczucie przesytu. Kto w starcie Korony z Ruchem nie był szczególnie zaangażowany emocjonalnie, dla tego w całej pierwszej połowie godne uwagi były tylko dwie akcje – konkretnie obie bramkowe. Rasowy centrostrzał Sobolewskiego (do dośrodkowania nie doszli ani Pylypczuk, ani obrońcy – Koj oraz Oleksy). I dalej – wyrównujące grzmotnięcie Visnakovsa, przy którym jednak lepiej powinien zachować się Trela. Piłka – choć uderzona mocno – była w jego zasięgu. Oglądając powtórki, warto też zwrócić uwagę, jak na całe zdarzenie zareagował kapitan Korony – Malarczyk. Miał dość daleko do piłki, pewnie Visnakovsa nie byłby już w stanie dogonić, ale on nawet tego nie sprawdził. Zredukował bieg – z trójki na dwójkę i stanął. Gdyby bramkarz jednak sparował to uderzenie przed siebie, przed ewentualną dobitką byłby spisany na straty.

Do przerwy – 1:1, mimo znacznie większej aktywności Korony.
Na koniec – 2:1 dla Ruchu, mimo że goście wciąż nie mieli zamiaru wyraźniej przyspieszyć.

Oddali tylko dwa celne strzały, ale przede wszystkim mieli duże problemy z grą w piłkę. Abstrahując od wyniku, ten mecz potwierdził, że Ruchowi brakuje piłkarzy, którzy mogliby odpowiadać za wizję i styl gry zespołu, takich, którzy zrobiliby różnicę i dałoby się na nich stale polegać. Na razie wszystko przychodzi dość ciężko. Jakby się odrobinę ze sobą męczyli, nie ma w tej grze niezbędnej lekkości.

Dla Korony to z kolei jedno ze spotkań, które być może pokażą, że choć Cebula z Przybyłą weszli do ligi z buta, to zdąży im ona dać jeszcze niejedną nauczkę. Jeszcze wiele razy zabraknie obycia, jakości, wyczucia, czasem nawet zwykłego boiskowego cwaniactwa. Kielczanie mogą mieć o drugą bramkę pretensje, powtórki wskazują nieznaczny spalony, chociaż powinni je rozłożyć pół na pół – pomiędzy sędziów i swoich piłkarzy. Bo ofsajd to jedno, sami musieliśmy obejrzeć kilka powtórek, ale to ile swobody i miejsca miał szarżujący z piłką Grodzicki, to wprost proszenie się o duże kłopoty.

Reklama

Można mieć obawy, czy w Kielcach powoli nie kończy się niespodziewany miesiąc miodowy. Mecze z Lechem w Poznaniu, z Legią w Warszawie, przedzielone Cracovią u siebie, to nie brzmi jak wymarzona szansa na punkty.

grafika

Najnowsze

Ekstraklasa

Dariusz Mioduski twardo o sprzedaży Legii. “Kręcą się ludzie, instytucje, mam oferty”

Michał Kołkowski
3
Dariusz Mioduski twardo o sprzedaży Legii. “Kręcą się ludzie, instytucje, mam oferty”
Ekstraklasa

Kibice Pogoni w końcu się doczekają? Nowy właściciel coraz bliżel

Patryk Stec
6
Kibice Pogoni w końcu się doczekają? Nowy właściciel coraz bliżel

Komentarze

0 komentarzy

Loading...