To zawsze wygląda tak samo. Najpierw jest pogardliwe prychnięcie: – Polska? Pffff! Ja mogę grać tylko dla Niemiec!
Potem jednak okazuje się, że Niemcy mają lepszych, zaczynają się umizgi, przypominanie o korzeniach, medialne zaloty. Tym razem delikwent nazywa się Matthias Ostrzolek. Jeszcze dwa lata temu twierdził, że nie czuje się Polakiem, a ewentualne powołanie by odrzucił, ale teraz polskość nim zawładnęła do reszty. Aktualnie sprzedaje wzruszające historie o rodzinie z Polski i o oglądaniu po nocach meczów reprezentacji prowadzonej przez Adama Nawałkę.
Zastanawiamy się, cóż takiego się zmieniło. Wahamy się między dwoma scenariuszami:
1. Matthias Ostrzolek obudził się pewnego dnia i po prostu poczuł się Polakiem. Polska kompletnie zaorała mu mózg, zaczął oglądać programy Bogusława Wołoszańskiego, nucić piosenki Andrzeja Piasecznego i śledzić „Jeden z dziesięciu”. Do tego 1 sierpnia o godzinie 17:00 na minutę zatrzymał samochód w centrum Hamburga, tworząc sporych rozmiarów korek.
2. Spojrzał na tabelę eliminacji mistrzostw Europy, potem na skład Niemców, w którym go wcale nie ma. I na skład Polaków, w którym mógłby być. Przekalkulował sobie wszystko dokładnie i wyszło mu, że lepiej grać gdziekolwiek, niż nie grać nigdzie.
Matthias, który nie czuł się Polakiem dwa lata temu, teraz już się nim czuje. Zaraz zrobi sobie sesję w „Super Expressie” z szalikiem, powie, że wakacje spędza na Mazurach i „Janusze” to kupią.
A my niezmiennie: niech się wali.