Nemanja Nikolić zalicza rewelacyjny start w Legii, bo w sześciu meczach zdobył już pięć bramek i zanotował dwie asysty (chociaż to ostatnie trafienie UEFA może mu anulować). Jego liczby wyglądają jeszcze bardziej okazale jeśli weźmie się pod uwagę czas gry, bo Serb z węgierskim paszportem tylko raz przebywał na boisku przez pełne 90 minut. Jak dotąd nowy napastnik Legii na wypracowanie gola średnio potrzebował niecałych 58 minut, co jest wynikiem wręcz niespotykanym i utrzymanie go na przestrzeni całej rundy wydaje się zupełnie nierealne. Kapitalny start Nikolicia jest już jednak faktem, a my zastanawiamy się, czy można zaryzykować stwierdzenie, że wicemistrzowie Polski trafili z tym transferem w dziesiątkę?
– Sam jestem ciekaw, jak Nikolić poradzi sobie w Polsce. To będzie dla nas ważne, bo znamy go bardzo dobrze i zawsze z jakiegoś powodu go nie chcieliśmy – mówił na naszych łamach Piotr Rutkowski tuż po meczu o Superpuchar. Nie ulega wątpliwości, że Serb prezentuje się dziś znacznie lepiej, niż oba nowe nabytki Lecha, czyli Robak i Thomalla. Tak dobry start legionisty wcale jednak nie musi oznaczać, że w Poznaniu popełniono błąd. Jak uczy najnowsza historia, debiutanckie serie nie gwarantują, że zawodnik ostatecznie będzie się w naszej lidze wyróżniał.
Najlepszym przykładem jest tu Eduards Visnakovs, który na początku swojego pobytu w Widzewie zanotował serię sześciu meczów, w których zdobył pięć bramek. Co prawda Łotysz pod względem minut potrzebnych do zdobycia gola miał gorszy wynik od Nikolicia, ale i tak wielu wiązało z nim spore nadzieje. Jak się skończyło – wszyscy pamiętamy. Dość napisać, że w całym poprzednim sezonie Visnakovs zaliczył o dwa gole gorszy wynik, niż w swoich pierwszych sześciu meczach w Polsce.
Nieźle wyglądało też przywitanie Bernardo Vasconcelosa z Bydgoszczą, bo w pierwszych dziewięciu meczach – w których z początku grywał niewiele – zanotował sześć trafień. Później jednak było już tylko gorzej, bo w kolejnych 27 spotkaniach dołożył ledwie trzy gole. Mniej więcej po roku od zakończenia debiutanckiej serii Zawisza bez żalu rozwiązał z Portugalczykiem kontrakt.
Trzeba jednak przyznać, że w ostatnich latach tak udany debiut zazwyczaj oznaczał, że w zawodniku drzemały spore możliwości. Porównywalne starty do Nikolicia zaliczyli Robert Lewandowski, Artjoms Rudnevs, Dudu Biton i Marco Paixao i – jak przypuszczamy – kibice Legii nie obraziliby się, gdyby Serb okazał się mieć zbliżone umiejętności do któregoś z wyżej wymienionych. Jak wyglądały debiutanckie serie wspomnianej czwórki w liczbach?
– Lewandowski w dziewięciu meczach zaliczył osiem goli i jedną asystę, a średnio wypracowywał bramkę raz na 61 minut.
– Rudnevs w sześciu meczach zaliczył siedem trafień i nie zanotował ani jednej asysty. Strzelał raz na 67 minut gry.
– Biton w piętnastu meczach strzelił trzynaście goli i zaliczył trzy asysty, a średnio wypracowywał bramkę raz na 77 minut gry.
– Paixao w czternastu meczach zdobył dziesięć bramek i dołożył dwie asysty. Brał udział przy trafieniu swojej drużyny średnio raz na 94 minuty.
Pod względem samego startu Nikolić już dogonił Rudnevsa, a jeżeli utrzyma skuteczność w trzech kolejnych meczach, powtórzy wyczyn Lewandowskiego. Jeśli chodzi o osiągnięcia Bitona i Paixao, wyrównanie ich będzie wymagało zdecydowanie większej regularności. Niezależnie od tego, czy nowemu napastnikowi Legii się to uda, już zanotował jeden z najlepszych debiutów w polskim klubie na przestrzeni kilku ostatnich lat.
Żeby jednak za bardzo nie słodzić Nikoliciowi, musimy dodać, że Lewandowski wykręcił taki debiut w wieku 20 lat, Rudnevs 22, a Biton 23. Natomiast Serbowi w tym roku stuknie 28 lat, więc najbliżej mu do Marco Paixao, który debiutował u nas będąc o rok starszym. Zaryzykujemy jednak stwierdzenie, że jeśli Nikolić da Legii tyle, co Portugalczyk Śląskowi, w Warszawie będą mogli mówić o najlepszym transferze od lat.
Fot. FotoPyk