Pamiętacie Adriana Mutu? Złote dziecko rumuńskiej piłki. Do dziś wielki idol kibiców Fiorentiny. Trochę inaczej wspominają go w Londynie, gdzie Chelsea zapłaciła za niego grubą kasę, nie wiedząc, że biorą pod skrzydła piłkarskiego degenerata. W tej kartce o piłce nie będzie praktycznie nic. Sześć lat temu Sportowy Sąd Arbitrażowy oddalił pierwszą apelację i wydał wyrok: Mutu musi zapłacić Chelsea ponad 17 milionów euro odszkodowania.
Klub zwolnił go miesiąc później, a Jose Mourinho odsunął od składu. Pierwszy wyrok w tej sprawie zapadł w roku 2008. Była to najwyższa kara finansowa, jaką zastosowała FIFA. Po krótkiej przygodzie z Chelsea przeniósł się do Juventusu, potem do Fiorentiny. W międzyczasie odwoływał się po raz kolejny, ale nie dość, że jego wniosek został oddalony, to dolepiono mu jeszcze 50 tysięcy. We Florencji uwielbiają go do dziś, ale nie zmienia to faktu, że tam też nieźle poszalał. Raz pobił jednego z gości hotelu, innym razem został przyłapany na dopingu, za co wylądował w Cesenie. Jeszcze kiedy indziej pobił kelnera… Ten typ tak ma.
Kiedy testy wykryły u niego kokainę, wypierał się. Potem – widząc, że jest w dupie – przyznał się do zażywania niedozwolonych substancji, ale nie dopingujących. To znaczy dopingujących, ale inaczej. Tłumaczył się chęcią… poprawienia życia seksualnego.
– To nieludzki wyrok. Nieracjonalny. Nie zasłużyłem na to, by zostać tak surowo ukaranym. Nie mam takich pieniędzy. Spłaciłem już z naddatkiem za błędy młodości, jestem dziś kimś zupełnie innym, dojrzalszym, mądrzejszym.
Jak ta sprawa wygląda dzisiaj? Mutu ciągle nie zapłacił (bo niby z czego?) i ciągle się odwołuje. Ostatnio do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej.