Nie rozumiem tego pesymizmu. Może ludzie mylą Basel z Barceloną, bo Szwajcarzy mają podobne barwy? Ale ja w ich składzie Messiego nie widzę i uważam, że nie ma co biadolić – trzeba wyjść na boisko i wygrać, bo to jest realne. Nie lubię gadania, że Lech musi mieć respekt dla Basel. Nie musi i nie powinien! Respekt to się powinno mieć dla starszego człowieka. A dla rywala na boisku zero respektu! Lech powinien być pozytywnie arogancki, wierzyć w siebie, nie bać się – mówi na łamach Super Expressu Ryszard Komornicki.
FAKT
Apel tabloidu: Obrońcie twierdzę Poznań!
Stadion przy Bułgarskiej w Poznaniu to w ostatnich latach w europejskich pucharach twierdza nie do zdobycia. Dziś wieczorem Lech postara się obronić przed szturmem FC Basel w eliminacjach Ligi Mistrzów. – To dla nas szansa życia – mówi trener Maciej Skorża (43 l.). – Basel? Hm, niezła drużyna… – uśmiecha się szkoleniowiec mistrzów Polski, który jest w bardzo dobrym humorze. Do tego stopnia przykłada się do tego, żeby zaskoczyć mocnego przeciwnika, że wczoraj z tego powodu… spóźnił się na konferencję.
Sugerowany skład? Burić – Kędziora, Kamiński, Kadar, Douglas – Trałka, Dudka – Jevtić, Hamalainen, Pawłowski – Thomalla.
W innych tytułach prasowych będzie jeszcze sporo o meczu, tutaj – również inne tematy ligowe. Berg uczy się na błędach.
W tym stuleciu warszawski klub nie zaczął sezonu od dziewięciu goli w dwóch meczach ligowych. Jutro w Tiranie gra z albańskim Kukesi pierwszy mecz III rundy eliminacji Ligi Europy. – Cierpliwości, dajcie nam trzy mecze. Na treningach zasuwamy efekty na pewno przyjdą, nie ma innej możliwości – mówił niecałe dwa tygodnie temu Duszan Kuciak (30 l.). Słowacki bramkarz stał w strefie wywiadów po słabym meczu z Botoszani w II rundzie el. LE. Na boisku Legia wymęczyła 1:0, a kibice wygwizdali piłkarzy. Minęło kilkanaście dni i ci sami fani, którzy krzyczeli „piłkarzyki-pajacyki”, biją brawo na stojąco. (…) Wicemistrz gra z polotem, stwarza wiele sytuacji i je wykorzystuje. Trener Henning Berg (46 l.) przestał zmieniać skład – rok temu, z meczu na mecz, potrafił wymieniać dziesięciu zawodników. O jakiejkolwiek stabilizacji nie było mowy, teraz fundament wydaje się mocny. Aż sześciu graczy zaczynało w podstawowej jedenastce wszystkie mecze tego sezonu. Rok temu nie było takiego ani jednego.
I jeszcze Cetnarski wygrywa walkę o środek pola. Co w tym nadzwyczajnego?
W Cracovii, która w dobrym stylu rozpoczęła sezon, w środku pola grę kreuje Mateusz Cetnarski (27 l.). Ten rok jest dla niego przełomowy. Pomocnik Pasów wygrał walkę z ciężką chorobą – sepsą – wiosną powoli wracał do formy, a teraz ma pewne miejsce w składzie, dystansując rywali, Marcina Budzińskiego (25 l.) oraz Bartosza Kapustkę (19 l.).
Lecimy dalej, bo sporo dziś materiałów.
RZECZPOSPOLITA
Rozpisane na nuty. Pod niewinnym tytułem kryje się naprawdę interesująca rozmowa z Ryszardem Komornickim o FC Basel.
Na czym polega fenomen FC Basel?
– Na organizacji i systemie. Na jasnej filozofii tego klubu i na planowaniu kilka lat w przód. W Basel nic nie dzieje się przypadkiem, klub nie jest zakładnikiem trenera. Za transferami stoi komitet złożony z szefa skautingu, odpowiedzialnego za obserwację piłkarza skauta, prezesa klubu i kilku innych osób. O ewentualnym sprowadzeniu zawodnika decyduje większość głosów, a nie układy między trenerem a menedżerem. Nie dochodzi do sytuacji, że trener ściąga dziesięciu piłkarzy, a za chwilę sam odchodzi, zostawiając klub z tymi zawodnikami. Trener pracujący w Basel musi dostosować się do systemu panującego w tym klubie. Może zgłosić, że potrzebuje środkowego napastnika, może nawet podpowiedzieć personalia, ale to nie on podejmuje decyzje. Oczywiście komitet może powołać sobie każdy, a o wszystkim i tak decydują ludzie go tworzący, ale akurat w Bazylei zatrudniają kompetentnych.
Świetne transfery są wynikiem dobrego skautingu?
– A także tego, że w Bazylei mają rozpisane wszystko na nuty. Na każdej pozycji jest stworzony odpowiedni profil piłkarza. Wiadomo, że prawy obrońca ma być przede wszystkim ponadprzeciętnie szybki. Gdy odchodzi podstawowy zawodnik, klub natychmiast przystępuje do negocjacji z trzema obserwowanymi od dawna piłkarzami na tę pozycję. Drużyna nic nie traci mimo ruchu w interesie, sprzedawania zawodników do silniejszych lig.
Podobno prześwietla się też każdego kandydata pod kątem tego, czy będzie pasował mentalnie do zespołu?
– Tak, ale robi to nie tylko klub z Bazylei, ale też większość zawodowych drużyn w Europie. Zresztą bardzo słusznie. Dużą uwagę zwraca się na język ciała zawodnika, na to, jak reaguje na straconą bramkę, czy zwiesza głowę i chowa się za partnerów, czy od razu chce odrobić straty. Rozkładanie rąk jest wyrazem bezradności, więc takich piłkarzy w Bazylei nie chcą. Zresztą takiego może być trudno później sprzedać, a to na transferach klub zarabia najwięcej.
Z kolei Szczęsny melduje się w szkole. Kolejna w ostatnim czasie analiza przeprowadzki Polaka.
Włoskie media podkreślają, że Szczęsny to młody bramkarz wielkiej klasy, ale wypominają mu papierosa w szatni Arsenalu, obsceniczny gest po czerwonej kartce w meczu z Bayernem, prowokujące wpisy na Twitterze pod adresem rywali, konflikt z trenerem Arsenem Wengerem i kilka nieszczęsnych interwencji. Spacer z tygrysem też nie umknął uwadze włoskich dziennikarzy. Obawiają się oni, że Szczęsny będzie trudny w obejściu, niesforny i niezdyscyplinowany, ale piszą o nim z sympatią „Buntownik z charakterem” („Corriere dello Sport”). Polak przeszedł z Arsenalu do drużyny nieco słabszej, która liczy się w Italii (Roma to wicemistrz Włoch), ale w europejskich pucharach spisuje się od londyńczyków gorzej. Przeprowadzka z wielu powodów może się jednak okazać dla Szczęsnego błogosławieństwem. Przede wszystkim otwiera mu szanse powrotu do gry na najwyższym poziomie w Serie A. (…) Co więcej, Szczęsny jako filar bloku defensywnego może się w Italii wiele nauczyć. W Anglii stawiają na widowisko, walkę i atak. Natomiast filozoficzną podstawą włoskiego futbolu od pokoleń jest żelazna defensywa i dyscyplina taktyczna. Podkreśla to Gianluca Vialli (grał w Juve i Chelsea). Młodzi włoscy gracze, w czasie gdy ich rówieśnicy za granicą bawią się piłką, mają wbijane do głowy schematy taktyczne – obrona trójką, czwórką, dublowanie pozycji, obrona przed rzutem rożnym i wolnym. Te nauki nie omijają bramkarzy. Jak pisał Vialli w książce „The Italian Job”, ten sposób piłkarskiej edukacji sprawia, że w Anglii piłkarze się futbolem bawią, a Włosi, już od młodszych juniorów, traktują grę jak pracę. Pewnie dlatego we włoskim futbolu nigdy nie było problemu z imprezowaniem piłkarzy. W angielskiej szatni dudni muzyka, a we włoskiej panuje skupienie. Dlatego Szczęsny w Rzymie ma szanse rozwinąć się nie tylko sportowo.
GAZETA WYBORCZA
Jagiellonia sprzedała dwóch piłkarzy, ale czy dostanie w ogóle pieniądze? Tym razem obawy są mniejsze.
W Białymstoku sporo wiedzą o wirtualnych pieniądzach krążących w futbolu. We wrześniu ubiegłego roku Jagiellonia za ok. 700 tys. euro sprzedała najlepszego piłkarza. Dani Quintana trafił do klubu Al-Ahli z Arabii Saudyjskiej. Tyle wynosiła cena na papierze, bo do dziś polski klub otrzymał ledwie 200 tys. Aż 500 tys. wciąż wisi w powietrzu. Wcześniej podobne problemy Jagiellonia miała z włoskim Chievo Werona, któremu za ok. 350 tys. euro sprzedała Tomasza Kupisza, ale pieniądze zobaczyła dopiero po roku. Wiedząc o tym, niektórzy mogli złapać się za głowę, gdy usłyszeli, z kim teraz białostocki klub robi interesy. Jagiellonia właśnie sprzedaje dwóch zawodników do Turcji – napastnik Patryk Tuszyński odejdzie za 1 mln euro, a skrzydłowy Nika Dzalamidze za ok. 500 tys. Obaj zagrają w 14. klubie ligi tureckiej poprzedniego sezonu, Çaykuru Rizespor. Tureckie drużyny należą do najmniej godnych zaufania, ale tym razem Jagiellonia czuje się pewniej. – Zabezpieczamy się już gwarancjami bankowymi. Gdyby Rizespor nie spłacał rat, zgłaszamy się do banku, który ma nam przelewać pieniądze – mówi Agnieszka Syczewska, dyrektor zarządzająca klubu. Drugie zabezpieczenie to nowe przepisy FIFA, które weszły w marcu. Mają być straszakiem na niepoważnych kontrahentów. – FIFA dostrzegła, że w krajowych federacjach są różne przepisy, dlatego część rozwiązań narzuca. I teraz wszystkim związkom narzuciła wprowadzenie zapisów, które sprawiają, że 30-dniowa zwłoka w płatności zagranicznemu klubowi może już stanowić podstawę do sankcji dyscyplinarnych. W nowych przepisach występują więc takie kary jak ostrzeżenie, reprymenda, kara finansowa i zakaz transferów – mówi prawnik PZPN Łukasz Wachowski. – Dotąd bywało z tym różnie. Na przykład przepisy w Niemczech są tak restrykcyjne, że chronione są również zagraniczne kluby. Gdyby Bayern nie płacił za piłkarza Legii, to warszawski klub może dochodzić roszczeń na ich podstawie w niemieckiej federacji. Ale było też tak, że polskiemu klubowi nie płacił włoski klub, który nie występował w pucharach i nie sprawdzała go UEFA – mówi Wachowski.
I rzecz ważniejsza, dzisiejszy mecz o Ligę Mistrzów: czy Lech sięgnie ideału?
Latem klub z Poznania nie popełnił błędów wielu poprzednich mistrzów Polski, którzy po sukcesie wyprzedawali najważniejszych zawodników. Nie stracił ani jednego kluczowego piłkarza, a nawet wzmocnił pierwszą jedenastkę. Sprowadził byłego reprezentanta Dariusza Dudkę, byłego króla strzelców Marcina Robaka, utalentowanego niemieckiego napastnika Denisa Thomallę oraz silnego ghańskiego pomocnika Abdula Aziza Tetteha. W środę problemem mogą być tylko kontuzje ważnych graczy – Paulusa Arajuuriego i Dawida Kownackiego, którzy z Basel nie zagrają na pewno, oraz Karola Linettego. Występ 20-letniego pomocnika jest niepewny. Szwajcarzy przed tym sezonem stracili aż trzech istotnych graczy. Stoper Fabian Schar odszedł za 4 mln euro do Hoffenheim, pomocnik Fabian Frei – do Mainz (3,6 mln euro), a napastnik Marco Streller zakończył karierę. – Ten ostatni był liderem drużyny. Po jego odejściu zmniejszyła się liczba doświadczonych graczy, którzy przejmują na siebie ciężar gry w trudnych chwilach – mówi Tilman Pauls, dziennikarz “Basler Zeitung”. Dariusz Skrzypczak, były piłkarz Lecha z jego złotych czasów (grał w latach 1982-94), dziś mieszkający w Szwajcarii, uważa, że Basel straciło swój szkielet. – Ci, którzy odeszli, mieli ogromny wpływ na grę. Streller był kapitanem, liderem na boisku i poza nim. Wprowadzał nowych graczy do zespołu – mówi Skrzypczak i twierdzi, że Lech trafia na dobry moment, by wyeliminować faworyzowanego rywala. Basel jednak od lat funkcjonuje w ten sposób i uodporniło się na zmiany kadrowe. Władze klubu zdają sobie sprawę, że co roku będą musiały sprzedawać piłkarzy klubom z bogatszych lig. Chcą zarabiać, wyszukiwać zawodników na piłkarskim rynku i wprowadzać do jedenastki kolejnych wychowanków. To szkółka zapewnia ciągłość i wysoki poziom zespołu, który od dekady nie zawiódł w pucharach. Od 2004 r. Basel, nawet jeśli nie wchodzi do Ligi Mistrzów, to przebija się do Ligi Europy. I to mimo, że w ostatnich pięciu latach na sprzedaży zawodników zarobiło prawie 300 mln zł.
SUPER EXPRESS
Nie będę miał skrupułów – mówi przed meczem ze Szwajcarami Darko Jevtić. Ale sama rozmowa naprawdę nudna.
Niedawno odszedłeś z FC Basel, a teraz z nimi zagrasz. Jak to odbierasz?
– To dla mnie coś wyjątkowego, futbol pisze niesamowite historie. Aż nie chce mi się wierzyć, że doszło do czegoś takiego. Emocje są duże, ale muszę się skoncentrować na meczu i starać się nie myśleć z kim akurat gramy.
(…)
Lech rozpoczął sezon wcześniej od Bazylei, to wasz atut?
– Na pewno lepiej jest być już w takim rytmie meczowym jak my. To są jednak tylko szczegóły, który mogą mieć znaczenie, ale nie są najważniejsze. My musimy być przygotowani do walki. Musimy pokazać na co nas stać. Teraz liczą się tylko te dwa mecze.
Twój tata będzie na meczu w Bazylei?
– Oczywiście, wszyscy wiedzą że już wkrótce tam gramy. Na meczu będzie tata i cała moja rodzina ze Szwajcarii. Plus znajomi. Będzie okazja się pokazać i wrócić do domu.
Lech musi być arogancki – to już z kolei trener Komornicki.
Wylosowanie Basel przyjęto w Polsce z wielkim smutkiem, większość uważa, że Lech nie ma szans.
– Nie rozumiem tego pesymizmu. Może ludzie mylą Basel z Barceloną, bo Szwajcarzy mają podobne barwy? Ale ja w ich składzie Messiego nie widzę i uważam, że nie ma co biadolić – trzeba wyjść na boisko i wygrać, bo to jest realne. Nie lubię gadania, że Lech musi mieć respekt dla Basel. Nie musi i nie powinien! Respekt to się powinno mieć dla starszego człowieka. A dla rywala na boisku zero respektu! Lech powinien być pozytywnie arogancki, wierzyć w siebie, nie bać się.
(…)
Jak w procentach ocenia pan szanse Lecha?
– 50 na 50. Pokażmy na boisku polską dumę. Wszystko w głowach i nogach piłkarzy Lecha.
Przybyłę pogonili z Widzewa, teraz błyszczy w Koronie. Krótka rozmówka, bez szału.
Jeszcze dwa tygodnie temu byłeś anonimową postacią nawet dla kibiców Korony. Skąd się wziąłeś w Ekstraklasie?
– Wszystko zaczęło się od karate, które trenowałem przez rok. Potem postawiłem na piłkę i po dwóch sezonach w juniorach trener Pacheta włączył mnie do pierwszej drużyny. W 2013 roku dał mi zagrać kilka minut w Lubinie. Zaliczyłem jeszcze “ogon” ze Śląskiem. Potem była Młoda Ekstraklasa, rezerwy, wypożyczenie do Widzewa, aż latem postawił na mnie trener Brosz.
Jakich argumentów użył trener Marcin Brosz, by przekonać piłkarzy, że Korona nie jest tak słaba?
– Powiedział, jak mamy grać i że od tego momentu to, jak będziemy postrzegani, zależy już tylko od nas. Nie przejmowałem się, co mówią o nas inni, ale paru chłopakom ta krytyka na pewno mocno podziałała na ambicję.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Wierzymy w was! – motywuje PS.
O obronie twierdzy już czytaliśmy, teraz – Tomasz Vaclik, bramkarz FC Basel, mówi: Chcieliśmy uniknąć Lecha.
Jaka była reakcja w Bazylei, kiedy dowiedzieliście się, że Lech będzie waszym rywalem w III rundzie eliminacji Ligi Mistrzów?
– Nie było za wesoło. Lech był ostatni na liście drużyn, z którymi chcieliśmy grać. Zaraz po losowaniu szybko sprawdziłem, ze w pierwszym meczu drugiej rundy Lech pokonał na wyjeździe 2:0 FK Sarajevo i było jasne, że to Polacy będą naszym przeciwnikiem.
Dlaczego tak bardzo nie chcieliście Lecha?
– W polskiej lidze mistrzem nie zostaje się przypadkowo. Sprawdzałem też, że nie tak dawno Lech potrafił osiągać dobre wyniki w europejskich pucharach. Słyszałem również, że kibice w Poznaniu potrafią stworzyć dobrą atmosferę na stadionie. To powoduje, że czeka nas trudny mecz.
Dalej dwa wywiady – z lewej Jevtić, a z prawej Rutkowski. Na stronie internetowej PS znajdziecie rozmowę z wiceprezesem Lecha, tutaj komentarz do kilku tematów. Wzorujemy się nie tylko na Basel – mówi Rutkowski.
Co pan pomyślał, kiedy podczas losowania III rundy eliminacji Ligi Mistrzów okazało się, że trafiiście na FC Basel?
– Pierwsza myśl była taka, że można było trafić znacznie łatwiej. Trudniej? Już nie. A po drugie, nie miałbym nic przeciwko temu, żeby spotkać się z nimi, ale w myśl zasady im później, tym lepiej. Najlepiej w fazie grupowej. Choć muszę przyznać, że paradoksalnie nasze szanse są większe teraz niż np. w fazie play-off. Dlaczego? Bo Basel dopiero rozpoczęło rozgrywki i niekoniecznie jest już w optymalnej formie. Ja oglądałem ich w rywalizacji z FC Porto i wcześniej przeciwko Liverpoolowi w starciu o wyjście z grupy. Grali wtedy niesamowicie, widziałem co z Anglikami zrobili, ale teraz to zupełnie inny zespół, który stracił kilku ważnych piłkarzy. Dlatego mamy szansę na awans. Zwłaszcza że zmienił się u nich trener i to zawsze powoduje przystopowanie. Czytamy, że FCB dopasowuje szkoleniowca do swojej filozofii. OK, ale to nie oznacza, że z dnia na dzień to zafunkcjonuje i to koło dalej będzie się kręcić.
(…)
Ile jest prawdy w stwierdzeniu, że szwajcarski klub jest dla Lecha wzorem?
– Jest kilka klubów, z których czerpiemy wzorce. I FC Basel jest jednym z nich, choć nadużyciem jest stwierdzenie, że chcemy coś przenieść w skali 1:1. Jako klub byliśmy tam trzy razy, bo oprócz tego jeszcze był tam np. trener naszych rezerw Ivan Djurdjević na stażu u Paulo Sousy, Szwajcarów odwiedził też były kierownik zespołu Darek Motała. Pierwszy raz z zarządem byliśmy tam sześć lat temu – interesował nas wówczas St. Jakob-Park, sposób zarządzania tym obiektem. Przygotowywaliśmy się do roli operatora stadionu i pod tym kątem tam pojechaliśmy. Tutaj na pewno mogą być wzorem, nie tylko dla nas, ale dla większości aren europejskich.
A kolejne wizyty?
– Potem już nastawialiśmy się na to, żeby podpatrywać, jak tam szkolą młodzież, bo pod tym względem są perfekcyjni. A ponieważ dla nas Akademia jest także priorytetem, to ich filozofia przypadła nam do gustu. Zaprosiliśmy też FC Basel na nasz turniej, Lech Cup. Podoba nam się to, że nie ukrywają się, tylko są bardzo otwarci, chętnie dzielą się wiedzą. My zresztą działamy podobnie – ostatnio, jak była delegacja FK Sarajevo, to też im pokazywaliśmy, jak funkcjonują nasze działy marketingu, handlu, sprzedaży. Szwajcarzy przyjeżdżali także do nas, kiedy monitorowali grę Darko Jevticia. Ten kontakt jest zatem cały czas. Teraz wreszcie się sprawdzimy na boisku.
Co w lidze?
– Berg mądrzejszy po szkodzie (było w Fakcie)
– Tłok na pozycji numer 10 w Cracovii (było w Fakcie)
– Taktyka Warzychy na czterech obrońców nie działa
A czwarte podejście do Śląska notuje Michał Janota.
Michał Janota na testach w Śląsku. Jeśli zaakceptuje go trener Tadeusz Pawłowski zostanie zawodnikiem wrocławskiej drużyny. Warunkiem jest rozwiązanie kontraktu z Pogonią. Dla urodzonego w Gubinie i wychowanego w Zielonej Górze zawodnika Śląsk to właściwie klub z regionu. W przeszłości wrocławianie starali się o niego już kilkukrotnie. – Licząc od czasów, kiedy byłem „łebkiem”, to chyba moje czwarte podejście do tego klubu. mam jeszcze dwa lata kontraktu z Pogonią, ale obie stroną chcą się porozumieć i zakończyć współpracę – mówi „PS” Janota. W Szczecinie starają się go pozbyć, ale szkoleniowiec Pogoni Czesław Michniewicz tylko nad tym ubolewa: – Decyduje czynnik ekonomiczny. W momencie, kiedy znowu mamy Takafumi Akahoshiego, klubu nie stać na dalsze utrzymywanie dwóch tak podobnych piłkarsko zawodników. Szkoda, bo Michał ma potencjał.