Niedawny tekst o skaperowaniu kubańskiego siatkarza do reprezentacji Polski raz jeszcze wywołał lawinę komentarzy. Ze zdecydowaną większością zapoznałem się i… postanowiłem podzielić zwolenników rozdawania paszportów na grupy. Oto ludzie, którzy nie widzą nic złego w tym, że w naszej reprezentacji grać będzie Kubańczyk.
Typ pierwszy – romantyk. Mówi: przecież on ma dziewczynę z Polski i chce tu mieszkać.
Jest to chyba moja ulubiona argumentacja. Ilekroć ją czytam, uśmiecham się w duchu. Kilkanaście lat temu sam miałem dziewczynę z innego kraju, konkretnie z Korei Południowej. Ona przylatywała do mnie do Warszawy, a ja latałem do niej – do Busan bądź Seulu. Umiałem nawet kilka słów po koreańsku, czyli mniej więcej tyle, ile Wilfredo Leon po polsku. Cały ten związek kosztował mnie sporo pieniędzy, bo pół pensji wydawałem na bilety lotnicze, a drugie pół – na rachunki telefoniczne. Przez myśl mi jednak nie przeszło, że mógłbym dostać koreański paszport tylko na podstawie tak marnych przesłanek. Miałbym pójść do urzędu i powiedzieć… No właśnie, co?
Pomyślmy: tak jak Leon miałem dziewczynę z innego kraju. Tak jak Leon nie mieszkałem w tym kraju. Tak jak Leon nie mówiłem w języku obowiązującym w tym kraju. Nie dostrzegam znaczących różnic. Ktoś pewnie zaraz powoła się na jakieś dyrdymały typu „on mówi, że tu się chce osiedlić na resztę życia”, ale ja też tak wtedy mógłbym powiedzieć, bo niby czemu nie? Generalnie były to przypadki bliźniacze, z tą tylko różnicą, że ja nie byłem dla Korei specjalnie użyteczny, czyli nie nadawałem się do reprezentowania tego kraju w jakiejkolwiek dyscyplinie sportowej. Ale przecież wszyscy powinni być równi wobec prawa, ci którzy podbijają rękoma piłkę też.
Lubię w tekstach bagatelizować związek kubańskiego siatkarza z Polką z kilku względów, pisać np. że za trzymanie Polki za kolanko paszportów nie przyznają. Po pierwsze – znam życie i wiem, że dziewczynę raz się ma jedną, a za jakiś czas inną, chociaż zakochanej parze to się w tym momencie w głowach nie mieści. Po drugie – w polskim prawie jasno jest ustalone, kto i kiedy może ubiegać się o obywatelstwo. Nie ma tam nawet wzmianki o mizianiu się z Polkami. Gdyby szanowny Wilfredo wziął z naszą rodaczką ślub, byłoby to istotniejsze niż chodzenie z nią za rękę po ulicy. Póki co, chodzi za rękę. Ale i ślub sprawy by nie załatwiał.
Obywatelstwa nie powinno się przyznawać za czyjeś zamiary, typu: osiedlę się, ożenię się itd. Obywatelstwo powinno się przyznawać za faktyczne dokonania – osiedlił się, ożenił się (chociaż oczywiście prawo precyzuje, ile konkretnie trzeba mieszkać na terenie RP i na jakiej zasadzie). Jeśli ktoś chce dokładnie sprawdzić wymogi – wystarczy kliknąć TUTAJ.
Typ drugi – cynik. Mówi: dzięki niemu będziemy jeszcze silniejsi w siatkówce i będziemy mieli większe szanse na medal w Rio de Janeiro.
Najgorszy typ. Kiedyś wymyślono powiedzonko z dedykacją dla Franciszka Smudy: „dam dupy za wyjście z grupy”. Odnosiło się do dokładnie tej samej taktyki skupowania cudzoziemców na potrzeby reprezentacji. Przy czym ci piłkarscy reprezentanci byli mniej lub bardziej kontrowersyjni, natomiast przy każdym dało się znaleźć pierwiastek rzeczywistej polskości. Natomiast w przypadku Leona zupełnie tego nie ma. Z tej okazji wymyśliłem inną rymowankę, znacznie bardziej prostacką, ale cóż poradzę, że inaczej mi się nie rymowało: „wezmę do pyska za dobre igrzyska”.
Nigdy nie uważałem, że porażka w sporcie jest końcem świata. Bliżej mi do zdania, że końcem świata jest oszustwo w celu uniknięcia porażki. Mógłbym teraz przywołać fakt, że przecież i tak jesteśmy mistrzami świata w siatkówce, ale to tak naprawdę bez znaczenia. Nawet gdybyśmy byli najgorsi, a nie najlepsi, nasze podejście do spraw kluczowych powinno być identyczne. Zwycięstwa powinny być efektem ciężkiego treningu, zaangażowania, współpracy, a nie posiłkowania się sportowcami z innych krajów. Jeśli bez tego zagranicznego zaciągu nie jesteś w stanie nic osiągnąć – trudno. Zmień trening, zmień podejście, poczekaj na zdolniejsze pokolenie. Ale nie idź na skróty i nie udawaj, że Kubańczyk, Brazylijczyk czy Nigeryjczyk jest Polakiem.
Podejście cyniczne – weźmy zagranicznego, bo dobry – w praktyce niszczy sport międzynarodowy. On już jest na etapie rozkładu. Cała ta zabawa, razem z hymnem, flagą, biało-czerwonymi szalikami… To wszystko ma sens właśnie dlatego, że Polacy grają z Rosjanami i jest w tym element odwiecznej rywalizacji. Albo grają z Brazylią i mamy starcie dwóch kultur, możliwe w zasadzie tylko na sportowej arenie. Jeśli jednak wymieszamy Polaków z Rosjanami i z Brazylijczykami, no i jeszcze z Kubańczykami, Francuzami oraz Kanadyjczykami, uzyskamy niestrawny, mdły koktajl. Dalej będzie to widowisko sportowe, ale bez całego narodowego tła – niemal bezwartościowe.
Gdzieś w Koszalinie, Olsztynie, Rzeszowie czy w Żaganiu trenuje teraz chłopak, którego wielkim marzeniem jest zagrać w reprezentacji kraju. Wylewa ósme poty, by ten cel zrealizować. Wolałbym, aby nie podcinano skrzydeł takim dzieciakom, nawet jeśli skaczą trochę niżej niż rówieśnicy z Hawany, którzy być może za jakiś czas na moment do nas wpadną.
Pisałem już wielokrotnie, ale napiszę ponownie: posiłkowanie się cudzoziemcami w narodowych kadrach jest sportową korupcją. Nie ma znaczenia, czy wynik uzyskujesz poprzez wręczenie pieniędzy przeciwnikowi, czy też poprzez wręczenie pieniędzy człowiekowi, który zagra dla ciebie, mimo że nie powinien. Nie muszą to być nawet pieniądze – można przekupić sportowca paszportem Unii Europejskiej (nie chce mu się stać w kolejkach na lotniskach) albo sportowymi perspektywami (ma chrapkę na medal). Czy sukces kupiony, a nie wywalczony naprawdę smakuje?
Teraz mi się skojarzyło… Ktoś mi zaraz napisze, że przecież co to za argument: przekupić paszportem, żeby ktoś nie stał w kolejkach? Śmieszne! No więc różne są ludzkie potrzeby. Właściciel linii lotniczej Ryanair swego czasu zarejestrował przedsiębiorstwo taksówkowe, co oznaczało uiszczanie rok w rok pokaźnej sumy (zdane się, że licencja kosztowała 50 000 euro). W owej korporacji zatrudnił… jednego kierowcę, z jednym samochodem. Wszystko po to, aby legalnie jechać pasem dla autobusów i taksówek, omijając korki.
Typ trzeci – podglądacz. Mówi: przecież wszyscy tak robią.
Jedynie w sporcie ludzie wyznający zasadą „przecież wszyscy tak robią” nie są powszechnie wyśmiewani. W każdej innej dziedzinie – już tak. Spróbujcie wychowywać dziecko i stosować się do reguły „przecież wszyscy tak robią”. Powie wam syn: hej, przecież Maciek z szóstej klatki też rzuca kamieniami, Tomek z parteru też, dlaczego ja mam tego nie robić?
Ludzie wokół nas robią mnóstwo rzeczy, które uważamy za głupie, niewłaściwe, albo nawet obrzydliwe. Są tacy, którzy porzucają psy za miastem, ale nikomu normalnemu nie przyjdzie do głowy, by powoływać się na ten przykład publicznie i w ten sposób usprawiedliwiać. Masa ludzi nie korzysta z dezodorantów, są tacy, którzy nie zmieniają bielizny albo przeklejają ceny w supermarketach, by przy kasie zapłacić za dany produkt mniej. Można wymienić milion kompromitujących zachowań, których świadomie nie naśladujemy.
W sporcie natomiast „oni tak robią, więc my też możemy” to stałe alibi. Co gorsza, zazwyczaj nieprawdziwe. Na przykład często jako przykład powoływana jest reprezentacja Niemiec. Ktoś mi ostatnio napisał na Twitterze: przecież w niej gra Khedira! Zapytałem: a dlaczego miałby nie grać? Urodził się w Niemczech, jego matka urodziła się w Niemczech, matka jego matki też urodziła się w Niemczech. Gdzie miałby więc grać? Dla kogo? Dla Tunezji? Niby z jakiej okazji? Przecież niewykluczone, że on nawet w Tunezji nigdy nie był. Kluczowe dla określenia, czy mamy do czynienia z paszportowym oszustwem jest to, czy ktoś posiadał paszport danego kraju zanim ujawnił sportowy talent (ewentualnie czy dostał paszport po ujawnieniu talentu, ale w normalnym trybie), czy też talent stanowił kartę przetargową. W piłkarskiej reprezentacji Niemiec nie znajdziecie kogokolwiek, kto dostał dokument za gole. Ci ludzie byli obywatelami tego akurat kraju albo już w momencie urodzin, albo dosłownie chwilę później.
Z argumentem „wszyscy tak robią” trzeba więc być ostrożnym, bo osoba, która go stosuje, zazwyczaj nie jest w stanie sprecyzować, kim są „wszyscy”. Ale nawet jeśli jakimś cudem uda się jej podać dobry przykład, będzie to wciąż powoływanie się na kogoś, kto nie postępuje właściwie.
Typ czwarty – oj tam, oj tam. Mówi: to tylko jeden zawodnik, nie ma sensu robić hałasu.
Nie tak dawno cała Polska była oburzona po porażce piłkarzy ręcznych z Katarem. Katar, jak wiadomo, kupił sobie reprezentantów z całego świata i w ten sposób zbudował dość silny zespół. Dzisiaj sporo osób twierdzi, że nie można porównywać zbudowania całej ekipy w oparciu o cudzoziemców z dołączeniem do składu ledwie jednego. Jednocześnie dokładnie te same osoby dodają, że Wilfredo Leon to Messi siatkówki.
Nie wiem, czy jest to Messi siatkówki, wierzę na słowo, że tak. Nie rozumiem więc, dlaczego jeden zawodnik grający za pięciu liczy się jakoś mniej niż… pięciu. Pomyślmy: Barcelona daje klubom z całej Europy wybór. Możecie wziąć od nas za darmo:
a) Lionela Messiego
b) Pedro, Sergio Busquetsa, Daniego Alvesa, Ivana Rakiticia i Rafinhę
Powiedzmy sobie szczerze – wybór nie byłby oczywisty, a już na pewno nie byłoby oczywiste zaznaczenie odpowiedzi „b”.
W ogóle cała ta koncepcja do mnie nie przemawia. Rozumiem, że gdybyśmy mówili o wyścigach samochodowych, to dyskusja wyglądałaby mniej więcej tak: „Niemiec ukradł cały samochód i teraz szpanuje osiągami. Obrzydliwe. Francuz natomiast miał wszystko poza silnikiem, więc ukradł silnik i teraz ściga się z Niemcem. To akurat spoko”.
Przecież to kompletnie bez sensu. Nie ma znaczenia, czy łamie się zasady odrobinę i cichaczem, czy ostentacyjnie. Tak czy siak mamy do czynienia z oszustwem. My na razie kradniemy samochód, a Katarczycy przechwycili cały kontener z autami. Inna skala, to samo zachowanie.
A jak ktoś mi teraz wyskoczy z tekstem, że oni płacą, a my nie – odsyłam powyżej. My też płacimy: paszportem Unii Europejskiej, potencjalnymi sukcesami, także premiami i innymi nagrodami, które są powiązane z odnoszeniem tych sukcesów.
Typ piąty – wrażliwiec. Mówi: Wilfredo chce grać dla nas, a mógł dla Rosji albo Turcji, a tam mu dawano mnóstwo pieniędzy. Więc mu zależy!
Ja tam nie wiem, co mu dawano, a czego nie. Stara zasada: powiedzieć można wiele, a papier wszystko przyjmie. Załóżmy jednak, że to prawda – sam jestem w stanie w to uwierzyć. Nie rozumiem jednak w ogóle, jak to się ma do elementarnych zasad, które wspomniałem powyżej.
W ogóle zastanówmy się, dlaczego Leon koniecznie musi grać w jakiejkolwiek reprezentacji, skoro nie chce w swojej. To jakiś oblig, by grał w rozgrywkach międzypaństwowych po porzuceniu Kuby? A gdyby nie grał, to co by mu się stało? Rozumiem, że skoro bardzo chce grać, to wynika to z jego sportowej ambicji – chciałby odnosić sukcesy na imprezach wielkiej rangi. No i bingo, jesteśmy w domu. Czyli jednak jest coś, czym korumpujemy go lepiej niż inni. Nie o pieniądze chodzi, lecz o perspektywy. Najwidoczniej uznał, że gra w zespole mistrzów świata, dla nadzwyczajnej w skali świata publiczności kręci go bardziej niż garść dolarów. Mamy więc umowę barterową: my mu paszport i możliwości, on nam umiejętności.
To że rzekomo odmówił Rosjanom czy Turkom, a wolał nas w ogóle mnie nie wzrusza. Wybór reprezentacji to nie wybór koloru nowego iPhone’a, lecz… Ejże, jaki w ogóle wybór?! O czym ja piszę? Wybór to może mieć ktoś, kto ma matkę z kraju X, a ojca z kraju Y, albo poplątane życiowe losy, ale nie Wilfredo Leon. Szanujmy się trochę.
Jest na świecie sporo osób, które chciałyby być obywatelami Polski. Myślę, że nie ma ani jednaj, która nadaje się na to mniej niż ten Kubańczyk. Są przesiedleńcy, są imigranci czekający tu na paszport latami. Dlaczego traktujemy ich gorzej? Dlaczego uważamy ich za ludzi drugiej albo trzeciej kategorii?
Typ szósty – nowoczesny. Mówi: świat się zmienia, ludzie migrują z miejsca na miejsce, musimy być otwarci.
Świat się faktycznie zmienia, a ludzie faktycznie migrują. Jednak nie wszystko, co nowoczesne, jest faktycznie takie cool i trendy. Ostatnio wykryto, że urzędniczka szwedzkiej administracji, odpowiedzialna za politykę imigracyjną, jest zwolenniczką ISIS. Uznano jednak, że nie można jej zwolnić, ponieważ… ma prawo do swobody przekonań. To mniej więcej tak, jakby na lotnisku Johna Kennedy’ego w Nowym Yorku pieczątki do paszportów wbijał Osama bin Laden.
W dawnych czasach ową urzędniczkę by zwolniono z pracy i poszczuto psami, dzisiaj pracuje ona dalej, ponieważ jej święte prawo polega na tym, że może trzymać kciuki za terrorystów. Sami sobie możecie odpowiedzieć, czy stare faktycznie przegrywa z młodym, czy było gorsze i głupsze.
Nie mam nic do Wilfredo Leona. Zapraszam go do Polski. Może tutaj zarabiać na życie, założyć rodzinę, odprowadzać dzieci do przedszkola. Absolutnie nie przeszkadza mi, skąd pochodzi i jakiego koloru ma skórę. Napisałbym „czuj się jak w domu”, gdyby nie było to faux pas, bo przecież z domu uciekł. Z czasem z pewnością Leon nauczyłby się języka polskiego i spełniłby inne wymogi, niezbędne do otrzymania obywatelstwa polskiego w normalnym trybie. To jest kluczowe – w normalnym trybie. Wiem, że uzyskał nasz paszport legalnie, w trybie nadzwyczajnym, mniej więcej tak jak Depardieu stał się Rosjaninem, ale to rozwiązanie bardzo mi się nie podoba i uważam, że jest skandalicznie nadużywane na rzecz sportowców.
Jestem staroświecki w kwestii sportu. Nie będę się powtarzał – sport międzynarodowy ma sens, gdy rywalizują w nim rzeczywiści przedstawiciele narodów. Multi-kulti powoli wykańcza tę odnogę sportu. Chcesz reprezentować Polskę? No dobrze, ale miej świadomość, że to się łączy z długim czasem oczekiwania na paszport, ponieważ będziesz stał w dokładnie tej samej kolejce, w której stoi Sergiej (hydraulik, przyjechał z Kijowa), Malcolm (ogrodnik, wcześniej mieszkał w Nairobi) czy Alfonso (bankowiec, miłość przygnała go do Polski aż z Kurytyby). Rozdawanie paszportów na lewo i prawo nie jest nowoczesne, tylko nieodpowiedzialne, głupie i niesprawiedliwe. Nikomu nie zabraniam tu mieszkać, ale polski paszport to nie karta lojalnościowa ze sklepu „Piotr i Paweł”, którą dostajesz przy pierwszych zakupach.
A ci wszyscy nowocześni, którzy chcą budować państwa na wskroś otwarte… Zapraszam do Francji, albo do Anglii, do Londynu. W obu tych miejscach najpopularniejszym imieniem męskim nadawanym chłopcom jest… Mohammed.
KRZYSZTOF STANOWSKI