Reklama

Łukasik walczy z legendą Dariusza Łatki. I nieźle mu idzie!

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

26 lipca 2015, 13:14 • 3 min czytania 0 komentarzy

Czy trudno jest strzelić gola w Ekstraklasie? Przykład Michała Przybyły z Korony Kielce pokazuje, że nic z tych rzeczy. Wystarczyć może pokręcenie się w okolicach pola karnego przeciwnika, nie trzeba nawet demonstrować umiejętności piłkarskich. Ot, chwila-moment i już zapisujesz się w protokole sędziowskim i spełniasz dziecięce marzenia. Jest jednak w Ekstraklasie również kilku zawodników, którzy muszą mieć zdecydowanie odmienne zdanie na ten temat. Nazwijmy ich członkami elitarnego „Klubu Zero”.

Łukasik walczy z legendą Dariusza Łatki. I nieźle mu idzie!

Dlaczego elitarnego? Otóż sprawy mają się tak – obecnie w kadrach zespołów z najwyższej klasy rozgrywkowej jest 147 piłkarzy z pola, którzy rozegrali przynajmniej 50 spotkań w Ekstraklasie. Dystans całkiem spory, specjalnie zawiesiliśmy poprzeczkę na takim poziomie, było więc dużo czasu, by choć raz wpisać się na listę strzelców. Zgadnijcie, ilu piłkarzom spośród tych 147 ta sztuka się nie udała.

Odpowiedź brzmi: tylko 4 (słownie: czterem).

Elitarnie, prawda? Biorąc pod uwagę tę statystykę, można pokusić się nawet o wniosek, że trzeba się nieźle natrudzić, by na takim dystansie bramki NIE STRZELIĆ, a nie odwrotnie.

No dobra, pora na nazwiska. Na prowadzeniu Adam Pazio z 68 „pustymi przelotami”. Dalej Daniel Łukasik (66), Piotr Tomasik (56) i Alan Uryga (51). Dziś szansę dołączenia do klubu może mieć również Adam Deja, ale na razie jego licznik wskazuje liczbę 49.

Reklama

W przypadku Pazio nie jesteśmy zdziwieni tym bilansem, bo według nas chłopak podlega trochę innym definicjom. Nawet gdyby znalazł się sam jak palec z piłką przy nodze na piątym metrze od bramki, to ciężko mówić o sytuacji 100-procentowej, bo przecież to tylko Pazio. Również zdziwieni nie jesteśmy w przypadku Urygi, który w trakcie meczu najchętniej nie opuszczałby własnej połówki. Nieco inaczej prezentuje się sytuacja z Tomasikiem. Jest to bowiem obrońca (wcześniej też skrzydłowy), który trafiać do siatki w innych rozgrywkach potrafił. Na przykład w sezonie 2011/12 strzelił łącznie 9 bramek w barwach Floty i Arki – 7 w I lidze i 2 w Pucharze Polski. Dwa lata później zbliżył się do tego osiągnięcia, ładując 7 goli w sezonie. Tak więc mowa o gościu, który generalnie potrafi, ale nie pokazał tego jeszcze w Ekstraklasie.

Jednak zgodzicie się chyba, że z kilku powodów najbardziej zaskakująca jest obecność w tym gronie Daniela Łukasika. Najlepszy piłkarsko, bo gra już w drugim klubie z szerokiego topu. Zdecydowanie najdroższy zawodnik z tej grupy (kosztował Lechię około trzy miliony złotych, miesięcznie przytula okrągłą sumkę, która przekracza 50 tysięcy). Teoretycznie najbardziej ofensywnie usposobiony z tej czwórki. Można się oczywiście spierać, czy w teorii lepsze liczby w ataku powinien mieć defensywny pomocnik czy boczny obrońca, ale należy pamiętać, że Łukasika dość często oglądamy pod bramką rywala, ma on również swoje zadania w ofensywie. W dodatku egzekwuje stałe fragmenty, a to zwiększa szanse na zdobycie gola.

Podsumowując, jest źle, bardzo źle. Gdyby jeszcze w defensywie Łukasik należał do ligowej czołówki na swojej pozycji, można by spojrzeć na to przychylniejszym okiem, ale niestety nie należy. Nie wiedzieć kiedy z obiecującego chłopaka, który grywał w kadrze, zrobił nam się ligowy dżemik, w dodatku przepłacany. Aż przypomina nam się historia Dariusza Łatki, który też dzielnie wzbraniał się przed pokonaniem bramkarza rywali. Udawało się długo, bo „happy-end” nastąpił dopiero w 128. spotkaniu (ze 130), które były pomocnik Podbeskidzia rozegrał w Ekstraklasie. Jeszcze niedawno wydawało się to niemożliwe, ale Łukasik ma wszelkie predyspozycje, by Łatce dorównać. I nie mamy tu na myśli tylko skuteczności.

PS. Ku pokrzepieniu serc, pocztówka z przeszłości. Bramka Łukasika w reprezentacji. Niestety – wredna FIFA potraktowała ten mecz jak sparing, bo trener Rumunów dokonał ośmiu zmian w składzie, a regulamin pozwalał jedynie na sześć. Jak pech to pech, ale trafienie niebrzydkie.


Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...