Reklama

Sobota zaczął sezon w pierwszym składzie. On, ale jak nie on.

redakcja

Autor:redakcja

25 lipca 2015, 17:07 • 2 min czytania 0 komentarzy

Nie będziemy ściemniać, że oglądanie drugiej ligi niemieckiej sprawia nam przyjemność, ale w zaistniałej sytuacji, przed startami najważniejszych lig, postanowiliśmy podejrzeć mecz Sankt Pauli z Arminią Bielefeld. Nie, nie z nudów. Do odszukania streama zachęcił nas Waldemar Sobota, który wystąpił od pierwszej minuty. Od pierwszej do 65., kiedy to trener ściągnął go z boiska jako pierwszego w drużynie. 

Sobota zaczął sezon w pierwszym składzie. On, ale jak nie on.

Od kiedy Sobota trafił do St. Pauli, grał dość regularnie. W międzyczasie miał problemy z kontuzją, ale jeśli tylko był zdrowy, to najczęściej pojawiał się w pierwszym składzie. Nie inaczej było dziś. Przyjemna odmiana po tym, co spotkało go w Club Brugge.

Niestety, nie będzie to opinia kolorowa i wielce optymistyczna. Sobota zagrał po prostu nieźle, na solidnym poziomie. Kilka razy trybuny nagrodziły go burzą braw, za walkę. W innym momencie spróbował nieźle dograć piłkę. Wszystko fajnie, ale w tym, co robił, jednak brakowało jakości. Jak na lekarstwo było też tego, co przecież charakteryzowało go jako piłkarza, czyli zrywów, rajdów, pojedynków biegowych. Hasał sobie po skrzydle, ale nie wnosił niczego ekstra. Parę razy dostawał piłkę i marnował wysiłek drużyny, zagrywając niecelnie, bądź nie w tempo. Brakowało inwencji, przebojowości. Nic dziwnego, że trener dość szybko zdjął go z boiska. Na koniec znowu zebrał oklaski, ale bardziej za zaangażowanie niż jakość.

Plus jest taki, że na początku sezonu wywalczył miejsce w podstawowym składzie, ale zobaczymy na jak długo. Mecz otwarcia, zakończony bezbramkowym remisem, w żadnym momencie nie był popisem jego umiejętności. Brakowało choćby waldkowego, jednorazowego zrywu, jakiegoś błysku. Wszystko było do bólu poprawne i przeciętne.

Reklama

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...