Tonący ma to do siebie, że lubi chwytać się brzytwy. A tonący związany z Widzewem – już wyjątkowo szczególnie. Sylwester Cacek pożegnał się z łódzkim klubem próbując opędzlować klubowy herb, tymczasem na Twitterze wyjątkowo aktywny zrobił się Michał Wlaźlik, były dyrektor sportowy. Macie prawo go nie kojarzyć, ale to ten typ, który wygrzewając się na plaży zapewniał, że nie jest na urlopie. Zgubiła go jednak geolokalizacja, która jasno wskazała miejsce pobytu: Santa Cruz de Tenerife. Pan Wlaźlik wyjątkowo lubuje się we wsadzaniu kija w szprychy. Oto ostatnie dowody.
Człowiek, który wyrzucił klub na śmietnik, uczy jak robić kasę na piłce. To mniej więcej tak, jakby Stefan Niesiołowski tłumaczył zasady politycznej ogłady, a matka Madzi – jak dbać o zdrowe dzieci. „Poprawcie ten wynik, pogadamy”. Naprawdę, to taki szczyt bezczelności, jakiego chyba w polskiej piłce nie widzieliśmy. Człowiek z klubu, który oszukał dziesiątki ludzi na olbrzymie pieniądze, który nie płacił pensji ani piłkarzom, ani agentom i potem wręcz narzucał rozwiązywanie umów i zrzekanie się należności, stawia dziś siebie za biznesowy przykład. Doprawdy niebywałe.
Nie wiemy, co dokładnie kierowało panem Wlaźlikiem – na wszelki wypadek zrobiliśmy screena, bo możliwe, że pisał po pijaku – ale niewykluczone, że chodzi mu o podtrzymanie dobrych relacji z samym Cackiem. W końcu nie od dziś nosi ksywkę „dupowlaźlik”.
Fot. FotoPyK