Reklama

Kasperczak: Nie odczuwam strachu, a przeznaczenia i tak się nie oszuka

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

15 lipca 2015, 10:21 • 10 min czytania 0 komentarzy

Ryzyko jest wkalkulowane. To, co się stało w Susie, jest niewyobrażalne. Ale myśli pan, że Europa jest bezpieczna? Tego samego dnia, gdy ginęli ludzie na tunezyjskiej plaży, we Francji człowiekowi odcięto głowę. Kto by pomyślał jeszcze parę lat temu. No ja mam nadzieję, że nic mi się nie stanie. Nie odczuwam strachu, a poza tym przeznaczenia się nie oszuka. Co ma być, to będzie – mówi w rozmowie z Super Expressem Henryk Kasperczak, który został selekcjonerem reprezentacji Tunezji.

Kasperczak: Nie odczuwam strachu, a przeznaczenia i tak się nie oszuka

FAKT

Lech wygrał, ale nie obeszło się bez strat.

Image and video hosting by TinyPic

Jedziemy wykonać swoją robotę – zapowiadał kapitan mistrzów Polski Łukasz Trałka (31 l.) i faktycznie zrobił, co do niego należało. Kiedy akcje gospodarzy z minuty na minutę stawały się bardziej składne, defensywny pomocnik po indywidualnej akcji dośrodkował na głowę Kaspera Hamalainen (29 l.), a Fin pewnie skierował ją do siatki. Do tego momentu wszystko układało się jednak nie tak, jak trzeba. Karol Linetty (20 l.) już w 7. minucie zszedł z boiska z kontuzją, a później głowę rozbił Dawid Kownacki (18 l.) i także opuścił murawę.

Reklama

Liga Europy na razie w ramkach:
– Taktyka Legii powinna być bardziej ofensywna
– Pawłowski wie, jak ograć Szwedów

A Przemysław Frankowski z Jagiellonii mówi: Musiałem leżeć, żeby nie oślepnąć.

Na początku rundy wiosennej miał pan groźny uraz oka, gdy dostał w nie piłką. Nie miał pan czarnych myśli, że to może oznaczać koniec grania?
– W młodości dostałem piłką w oko i tydzień spędziłem w szpitalu. Tamta kontuzja przy tej z tego roku nie była aż tak groźna, lecz i tak wówczas odechciało mi się piłki. Przez pół roku nie grałem, po prostu się bałem. Wiosną po meczu z Legią tydzień leżałem w szpitalu w Białymstoku i tydzień w Katowicach. Trener Michał Probierz pomógł mi się dostać do katowickiej kliniki. Musiałem przejść operację. Na początku lekarze uznali, że nie jest tak strasznie z okiem, że po kilku dniach się zagoi, krew zejdzie. Tak nie było. Miałem w oku ciśnienie 44. Niezwykle wysokie – informowali lekarze. Z powodu ciśnienia nie mogłem w ogóle chodzić, tylko leżeć. W przeciwnym razie mogłem stracić wzrok. Zadzwoniłem do mamy z tą informację. Płacz… Do dziś jestem wdzięczny lekarzom.

Image and video hosting by TinyPic

Wrócił i od razu gra! Kto? Wołąkiewicz! Zapowiada się pasjonująco!

Co firma, to firma. Chociaż Hubert Wołąkiewicz (30 l.) ostatni mecz rozegrał 4 miesiące temu, z marszu wywalczył miejsce w podstawowym składzie Cracovii. – To ograny chłopak, który da sobie radę – mówi trener Pasów Jacek Zieliński. (…) – Nie wracam do Polski, by odcinać kupony. Chcę pomóc drużynie doświadczeniem, którego nabrałem, grając w Poznaniu. Co roku walczyliśmy o tytuł mistrzowski i radziłem sobie z tą presją – podkreśla Wołąkiewicz.

Reklama

Walka o fotel prezesa Barcelony trwa. Joan Laporta mówi więc z tej okazji polskiej dziennikarce, że chciałby w klubie polskiego piłkarza. No przecież.

GAZETA WYBORCZA

Zaczynamy tekstem o tym, że polska piłka potrzebuje kopa. Analiza na bazie raportu finansowego.

Image and video hosting by TinyPic

Polskie kluby ciągle świetnie płacą piłkarzom. Jak na swoje możliwości. Te nie są aż tak wielkie, bo ciągle jesteśmy ubożuchnym krewnym największych lig europejskich. Zmniejszamy jednak dystans do średniaków. – Łączne przychody klubów piłkarskiej Ekstraklasy wyniosły w 2014 r. 375 mln zł – ogłosiła we wtorek firma doradcza Deloitte. Już po raz dziewiąty przygotowała raport o pieniądzach najlepszych polskich klubów “Piłkarska liga finansowa”. Okazuje się, że w zeszłym roku łączne przychody klubów, które grały w naszej najwyższej klasie rozgrywkowej, spadły w porównaniu z 2013 r. o 4 mln zł. – To efekt spadku z ligi Zagłębia Lubin, które osiąga wysokie przychody – tłumaczy Deloitte.

Trzymamy się tematyki finansowej, bo… Banki każą sprzedać Wisłę.

Po 18 latach i ośmiu mistrzostwach Polski Tele-Fonika będzie musiała pozbyć się klubu. Ale to wcale nei znaczy, że w Wiśle kończy się czas Bogusława Cupiała. Tele-Fonika wychodzi z kryzysu rozpoczętego w 2013 r. W ostatnim roku zarobiła 258 mln zł (przed podatkiem dochodowym, odsetkami z kredytów i kosztami amortyzacji). Wciąż jednak ma miliard złotych długu. Wczorajszy „Puls Biznesu” podał, że spółka planuje zmniejszenie liczby wierzycieli – dziś ma kredyty w 12 bankach, a chciałaby mieć w sześciu. Silna pozycja spółki na rynku kabli (lider w Europie Środkowej i Wschodniej) sprawia, że banki nie robią problemu. Stawiają jeden warunek – Tele-Fonika musi się pozbyć Wisły Kraków. – Chodzi o to, by spółka się zobowiązała, że np. do końca przyszłego roku sprzeda klub. Trudno jest łączyć działalność operacyjną, czyli produkcję kabli, z prowadzeniem nierentownego klubu piłkarskiego. Banki nie lubią takich rzeczy, i to nie tylko w odniesieniu do tego przypadku – mówi jeden z bankierów.

Jest też o tym, że Lech wygrywa w Sarajewie.

SUPER EXPRESS

Kuciak stawia sprawę jasno: Porażka z Rumunami byłaby końcem świata.

Image and video hosting by TinyPic

Kiedyś powiedziałeś, że zawsze będziesz wdzięczny żonie, że wytrzymała z tobą w Rumunii. Było tak źle?
– Czas zaciera złe wspomnienia, ale i pod względem piłkarskim i życiowym, był to ciężki okres. Nigdy nie zapomnę małżonce, że była wtedy przy mnie.

(…)

Kibice się martwią, czy po tak słabym otwarciu sezonu Legia przejdzie Rumunów.
– Awansujemy do następnej rundy! Nawet nie chcę myśleć, co by się stało, gdybyśmy odpadli. To byłby koniec świata!

Porażka z Lechem Poznań 1:3 w meczu o Superpuchar Polski to wypadek przy pracy czy macie poważny kryzys?
– Zobaczymy w czwartek. Jeżeli zagramy fajny mecz, swoją piłkę, to powiem, że trafił nam się w Superpucharze słabszy dzień. Jeśli nie, to będzie to sygnał, że dzieje się coś złego. Wszyscy będziemy mądrzejsi po spotkaniu z Botosani. Dziś wiem tylko, że w Poznaniu nie byliśmy sobą. To nie była ta Legia, którą znam.

Kasperczak nie czuje strachu przed pracą w Tunezji.

Kiedy pracował pan w Mali, zabito cudzoziemców w kawiarni w Bamako, nieopodal której jadł pan kolację. Teraz jedzie pan do Tunezji, gdzie z rąk terrorysty zginęło prawie 40 osób. Odwagi nie brakuje.
– Ryzyko jest wkalkulowane. To, co się stało w Susie, jest niewyobrażalne. Ale myśli pan, że Europa jest bezpieczna? Tego samego dnia, gdy ginęli ludzie na tunezyjskiej plaży, we Francji człowiekowi odcięto głowę. Kto by pomyślał jeszcze parę lat temu. No ja mam nadzieję, że nic mi się nie stanie. Nie odczuwam strachu, a poza tym przeznaczenia się nie oszuka. Co ma być, to będzie.

(…)

A dlaczego Tunezja, a nie Wybrzeże Kości Słoniowej, gdzie był pan w trójce kandydatów?
– Była propozycja z WKS, ale nie tak konkretna jak z Tunezji. Działacze z WKS nie mogą się zdecydować, wszystko musi być przyklepane przez ministerstwo sportu. Poza tym tam się dziwne rzeczy dzieją, po ostatnich mistrzostwach Afryki zginęło podobno sporo pieniędzy. Już kiedyś przepadła mi dobra praca, w Lille, bo miałem mniej konkretne oferty z Marsylii i Lyonu. Czekałem, ale w końcu te kluby zatrudniły innych trenerów, a ja zostałem na bezrobociu. Nie chciałem, żeby Tunezja mi uciekła przez niezdecydowanie działaczy WKS.

Ale w WKS pracowałby pan z o wiele lepszymi piłkarzami.
– W Tunezji też jest z kim pracować. Liga tunezyjska jest najlepsza w Afryce, niektórzy reprezentanci wrócili z Europy i grają w ojczyźnie, bo dostają tu dobre pieniądze. Tunezja zajmuje 32. miejsce w rankingu światowym i jest czwarta w Afryce. Poziom piłki jest o wiele wyższy niż wtedy, gdy pracowałem tu w latach 1994-1998. Cel to awans do finałów mistrzostw Afryki 2017 i finałów mistrzostw świata 2018.

A w Sarajewie Lech zrobił swoje.

Image and video hosting by TinyPic

Mecz FK Sarajewo – Lech Poznań był pierwszym starciem mistrzów Polski w eliminacjach do Ligi Mistrzów. Podopiecznych Macieja Skorży traktowano jako faworytów, a oni nie zawiedli. Po golach Kaspera Hamalainena i Denisa Thomalli wygrali pewnie 2:0 i przed rewanżem są w komfortowej sytuacji. Lechici do meczu przystępowali w bardzo dobrych humorach. Nie dość, że wygrali Superpuchar Polski, to wręcz upokorzyli Legię w spotkaniu o to trofeum. Nie dziwił więc optymizm mediów i sztabu szkoleniowego, ale nie było też lekceważenia przeciwnika.

Nic tu odkrywczego.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Mistrzowskie otwarcie na okładce.

Image and video hosting by TinyPic

Wygrana, która boli.

– Piłka nożna to dla nas wszystko. Całe życie. Tylko to mamy – powiedział nam Samir, ale tym razem minął się z prawdą. Kiedy w drugiej połowie piłkarze FK marnowali kolejne sytuacje, dziesięć minut przed końcem fani zaczęli opuszczać stadion, złorzecząc na mistrzów BiH. Lech wygrał, ale wcale nie zachwycił. Uščuplić miał rację, że defensywa jest najsłabszym punktem Kolejorza, bo gdyby jego piłkarze byli skuteczniejsi, na pewno by nie przegrali. Mistrzowie Polski do rewanżu przystąpią z dwubramkową zaliczką, więc cel postawiony przez Skorżę prawdopodobnie zostanie osiągnięty. Awans do trzeciej rundy eliminacji Ligi Mistrzów zdaje się być tylko formalnością.

Image and video hosting by TinyPic

Białystok to nie Polska B – mówi w wywiadzie Frankowski. Wracamy do materiału cytowanego już w Fakcie.

Ale hat trick zdobyty w 16 minut w meczu z Kruoją sprawił, że kibicom przypomniała się skuteczność Tomasza Frankowskiego.
– Pan Tomek karierę skończył, wiele zrobił dla tego klubu. Dajmy mu już spokój. Porównywanie mnie z nim, to zgrana płyta. Chciałbym, by moja wypowiedź była ostatnią w tym temacie.

Hat trick dwudziestolatka w pucharach to nie byle co.
– Ale i tak wyżej cenię sobie trzecie miejsce z ubiegłego sezonu. Umówmy się – fajnie, że z Kruoją zdobyliśmy dużo bramek, ale przeciwnik nie był specjalnie wymagający. Z Omonią już tak łatwo nie będzie, z każdą kolejną rundą poprzeczka idzie wyżej. Chętnie się sprawdzimy i zrobimy wszystko, żeby awansować.

Denerwuje się pan, kiedy nie strzela goli.
– Oczywiście. Miałem taki paskudny czas bez bramki, aż w końcu trener Probierz zapytał: „Ile masz goli i asyst?”. Dwa razy zadawał mi takie pytanie – w Lechii i Jagiellonii. Nie powiem, było mi głupio, bo sam wiem, że stać mnie na więcej. Ale jakimś maleńkim usprawiedliwieniem był fakt, że w tym roku dokuczały mi kontuzje. Psychika trochę siadła.

Image and video hosting by TinyPic

Czytamy też o czwartkowych pucharowiczach. Problem Legii już zdefiniowany: wicemistrz jest słaby w ataku.

Trener Henning Berg jasno zdiagnozował problemy zespołu i przyczyny z powodu których tytuł najlepszej drużyny w kraju pojechał w czerwcu do Poznania. – Strzelamy za mało goli, kreujemy za mało okazji pod bramką rywala – mówił norweski szkoleniowiec. Zimą, kiedy z Legii niespodziewanie tuż przed końcem okna transferowego odszedł Mirosław Radović – główny architekt i konstruktor ofensywnych akcji zespołu, Berg nie znalazł pomysłu, jak i kim go zastąpić. Uparcie trzymał się ustawienia z dwoma defensywnymi pomocnikami, nikła liczba ofensywnych piłkarzy nie przekładała się na jakość w ataku. I Legia poległa. – Jej głównym problemem jest brak kreatywnych środkowych pomocników, dlatego wiosną opierała ataki na skrzydłowych. Po odejściu Radovicia Legia została bez lidera, jeden oglądał się na drugiego – uważa Marcin Mięciel, były napastnik klubu z Łazienkowskiej. (…) – Duda wciąż nie osiągnął klasy Rado. Ma wielki talent, ale brakuje mu stabilizacji formy. W dodatku nie przepracował okresu przygotowawczego, dlatego ciężko akurat w nim upatrywać zbawcy zespołu na początku rozgrywek. Masłowski musi mierzyć się z ogromną presją, związaną z kwotą, którą Legia zapłaciła za niego Zawiszy (800 tys. euro). Gdyby trafił za darmo, oczekiwania byłyby inne. W Bydgoszczy prezentował się znakomicie, ale to było przed urazem. W Warszawie, pod względem mentalnym, nie poradziło sobie wielu zawodników. Jeśli w tym sezonie Masłowski nie błyśnie, zostanie uznany za duży niewypał transferowy – mówi Mięciel.

Śląsk pod wrażeniem drągali.

– IFK Göteborg jest w naszym zasięgu, ale jeśli mamy ich wyrzucić z pucharów, musimy wspiąć się na wyżyny. Oni gonią jak psy, od pierwszej do ostatniej minuty – mówi trener Śląska Tadeusz Pawłowski. “Tedi” był w niedzielę w Szwecji razem z jednym ze swoich asystentów Łukaszem Czajką. Oglądał tam na żywo mecz swojego czwartkowego rywala z IFK Norrköping. To było starcie lidera z wiceliderem ligi szwedzkiej. – Nasz przeciwnik jest świetnie przygotowany atletycznie i bardzo konsekwentny w tym, co robi na boisku. Skończyło się remisem 0:0, ale kiedy Norrköping troszkę odpuściło w końcówce, rywale rzucili się na nich jakby chcieli ich zagryźć – mówi szkoleniowiec Śląska. Wniosków po wyprawie za Bałtyk jest mnóstwo, między innymi jeśli chodzi o stałe fragmenty. – Są strasznie wyrośnięci – przyznaje szkoleniowiec Śląska, który w lidze miał problemy ze zbyt niskim składem.

Image and video hosting by TinyPic

Kasperczak w grze o posadę pokonał 30 trenerów.

Było ponad 30 chętnych chętnych do objęcia tej posady, w tym znani Francuzi Rene Girard (mistrz Francji z Montpellier w 2012 r., ostatnio prowadził Lille – red.) czy Sabri Lamouchi (były trener kadry WKS – red.), który jest pochodzenia tunezyjskiego. A jednak wybrano mnie – mówi z dumą Henryk Kasperczak, nowy selekcjoner reprezentacji Tunezji. Władze tej federacji postawiły na niego, może dlatego, że już odnosił znaczące sukcesy w tym państwie. W latach 1994-98 prowadził już reprezentację tego kraju i doszedł z nią do finału Pucharu Narodów Afryki i awansował na mistrzostwa świata w 1998 r. (…) Poza Tunezją mógł objąć także kadrę WKS. – Zgłosiło się 59 kandydatów, a ja znalazłem się w pierwszej trójce. Poza mną na w grze liczyli się jeszcze Frederic Antonetti (prowadził m.in. Bastię, St. Etienne, Nice i Rennes – red.) i ten trener, który prowadził Gwineę podczas ostatniego PNA (Michel Dussuyer – red.). Wybrałem jednak Tunezję, choć w WKS mógłbym pracować z bardziej znanymi piłkarzami. Wziąłem jednak pod uwagę różne kwestię, nie czekałem na decyzję w WKS i wybrałem ofertę z Tunezji – mówi szkoleniowiec.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...